„Trump jest przypadkiem dla wymiaru sprawiedliwości”
9 czerwca 2017„Nürnberger Zeitung“ zauważa: „Dawno nie chodzi już o to, czy i w jaki sposób Moskwa mogła wywrzeć wpływ na kampanię wyborczą w USA. Znacznie bardziej decydujące jest to, że dla ratowania skóry Trump nie cofa się przed użyciem metod azjatyckiego lub afrykańskiego potentata. Jeżeli jednak w dotychczasowym, wiodącym mocarstwie Zachodu rozprzestrzenią się autorytarne struktury, nasz wolny świat stanie się niebezpiecznie mały”.
Zdaniem stołecznego „Die Welt": „Czasami wypowiedzenie wojny prowokują chwilowe niepokoje. Ale czasami wojny rodzą się z suchego, biurokratycznego rozważenia zalet i wad. Takim wypowiedzeniem wojny było zeznanie byłego szefa FBI Jamesa Comeya przed senacką komisją wywiadu. Przedstawione przez niego wydarzenia pokazują Trumpa, którego znamy aż nadto. Takiego, który nie okazuje krzty zrozumienia i respektu dla struktur instytucjonalnych i dla tego, co przystoi na jego stanowisku a co nie. Trumpa, dla którego od wszystkiego ważniejsze są lojalność i posłuszeństwo i który nie toleruje wokół siebie niezależnych umysłów. Jakie skutki będzie miał w efekcie ten konflikt dla Trumpa, zależy przede wszystkim od tego, jak ważne jest zachowanie instytucjonalnych organów władzy dla zasiadających w Kongresie republikanów – i dla amerykańskich obywateli”.
We „Frankfurter Allgemeine Zeitung" czytamy natomiast: „Trump ciągle jeszcze kieruje się instynktami człowieka interesów, bo też Comeya nie potraktował inaczej niż pracownika na kierowniczym stanowisku. Jeżeli od najwyższego śledczego kraju wymaga lojalności i próbuje wywrzeć wpływ na toczące się śledztwo, ujawnia, że nie zrozumiał podstawowych zasad podziału władzy lub je po prostu lekceważy. Znamy to już z innych obszarów: Trump uważa się za dyrektora generalnego Ameryki, nie za kogoś, kto piastuje polityczną funkcję o konstytucyjnie ograniczonym zasięgu władzy. To, że Comey zarzuca rządowi zniesławienie i kłamstwo, jeszcze raz pokazuje, jaką atmosferę stworzył Trump w Waszyngtonie. Inna sprawa, czy stanie się to polityczną zgubą prezydenta”.
W podobnym tonie utrzymany jest komentarz „Frankfurter Rundschau": „Opisana sytuacja robi wrażenie – i jest niegodna demokracji. Prezydent, który w rozmowie w cztery oczy wywiera presję na swojego najwyższego śledczego i domaga się od niego zakończenia śledztwa. Oczywiście trudno sprawdzić zeznania byłego szefa FBI Jamesa Comeya a prezydent USA Donald Trump zaprzecza wszystkiemu. Ale tak szczegółowe zeznanie jest wiarygodne. Osobliwa afera na linii USA-Rosja schodzi tym samym na drugi plan. Prezydent nie pozbędzie się już tej historii. Nie tylko Comey nie da spokoju. Także otoczenie Trumpa może być coraz bardziej niespokojne. Nie ma w nim chyba pracownika, który by nie został upokorzony. A to, że koniec końców Trump w mafijnym stylu zagroził Comeyowi, uświadamia wszystkim w Białym Domu, w jak niewielkim stopniu mogą się zdać na względy prezydenta. Tak Trump dostanie przeciwieństwo tego, co próbował wymusić: nie więcej, tylko mniej lojalności”.
„Handelsblatt" (Duesseldorf) tymczasem podsumowuje: „Jeżeli za kryterium weźmie się Watergate, Kongres już dzisiaj musiałby wszcząć procedurę impeachmentu. Prezydent okazał się nie tylko skłonny do wywarcia wpływu na śledztwo, ale wywieranie wpływu uznał za swój priorytet. Trump kieruje się równie niskimi instynktami jak Nixon, ale brakuje mu jego przebiegłości. Trump kategorycznie zaprzeczył, jakoby miał naciskać na Comeya, by zakończył śledztwo ws. Flynna. Teraz mamy słowo przeciwko słowu. Zeznanie byłego szefa FBI, którego wiarygodność nie ulega wątpliwości, przeciwko zeznaniu prezydenta, który rozprzestrzenia «alternatywne fakty» na temat liczby widzów podczas inauguracji swojej prezydentury. Prezydencja Trumpa jest sprawą dla wymiaru sprawiedliwości”.
opr. Elżbieta Stasik