Niemieccy i polscy konserwatorzy ratują zabytki pogranicza
12 czerwca 2018Chyba dla każdego, kogo choć odrobinę interesują polsko-niemieckie relacje, pojęciem jest Krzyżowa, siedziba Fundacji dla Porozumienia Europejskiego, do 1945 roku majątek rodziny von Moltke. Dziś Krzyżowa jest symbolem polsko-niemieckiego pojednania i siedzibą Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży. Ale jej podnoszenie się z ruin zaczęło sie dopiero po pamiętnej „Mszy Pojednania” w 1989 r. z udziałem premiera Tadeusza Mazowieckiego i kanclerza Helmuta Kohla. Przedtem w byłym majątku mieściło się PGR, w słynnym Domu na Wzgórzu ulokowano polskie rodziny, w tym z byłych Kresów Wschodnich, pałac zostawiono sam sobie i tak dorobek pokoleń ulegał zniszczeniu.
Podobne losy dzieliły dziesiątki rezydencji na szeroko rozumianym polsko-niemieckim pograniczu. Taki na przykład pałac w Starogardzie Łobeskim, jak napisała niedawno szczecińska „Wyborcza”: „Jedna z najwspanialszych barokowych rezydencji wiejskich na Pomorzu, dziedzictwo rodu von Borcke, który się Gryfitom nie kłaniał”. Spalony przez Armię Czerwoną w 1945 r. do dziś pozostał niezabezpieczoną ruiną, jego degradacja postępuje a pobliscy mieszkańcy drżą o bezpieczeństwo buszujących tam dzieci.
Albo Ottendorf w Saksonii, wieś niedaleko Pirny z rozpadającym się, wczesnorenesansowym pałacem. Do końca II wojny światowej należał do starej, saksońskiej rodziny von Carlowitz. Jej wywłaszczenie w 1945 r. zapoczątkowało dziesięciolecia upadku pałacu. Dziś znowu jest wprawdzie w prywatnych rękach, ale nie dzieje się nic. Ruina rozpada się dalej.
Wielowiekowe świadectwa kultury i historii
To tylko dwa przykłady. Wiele zamków i pałaców na polsko-niemieckim pograniczu zostało przywróconych do dawnej świetności, ale też wiele czeka na ratunek. Po nacjonalizacji w PRL i NRD gościły one w swoich murach szpitale, urzędy, szkoły i domy dziecka. Częstym sposobem użytkowania było, tak jak w Krzyżowej, rozlokowywanie w nich państwowych gospodarstw rolnych i rodzin pracowników. Ze względów ideologicznych ich pielęgnacja nie była wskazana, co nie zostało rozgrabione i zdewastowane, dokończył czas. Także po upadku żelaznej kurtyny nie wszystkim powiodło się dobrze. Nowi, prywatni właściciele mieli wprawdzie często ambitne plany, jednak gorzej z ich realizacją.
A czas nagli. We wrześniu 2014 inicjatywę podjęli konserwatorzy zabytków województwa lubuskiego i Brandenburgii, zarazili specjalistów z Zachodniopomorskiego i Dolnośląskiego oraz Meklemburgii Pomorza-Przedniego i Saksonii, w pracę włączył się też Narodowy Instytut Dziedzictwa w Warszawie i tak zawiązała się grupa ekspertów, którzy postawili sobie za cel ratowanie tego wielowiekowego świadectwa kultury i historii po obu stronach Odry i Nysy Łużyckiej. – Zastanawialiśmy się, co możemy zrobić, żeby ponad granicą, która ciągle jeszcze istnieje także w głowach, zająć się rozwiązaniem problemów, które wszyscy mamy, a które możemy lepiej rozwiązać wspólnie – mówi w rozmowie z Deutsche Welle generalny konserwator zabytków Brandenburgii Thomas Drachenberg.
Przez dwa lata konserwatorzy analizowali stan 96 zabytkowych obiektów na polsko-niemieckim pograniczu. Powstał katalog i wystawa „Zabytkowe rezydencje w krajobrazie przygranicznych regionów Polski i Niemiec”. Jest ona pierwszym, widocznym efektem pracy ekspertów. – Zależy nam na dotarciu do szerokiej opinii publicznej, na wzmocnieniu świadomości społecznej dotyczącej wartości tych zabytków. W dalszej perspektywie chodzi nam o znalezienie możliwości ich ratowania, np. w ramach unijnych struktur, ale przed nami jeszcze długa droga – przyznaje Drachenberg.
Na 16 egzemplarycznych przykładach ujętych w czterech grupach, wystawa pokazuje co zrobiono i co trzeba zrobić, żeby uchronić przed całkowitym zniszczeniem tę bogatą polsko-niemiecką spuściznę. Jedna grupa obejmuje zabytki użytkowane, w dobrym stanie pod względem konserwatorskim; druga – częściowo użytkowane i jeszcze restaurowane; kolejna – zabytki zabezpieczone, ale bez funkcji i użytkownika i ostatnia – zagrożone, czyli w katastrofalnym stanie.
„Naszą siłą jest fachowość”
Inicjatywa ekspertów nie jest pierwszą próbą ratowania wspólnego dziedzictwa kulturowego. Już w 2007 r. z inicjatywy nieżyjących już historyków sztuki prof. Andrzeja Tomaszewskiego i prof. Gottfrieda Kiesowa powstały dwie siostrzane Fundacje Ochrony Zabytków Kultury: polsko-niemiecka (DPS) i niemiecko-polska (PNF), których sztandarowym projektem jest ratowanie pałacu w Sztynorcie, siedziby rodu Lehndorffów, z którego pochodził jeden z zamachowców na Hitlera Heinrich Graf von Lehndorff. Tak jak te obydwie fundacje, transgraniczna grupa ekspertów pracuje bez wielkiego rozgłosu. Okazjonalnie ukazują się notatki prasowe po konferencjach i spotkaniach roboczych. – Naszą siłą jest fachowość. Koncentrujemy się na pracy i na poziomie ekspertów, zaangażowanych fachowców próbujemy w ramach UE znaleźć wspólne rozwiązania problemów, bo problemy mamy wszyscy – mówi brandenburski konserwator zabytków.
2018 Unia Europejska obwołała Europejskim Rokiem Dziedzictwa Kulturowego. Polscy i Niemieccy konserwatorzy chcą też wykorzystać tę okazję na ożywienie nieco uśpionych w ostatnich latach kontaktów i przede wszystkim na dotarcie do szerokiej opinii publicznej.
– Zabytki architektury to też ojczyzna. Sądzę, że po obu stronach granicy obecne pokolenia patrzą już bezstronnie na historię ziemi, która stała się ich domem. Jest to miejsce, w którym żyją, z którego historią mogą się konfrontować. Myślę, że jest to kolejny, duży krok w naszych stosunkach i ogromna szansa na przyszłość – stwierdza Thomas Drachenberg.
Wystawa „Zabytkowe rezydencje w krajobrazie przygranicznych regionów Polski i Niemiec”, nagrodzona złotym medalem na targach konserwacji i restauracji zabytków w Lipsku w 2016 r., była już prezentowana w Polsce. Teraz wędruje po Niemczech. Do końca czerwca gości w ratuszu w Schwedt, przedtem była pokazywana w saksońskim parlamencie w Dreźnie, kolejnym przystankiem będzie Poczdam.