Ochrona wspólnych dóbr kultury Polaków i Niemców
9 listopada 2010W drugiej połowie ub. wieku dokonała się „zmiana narodowości” zabytków na wspólnych historycznych obszarach – dawnych niemieckich terenach w północnej i zachodniej części Polski. Kwestia podejścia do tego „wspólnego dziedzictwa historycznego” zarówno zabytków architektury jak i ruchomych dóbr, to merytoryczna istota działania grupy roboczej polskich i niemieckich historyków sztuki i konserwatorów zabytków. To także „jeden z najważniejszych, jeśli nie najważniejszy, temat dotyczący obu krajów” Polski i Niemiec – uważał zmarły nieoczekiwanie (27.10.2010) prof. Andrzej Tomaszewski. To za jego sprawą grupa robocza polskich i niemieckich historyków sztuki i konserwatorów zabytków przybrała nazwę „Das gemeinsame Kulturerbe – Wspólne dziedzictwo”.
Dochodzenie do nazywania rzeczy po imieniu
Głośne mówienie o „wspólnym dziedzictwie” Polaków i Niemców stało się możliwe dopiero po 1989 roku, po upadku żelaznej kurtyny – zauważa dr Beate Störtkuhl, historyk sztuki z Bundesinstitut für Kultur und Geschichte der Deutschen in Europa w Oldenburgu. Jest ona jedną z głównych osób współorganizujących prac i spotkań grupy roboczej po niemieckiej stronie. Uczestniczą w tym aktywnie także Instytut Herdera w Marburgu oraz Germanisches Nationalmuseum w Norymberdze.
Geneza formalnej współpracy historyków sztuki sięga lat osiemdziesiątych. Prof. Andrzej Tomaszewski gościł wtedy jako wykładowca w katedrze Historii Sztuki na Uniwersytecie w Moguncji, którą kieruje prof. Dethard von Winterfeld. Obydwaj naukowcy myśleli najpierw o kojarzeniu środowisk konserwatorskich i teoretyków historii sztuki z Polski i Niemiec, stworzeniu platformy spotkań i rozmów oraz porozumienia w badaniach, dopiero w drugiej kolejności o wspólnym dziedzictwie. Ten termin został rozpropagowany w kontekście polsko-niemieckim przez prof. A. Tomaszewskiego na początku lat dziewięćdziesiątych – wyjaśnia Beate Störtkuhl.
A chodziło o to, żeby zająć się zabytkami z terenów, gdzie ślady kultury pozostawili w Polsce Niemcy, Austriacy, nawet Włosi, tak, jak Polacy na kresach wschodnich. Idei spojrzenia na te ślady, jako na wspólne dziedzictwo, przyświecało przekonanie, że należy je chronić, bo jest to też w pewnym sensie dziedzictwo europejskie. „Gdyż sztuka nie jest narodowa, lecz europejska”, zauważa Beate Störtkuhl. Faktem jest, że zawsze odbywał się jej „transfer” z jednego miejsca w inne zakątki Europy. "Sztuka zawsze była międzynarodowa tylko przez pewien okres obowiązywało narodowe spojrzenie na zabytki” – zaznacza. Prof. Andrzej Tomaszewski jako pierwszy w gronie historyków sztuki i konserwatorów zabytków, głośno wskazywał, że „historia, w tym historia sztuki nie może być zakłamana jak ideologie”. Jego zasługą jest, mówi Beata Störtkuhl, że z jednej strony „nie dał się zastraszyć, a z drugiej udawało mu się wzbudzać entuzjazm wśród innych, zaczarować innych”. Udało mu się kojarzyć ze sobą środowiska. Dlatego jego głos był słyszany. Dzięki niemu powstała nie tylko grupa robocza polskich historyków sztuki i konserwatorów zabytków, ale i dwie działające równolegle fundacje: Polsko-Niemiecka Fundacja Ochrony Zabytków oraz Deutsch-Polnische Kulturpflege und Denkmalschutz.
