Wysoka jakość ma swoją cenę!
12 stycznia 2011Przeterminowane masło, mięso i wędliny, jaja zatrute dioksynami, makaron jajeczny z dodatkiem jajek "drugiej świeżości", to tylko niektóre przykłady przestępczych machinacji producentów żywności oraz nieuczciwych menadżerów, zarządzających sieciami sklepów dyskontowych. Po ich ujawnienu przez media wybucha wielki skandal. Konsumenci są oburzeni i bojkotują zatrute artykuły oraz sklepy, w których się one pojawiły, zanim się ich nie wycofa z półek. A potem wszystko powraca do normy.
Przypadek, czy norma?
Podstawowe pytanie brzmi: czy mamy do czynienia z odosobnionymi przypadkami nieuwagi i karygodnej niefrasobliwości, zwykłą pomyłką, czy też nagminną praktyką nieuczciwych producentów żywności oraz handlowców, liczących - nie bez racji - na ograniczone możliwości działania organów kontrolnych z jednej i skąpstwo konsumentów z drugiej strony, kierujących się podczas codziennych zakupów głównie niską ceną nabywanych artykułów?
Wiele wskazuje na to, że prawdziwe jest to drugie. To znaczy, że wcale nie chodzi tu o przypadek ani pomyłkę, tylko świadome naruszanie prawa w nadziei na nieuczciwe zwiększenie własnych zysków. Nikogo, kto ma choćby odrobinę pojęcia o tym jak skomplikowany jest dziś proces technologiczny produkcji przemysłowych pasz dla bydła lub karmy dla drobiu, nie przekona się argumentem, że ktoś nieświadomie domieszał do nich tłuszcze przemysłowe zamiast spożywczych. Albo, że hodowcy - też nieświadomie - karmili taką spereparowaną karmą kury, kaczki i świnki.
Zaostrzyć sankcje!
Nie, tu nic nie dzieje się przypadkiem. W przemyśle spożywczym i paszowym jak najbardziej celowo i świadomie "doprawia się" różnymi dodatkami to, co najpierw trafia do żłobu lub koryta, a potem na nasz stół, bo obraca się w nim dużymi pieniędzmi. A dzięki takim praktykom można zarobić dodatkowo.
Co? Jak to co? Parę (milionów?) euro, bo przecież nie kilka lat więzienia! A jeżeli nawet, to tylko w zawieszeniu. Owszem, zawsze trzeba się liczyć z grzywną, ale ta została już przecież wcześniej "wliczona" w cenę wspomnianych wyżej dodatków. Biorąc to wszystko pod uwagę, ten interes się opłaca. Wszystkim, tylko nie nam, konsumentom. I to się musi zmienić!
Ważne jest także, aby wprowadzić wreszcie obowiązek uwidaczniania na etykietkach wszystkich, ale to naprawdę wszystkich, składników użytych do produkcji najpierw paszy i karmy, a potem artykułów przeznaczonych do konsumpcji. Od tej zasady nie może być żadnych wyjątków, a wszelkie przypadki jej naruszenia muszą podlegać surowej karze. Należy ponadto zoptymalizować procesy kontrolne w firmach mających do czynienia z żywnością a jej kontrolerzy muszą zyskać dodatkowe uprawnienia.
Konsumencie, broń się!
Nie wolno nam też zapomianać o drugiej stronie madalu. O tym, że część, i to wcale niemała, winy za to, co się stało, spada na nas samych. Tak jest! To my sami przecież decydujemy ostatecznie o tym, co kupujemy i co chcemy zjeść. To my decydujemy, ile pieniędzy gotowi jesteśmy wydać na te śliczne, różowe płatki soczystej szynki, tak różowej i soczystej, że aż ślinka cieknie. Po osiem euro za kilo...
Za piękne to, żeby było prawdziwe? Oczywiście, że tak! A przecież kupujemy ją, bo tania. Kupujemy tanie jajka, nie chcąc jakoś przyjąć do świadomości, że za tę ceną muszą one przecież pochodzić z produkcji klatkowej. A więc nie mogą być ani smaczne, ani zdrowe. A jeśli nawet dobrze smakują, to tym gorzej, bo to oznacza, że doprawiono je chemią.
Znany dowcip głosi, że rabin, słysząc od młodego człowieka, marzącego o pierwszym, własnym aucie, że ma być ono jednocześnie ładne, tanie i dobre spytał go: "synu, a po co ci aż trzy samochody?!" Ta sama zasada obowiązuje także wtedy, kiedy idziemy do sklepu na zakupy. Nie ma wysokiej jakości za niską cenę. Jakość zawsze kosztuje. Wszystko inne jest tylko złudzeniem i samookłamywaniem się, na czym korzystają nieuczciwi producenci, liczący na - powiedzmy to otwarcie - na naszą głupotę. Czy naprawdę chcemy dać im tę satysfakcję?
Judith Hartl / Andrzej Pawlak
red. odp.: Andrzej Paprzyca