SpiegelOnline: Z NRD do PRL-u lat 70-tych
22 lutego 2016Od 1972 roku obywatele NRD mogli odwiedzać „bratnią“ PRL na podstawie wkładki w dowodzie osobistym. Tak samo jak Polacy, którzy dzięki temu ogołocili berlińskie sklepy w okolicach Alexanderplatz z obuwia marki „Salamander” i damskiej bielizny z tworzywa sztucznego.
Siegfrieda Wittenburga dużo bardziej wtedy interesowała muzyka, a najbardziej album "Rumours" zespołu Fleetwood Mac z 1977 roku. Magazyn „Rolling Stone” uplasował ten longplay na 25 miejscu listy 500 albumów wszech czasów. Dzięki podróży do Polski, Siegfried Wittenberg kupił go właśnie w roku 1977, na – jak wspomina – „warszawskim czarnym rynku” za 120 marek wschodnioniemieckich. Tyle wtedy wynosił w NRD dwumiesięczny czynsz za mieszkanie.
Pieniądze wymienił po kursie nieoficjalnym 10:1 zamiast siedmiu złotych za jedną markę wschodnioniemiecką, która oficjalnie warta była wtedy tyle samo, co jedna „twarda” marka zachodnioniemiecka. Nie zapominajmy, że był to czas, w którym „Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, a socjalistyczna NRD szykowała się do gospodarczego prześcignięcia kapitalistycznej RFN.
Rzekomy gigant wśród potęg gospodarczych świata
„Gdybym przyjechał do Polski pięć lat wcześniej, przeżyłbym jej Belle Époque”, wspomina w „SpiegelOnline” Siegfried Wittenburg. Po wydarzeniach grudniowych i masowych strajkach w Łodzi władze wycofały się z podwyżki cen żywności i zaczęły inwestować w konsumpcję. PZPR sama wkrótce uwierzyła, że Polska jest „dziesiątą potęgą gospodarczą świata“, czytamy dalej.
W sklepach pojawiły się zachodnie towary. Polska kupowała zachodnie licencje. Kto chciał, mógł przez chwilę uwierzyć, że wkrótce prześcignie Włochy pod względem stopy życiowej.
Wybrani cieszyli się przydziałowym małym fiatem 126p. Można było napić się Pepsi lub CocaColi i zapalić Marlboro kupione w kiosku „Ruchu”. Jednym słowem: raj. Na kredyt.
"Polak został wybrany na papieża"
„Największa różnica wobec ówczesnej NRD dotyczyła względnej swobody w podróżowaniu na Zachód”, pisze z fotograf. Mało kto zdawał sobie wtedy sprawę, że gierkowska Polska tonie w długach.
Nieurodzajne lato 1975 położyło kres złudzeniom. Kolejki przed sklepami spożywczymi znów się wydłużyły. Nowa podwyżka cen przyniosła w 1976 roku robotnicze protesty w Radomiu i Ursusie.
W 1978 roku wydarzyło się coś, z czym nikt się nie liczył. „Polak został papieżem”, oznajmił pierwszy sekretarz KC PZPR Edward Gierek. W kręgu zaufanych towarzyszy dodał, że „oznacza to dla nas poważne trudności“.
Można by rzec: słowo stało się ciałem. Podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski naród się przebudził. „Polacy spostrzegli, że większość z nich podziela ich rozczarowanie poziomem życia. Stali się bardziej otwarci i pewni siebie. Nawet stojąc w sklepowych kolejkach nie bali się narzekać. Zaczęli praktykować Solidarität, po polsku: „solidarność”, którą w roku 1980 zaczęto pisać z dużej litery.
Egzotyczna podróż i niezwykłe przeżycia
„Gdy w 1979 roku, w kilka tygodni po wizycie papieża, odwiedziłem mojego przyjaciela w Warszawie, po długiej podróży koleją przez biedną, polską prowincję, doznałem w Warszawie wrażenia, że znalazłem się w światowej metropolii. W kinach wyświetlano „Hair“, w kwiaciarniach były świeże kwiaty, po warszawskiej Starówce spacerowali turyści z całego świata. Dla przybysza z NRD było to nadzwyczaj egzotyczne przeżycie“, wspomina Siegfried Wittenburg.
W dwa lata później wszystko się zmieniło. Polska była zajęta walką NSZZ „Solidarność” z rządem i partią. W Empiku ludzie czytali zagraniczną prasę jako odtrutkę na urzędową propagandę, która argumentowała, że powtarzające się strajki podkopują gospodarkę i są główną przyczyną wyraźnego obniżenia poziomu życia. Na ulice miast wyszły kobiety w pierwszych „marszach głodowych”.
Od 1976 roku cukier można było kupić oficjalnie tylko na kartki. Teraz pojawiły się kartki na wszystko – żywność, papierosy, wódkę i benzynę. A gdy „13 grudnia 1981 roku nowy szef państwa generał Wojciech Jaruzelski wprowadził w Polsce stan wojenny, rząd Honeckera zamknął granicę z „bratnim krajem” i nigdy już jej nie otworzył”.
Dla fotografa oznaczało to, że jego ulubiona płyta - "Rumours" zespołu Fleetwood Mac, którą za 120 marek NRD kupił w 1977 roku w Warszawie - do końca jego życia będzie się zacinać w tym samy miejscu, na piosence „The Chain”. Ale tak się nie stało. Krewni, żyjący na Zachodzie, przysłali mu inny egzemplarz tego krążka. Bardzo podobny, bo też się zacina na tym samym utworze.
W tym miejscu możemy tylko dodać od siebie pytanie: czy warto robić rewolucje?
Opr. Dagmara Jakubczak