Boko Haram: terroryści, oportuniści i geszefciarze
25 lutego 2015Abubakar Shekau, ubrany na czarno przywódca terrorystycznego ugrupowania Boko Haram, pozuje przed kamerą z kałasznikowem na kolanach. To nowe 12-minutowe wideo, perfekcyjnie zainscenizowane z napisami w języku angielskim i arabskim, daje dużo do myślenia. Nigeria, gdzie wszystko wzięło swój początek, nie odgrywa w tym filmie prawie żadnej roli. Przesunięte na koniec marca wybory prezydenckie jakby go nie obchodziły. W zamian za to wysuwa groźby pod adresem całego świata; pod adresem USA, Niemiec, Izraela, Francji, ale szczególnie sąsiadów Nigerii: Nigru, Czadu i Kamerunu.
Eksport terroru do państw sąsiednich
Mimo że ugrupowanie Boko Haram nadal terroryzuje północną Nigerię, w minionych miesiącach rozszerzyło pole działania na Kamerun, Niger i Czad. Jak dotąd opór wobec terrorystów stawiają zwłaszcza jednostki z Kamerunu i Czadu. Nie bez powodu: chcą między innymi uniemożliwić dostanie się ropy naftowej w ręce terrorystów.
Zagrożenie ze strony Boko Haram bagatelizowane
Teraz z Boko Haram mają się rozprawić siły szybkiego reagowania. Prawie 9 tys. żołnierzy z tych sił pochodzi z Nigerii, Beninu, Kamerunu, Nigru i Czadu. Jedno jest pewne: ci terroryści trzymają w szachu cały region.
- Boko Haram jest już od dawna regionalnym zagrożeniem – twierdzi Nnamdi Obasi z Międzynarodowej Grupy Kryzysowej (ICG). - Winę ponosi rząd Nigerii, który dopuścił do tej eskalacji. Przez wiele lat bagatelizowano zagrożenie ze strony Boko Haram zarówno na płaszczyźnie politycznej jak i militarnej. Nikt się nie przejmował nędzą grasującą w północno-wschodniej Nigerii. Nie sprzeciwiano się też ekspansji radykalnych szkół koranicznych. Dzięki temu terroryści mogli bez przeszkód rekrutować młodych mężczyzn, którzy i tak nie mieli nic do stracenia. Nikt nie rozumiał z jak złożonym problemem ma do czynienia”.
Wzorują się na Państwie Islamskim (PI)
Dziś ugrupowanie Boko Haram jest uzbrojone jak regularna armia. Ocenia się je na 30 000 osób a nawet więcej. Na północy Nigerii Boko Haram kontroluje tymczasem obszar wielkości Portugalii. Utrzymuje ścisłe kontakty z Al-Kaidą Islamskiego Maghrebu, somalijskimi dżihadystami z Al Shabaab i być może również z terrorystami Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku.
- Wiele przemawia za tym, że Boko Haram kopiuje wysoce profesjonalną politykę informacyjną PI,- twierdzi ekspert w sprawach Nigerii Marc Engelhardt.
Oportuniści i geszefciarze
- Wszystko zaczęło się od trzymanego w ręku noża – mówi Ignatius Kaigama, arcybiskup w Jos.
Dwanaście lat temu Boko Haram było w północno-wschodniej Nigerii nieliczącą się grupką radykalnych islamistów. Ale już wtedy ta grupa miała dojście do wpływowych miejscowych polityków, pomagała za pieniądze w kampaniach wyborczych, wysyłając bandy zabijaków na zlecenie partii będącej akurat u władzy.
Oportunizm i geszefciarstwo? To w ogóle nie pasuje do wizerunku dżihadystów, dla których „zachodnia edukacja jest grzechem” (tłum. określenia Boko Haram) i którzy, jak twierdzą, zamierzają stworzyć na nowo ponadgraniczny kalifat Sokoto z XIX wieku.
Kalifat jest tylko fasadą
Dla Marca Engelhardta powstanie Boko Haram ma więcej wspólnego ze strukturami mafijnymi niż z rzekomą świętą wojną. W jego przekonaniu jest to tylko fasada, z której się korzysta w celu mobilizowania bojowników i zjednywania sobie aprobaty społeczeństwa. Tego samego zdania jest prezydent Czadu Idris Deby, który uważa członków Boko Haram za największych wrogów islamu.
Ugrupowanie Boko Haram finansuje się z napadów na banki, wymuszania haraczu, porywania ludzi oraz z przemytu narkotyków i broni.
Wielu oficerów i polityków nigeryjskich nie jest zainteresowanych rozprawieniem się z tym terrorem na zawsze. Gdyby nie ciągłe zagrożenie ze strony Boko Haram, państwo nie przeznaczałoby miliardów na zbrojenia. Robi to, by kupić sobie spokój w armii, w której raz po raz trąci puczem. Wiele sztuk broni, które zabezpiecza się po aresztowaniu bojowników z Boko Haram, pochodzi wprawdzie z Libii. Ale i skorumpowani nigeryjscy oficerowie nie raz sprzedawali broń Boko-Haram; nawet czołgi.
tagesschau.de / Iwona D. Metzner