Operacja "Świt Odysei"
20 marca 2011Stany Zjednoczone i Wielka Brytania wystrzeliły w sobotę (19.03) z okrętów wojennych i łodzi podwodnych 112 taktycznych pocisków manewrujących typu BGM-109 Tomahawk, które - jak poinformował amerykański wiceadmirał William Gortney - uderzyły w ponad 20 celów na libijskim wybrzeżu. Zaatakowano nimi stanowiska obrony przeciwlotniczej sił wiernych libijskiemu dyktatorowi rozlokowane w okolicach Trypolisu i Misraty. Unieszkodliwienie stacji radarowych oraz gniazd artylerii przeciwlotniczej i wyrzutni rakiet typu ziemia-powietrze jest warunkiem powodzenia akcji nadzorowania przestrzegania rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, ustanawiającej strefę zakazu lotów nad Libią dla ochrony ludności cywilnej kraju przed atakami wojsk Kaddafiego.
"Przystąpiliśmy do akcji"
Pierwsze działania koalicji Francji, Wielkiej Brytanii, USA, Kanady i Włoch zaczęły się w czasie trwania w Paryżu nadzwyczajnego szczytu Unia Europejska - Unia Afrykańska - Liga Arabska w sprawie Libii. Kiedy prezydent Francji Nicolas Sarkozy wystąpił po zakończeniu obrad przed kamerami telewizji, aby poinformować świat o ich wyniku, oświadczył, że pierwsze francuskie myśliwce patrolują już niebo nad Bengazi i "sprzeciwiają się wszelkim atakom lotniczym" ze strony sił wiernych Kaddafiemu.
Wkrótce potem prezydent Barack Obama, przebywający z wizytą oficjalną w Brazylii, wydał rozkaz siłom wojskowym USA do przystąpienia do "ograniczonej akcji militarnej w Libii". Podkreślił, że nie wyśle do Libii sił lądowych, i że Muaamara Kaddafi, który nie zaprzestał barabarzyńskich ataków na ludność swojego kraju nie pozostawił Stanom Zjednoczonym i ich partnerom innego wyboru.
"Zgotujemy wam piekło"
Jeszcze przed przyjęciem w czwartek (17.03) na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ rezolucji numer 1973, która stanowi podstawę prawną do popdjęcia akcji militarnej dla obrony ludności cywilnej Libii i zamknięcia przestrzeni powietrznej nad nią, Kaddafi ostrzegł przed jakimkolwiek zaangażowaniem się militarnym przeciwko jego krajowi. To samo powiedział przed rozpoczęciem obrad paryskiego szczytu w listach skierowanych do sekretarza generalnego ONZ, prezydentów USA i Francji oraz premiera Wielkiej Brytanii.
Po rozpoczęciu operacji "Świt Odysei" Kaddafi w przemówieniu telewizyjnym potępił ją jako "niczym nieuzasadnioną interwencję krzyżowców" oraz ponownie zapewnił, że "gotów jest umrzeć w obronie ojczyzny". Libijski dyktator zapowiedział, że całe Morze Śródziemne stanie się teraz "polem bitwy".
W wywiadzie dla arabskiej stacji telewizyjnej Al-Dżazira z siedzibą w Katarze, Kaddafi oznajmił, że wyda Libijczykom całą broń z wojskowych magazynów, żeby mogli bronić kraju przed barbarzyńską agresją Zachodu. W tym samym duchu wypowiedział się przewodniczący Powszechnego Kongresu Ludowego Mohamed az-Zawi, który dodatkowo ostro napiętnował "podstępne" działania koalicji międzynarodowej, która zaatakowała Libię "akurat wtedy, kiedy władze w Trypolisie ogłosiły zawieszenie broni z rebeliantami".
Bronimy ludności Libii
Fakty zaprzeczają tym twierdzeniom. Pierwsze działania lotnictwa koalicji międzynarodowej uniemożliwiły siłom Kaddafiego wdarcie się do Bengazi, stolicy rebeliantów. Francuskie myśliwce zniszczyły rakietami kilka transporterów opancerzonych i czołgów, posuwających się w stronę miasta. Pomimo rzekomego zawieszenia broni, na które powoływał się az-Zawi, armia rządowa prowadziła ostrzał artyleryjski dzielnic Bengazi.
Minister spraw zagranicznych Libii, Musa Kusa zdementował doniesienia zachodnich mediów o kontynuowaniu ataków na Bengazi i zapewnił, że siły rządowe "trzymają się ściśle warunków jednostronnego zawieszenia broni i nie prowadzą żadnych operacji militarnych".
Niemcy które powstrzymały się od głosu w głosowaniu nad rezolucją nr 1973 Rady Bezpieczeństwa ONZ nie biorą bezpośredniego udziału w operacji "Świt Odysei", tymczasem z badań ankietowych wynika, że popiera ją 62 procent obywateli RFN. Równocześnie jednak tyle samo, bo 65 procent Niemców, nie chce aby wzięli w niej udział żołnierze Bundeswehry. Na tym tle łatwiej można zrozumieć dylemat kanclerz Angeli Merkel i jej ministra spraw zagranicznych Guido Westerwellego, którzy też starali się "być za, a nawet przeciw" interwencji w Libii.
Marko Langer / Andrzej Pawlak (dpa, afp, rtr)
red.odp.: Alexandra Jarecka