W naszym środowisku nie ma nacjonalistycznych poglądów
Grupa robocza jest nieformalnym, niezinstytucjonalizowanym stowarzyszeniem, które działa dzięki inicjatywie kilku zafascynowanych osób. Od 2001 roku spotykają się na dorocznych sesjach tematycznych w Polsce lub w Niemczech teoretycy i praktycy, historycy sztuki i konserwatorzy zabytków. Po tych spotkaniach poszerza się krąg osób zainteresowanych polsko-niemiecką współpracą. Grupa liczy już 150 osób. „Można powiedzieć, że w naszym środowisku nie ma żadnych nacjonalistycznych poglądów” – zapewnia Beate Störtkuhl.
Zorganizowanie dorocznych sesji historyków sztuki i konserwatorów wymaga wysiłku. Trzeba zadbać o środki finansowe i znaleźć partnerów. Dwa lata temu spotkanie w Düsseldorfie zorganizowano we współpracy z Uniwersytetem im H. Heinego. Ubiegłoroczna sesja odbyła się w Szczecinie, a jej gospodarzem była konserwator miasta.
Na co dzień członkowie grupy polskich i niemieckich historyków i konserwatorów zabytków „pracują w swoich instytucjach” – informuje Beate Störtkuhl. Grupa jest w kontakcie mailowym i wymienia się często informacjami. Przygotowuje też co roku dwujęzyczne publikacje z sesji w serii „Wspólne dziedzictwo”, które ukazują się nakładem Instytutu Sztuki PAN w Warszawie. Pierwsza publikacja dotyczyła postaw wobec dziedzictwa kultury w Niemczech i Polsce w 20. wieku. Obecnie trwają prace nad tomem ze szczecińskiej sesji. Grupa robocza historyków sztuki i konserwatorów z Polski i Niemiec chce być otwartym forum, dlatego stara się dobierać tematy sesji tak, żeby „dać możliwość współdziałania mediawistom, jak i ludziom, którzy się zajmują sztuką XX. wieku” – zaznacza Beate Störtkuhl.
Niekochane, niechciane wspólne dziedzictwo
Prof. Małgorzata Omilanowska, dyrektor Instytutu Historii Sztuki w Gdańsku i pracownik warszawskiego PAN, współorganizatorka spotkań po polskiej stronie, mówi, że w latach 90. najważniejszą częścią działalności historyków sztuki i konserwatorów było uświadomienie, zwłaszcza polskiemu społeczeństwu, że to dziedzictwo, które przypadło Polakom po drugiej wojnie światowej, a które profesor Tomaszewski wielokrotnie definiował, jako „niechciane i niekochane”, jest wspólne. „On całe badania rozwinął wokół tego zjawiska, wokół tego, co zrobić z dziedzictwem, które jest nie nasze, a w stosunku, do którego mamy obowiązki? A myśmy tego obowiązku w latach komunizmu nie wypełniali”, odnotowuje Małgorzata Omilanowska.
Wskazuje ona na dokonania Kościoła katolickiego, który wziął pod opiekę budowle sakralne i w większości przypadków poradził sobie bardzo dobrze. A to, co pozostało w rękach świeckich, było „dramatycznie wyniszczane”. Tylko dzięki pieniądzom z kredytu "jumbo" (miliardowy kredyt gwarantowany rządu NRF dla PRL; zaległy dług stał się kapitałem fundacji), którymi rozporządzała Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej, można było w latach 90. rozpocząć ich konserwację. I w tym okresie, przypomina prof. Omilanowska, „energia prof. Tomaszewskiego szła w tym kierunku", żeby w środowiskach lokalnych, na Śląsku, czy Pomorzu - dawnych Prusach Wschodnich, uświadomić władzom miejscowym, że „te zabytki, które mają a nie kochają, bo to nie ich, są po pierwsze obiektami kultury, które są bardzo ważne, a po drugie, że jest szansa, żeby je uratować za niemieckie pieniądze. Tyle, że w tym celu trzeba zrobić projekt, znaleźć ludzi chętnych do pracy, opracować program użytkowania po wyremontowaniu, wydać z siebie trochę energii” – zaznacza historyk sztuki. Po niemieckiej stronie chodziło natomiast o przekonanie niemieckich kolegów, aby wsparli wiedzą i praktyką swoich kolegów w Polsce, chociażby w takiej sprawie, wskazuje Prof. Omilanowska, jak budowle fachwerkowe, szkieletowe (pruski mur), tradycji, której nie było w Polsce.
