Uczennice nadal w rękach Boko Haram
24 maja 2014Deutsche Welle: Pamięta Pan moment, gdy powiedziano Panu, że córka jest w rękach Boko Haram?
Ojciec: To było straszne. Jednocześnie wezbrała we mnie złość. Przecież państwo miało chronić nasze córki! Gdy wreszcie zrozumiałem, że córka została uprowadzona, nie mogłem sobie znaleźć miejsca.
Matka popadła w depresję
DW: Jak się czuje żona?
Ojciec: Jeszcze gorzej niż ja. Gdyby Pan ją teraz zobaczył, doznałby Pan szoku. Przestała jeść. Zawsze chętnie zakładała biżuterię. Kolczyki i naszyjniki. Teraz jest jej obojętnie jak wygląda. Wygląda jak stara kobieta. Ma depresję.
DW: Jaka była Pana pierwsza reakcja po otrzymaniu tej wiadomości?
Ojciec: Chcieliśmy demonstrować razem z innymi rodzicami uprowadzonych córek. Bo po tym napadzie wszyscy ważniejsi urzędnicy i administracja regionalna opuścili Chibok.
Najbardziej pomagają media
DW: Nie zaoferowano żadnej pomocy?
Ojciec: Żadnej. To wszystko wydarzyło się 14 kwietnia. 21 kwietnia pojawił się u nas gubernator Borno (stan w Nigerii, w którym leży miasto Chibok, red.). Od tamtego czasu nikogo z władz nie widzieliśmy.
DW: Nawet was nie informują, czy jest jakiś postęp w poszukiwaniach?
Ojciec: Nie. Wszystko, co wiemy, wiemy od was, dziennikarzy, przez radio albo telewizję. Niektórzy u nas mają telewizory. Ale władze nas nie informują.
DW: Jak Pan sądzi, w jaki sposób można by uratować córkę?
Ojciec: Skąd mam wiedzieć? Od porwania minął już miesiąc. Gdyby była możliwość uratowania naszych córek, to już by się to stało. Do dzisiaj nie dostaliśmy żadnej wiadomości, która pozwoliłaby nam mieć nadzieję. Widzieliśmy tylko ten film, który nakręcili ludzie z Boko Haram.
Na łasce Boko Haram
DW: Czy udało się Panu zidentyfikować córkę?
Ojciec: Niestety nie. Twarze były za małe. Nie mam też już dobrych oczu. Poza tym wszystkie miały na głowach hidżab.
DW: I co dalej?
Ojciec: Te dziewczynki są całkowicie uzależnione od Boko Haram. To znaczy, że jeśli się komuś zwiąże ręce i wrzuci go do wody, musi umrzeć. Oni mają nasze córki pod kontrolą. Gdy się im powie, połóżcie się na podłodze, to się położą, a gdy się im powie, że mają podskoczyć, to podskoczą.
DW: Jak Pan może znieść takie wyobrażenie?
Ojciec: Co czuję, nie ma znaczenia. Nic nie mogę zrobić. Gotów jestem umrzeć, żeby mi ją tylko zwrócono.
DW: Poświęciłby Pan życie?
Ojciec: Bez namysłu. Gdy mi Pan powie, żebym poszedł z Panem do Sambisa Forest, to zrobię to. Wszyscy musimy kiedyś umrzeć. (Przypuszcza się, że w tych okolicach przebywa wielu terrorystów z Boko Haram a także niektóre spośród uprowadzonych uczennic, red.).
Dobra i mądra
DW: Proszę nam powiedzieć coś o córce?
Ojciec: Moja córka jest dobrym człowiekiem. Od dziecka była bardzo obowiązkowa. Nigdy nie mieliśmy z nią kłopotów. Jest bardzo inteligentna. To moje czwarte dziecko. Inne już ukończyły szkoły. Mój syn pierworodny zmarł. Drugi akurat się ożenił. 12 kwietnia, dwa dni przed uprowadzeniem córki, odwiozłem ją motorem do szkoły. Powiedziała „Dziękuję tato, niedługo się zobaczymy”. To były jej ostatnie słowa.
DW: Czy jest może coś, co chciałby Pan koniecznie powiedzieć?
Ojciec: Tak. Proszę, żeby zagranica pomogła odnaleźć nasze córki. Słyszałem, że niektóre kraje chcą pomóc. Wszyscy są mile widziani.
Uwais Idris, Jan-Philipp Scholz / Iwona D. Metzner
red. odp.: Katarzyna Domagała