Polsko-niemieckie fundacje ochrony zabytków
Profesor Andrzej Tomaszewski był pomysłodawcą stworzenia fundacji w Polsce i w Niemczech: Polsko-Niemieckiej Fundacji Ochrony Zabytków i Deutsch-Polnische Kulturpflege und Denkmalschutz. Małgorzata Omilanowska mówi, że „to była jego idea fix”. Andrzej Tomaszewski szukał pomysłu, jak zapełnić lukę finansową, która powstała po skonsumowaniu w latach dziewięćdziesiątych dużych pieniędzy na restaurację zabytków z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.
Tym pomysłem było stworzenie fundacji, która byłaby umocowana prawnie i w Polsce i w Niemczech i umożliwiałby obywatelom niemieckim zasilanie jej zasobów finansowych i przeznaczanie środków, które tam wpłyną, na restaurowanie wspólnych zabytków, dawnych niemieckich, ale znajdujących się na terenach polskich – wyjaśnia Małgorzata Omilanowska. Do tej pory nie było żadnej konstrukcji prawnej, która by pozwalała niemieckiemu podatnikowi odpisywać sobie darowizny od podatku przeznaczone na konserwację zabytków, gdyż one nie były w Niemczech. Dlatego w 2007 roku powstały ze względów formalno-prawnych dwie fundacje. Partnerem Prof. Tomaszewskiego w stworzeniu fundacji był Prof. Gottfried Kiesow, prezes Niemieckiej Fundacji Ochrony Zabytków (Deutsche Stiftung für Denkmalschutz). Wielką zasługą obu naukowców jest zaangażowanie się w ratowanie niemieckiego dworku rodziny Lehndorffów w Sztynorcie na Mazurach uczestniczącej w zamachu na Hitlera, i urządzenia w tym historycznym miejscu miejsca spotkań – mówi Prof. Omilanowska. Wskazuje ona na to, że osoby zaangażowane w prace fundacji są też członkami polsko-niemieckiej grupy roboczej historyków sztuki i konserwatorów.
Współpraca międzynarodowa przynosi korzyści
Na pytanie o korzyści wynikające z inicjatywy współpracy polskich i niemieckich historyków sztuki i konserwatorów współpracownik naukowy Centrum Humanistycznego do badań Europy Środkowo-Wschodniej (tzw. GWZO) przy Uniwersytecie w Lipsku, dr Tomasz Tarbus, odpowiadam, że „lepiej się znać niż się nie znać na świecie”. I nie chodzi o rozbieżność poglądów i gorączkowe szukanie wspólnego mianownika. Dzięki tym dorocznym spotkaniom wiadomo przede wszystkim, kto, nad czym pracuje – zauważa Tomasz Torbus. „Plusy tej współpracy są dla mnie oczywiste”, zaznacza. „Nie dublujemy się, wzajemnie sobie pomagamy. Jest też rodzaj pieczy nad tym, co się dzieje na tym polu. Jest dyskusja merytoryczna. Są też publikacje, które z tego wynikają” – mówi. „Te kontakty nieustająco owocują” – potwierdza Prof. Omilanowska.
Forum dla nieznanej przestrzeni dziedzictwa europejskiego
Niedawno pojawiło się nowe czasopismo elektroniczne www.kunsttexte. de/ostblick. Powstało w wyniku współpracy grupy roboczej historyków sztuki i konserwatorów zabytków z Polski i Niemiec. Celem jego twórców jest zbudowanie bazy informacji o historii sztuki i konserwacji zabytków w szerokiej przestrzeni Europy wschodniej, środkowej i południowej. Czasopismo w sieci tworzą uczniowie poznańskiego historyka sztuki, Prof. Adama Labudy, który przez wiele lat miał profesurę w katedrze historii sztuki na Uniwersytecie im. Humboldta – wyjaśnia Beata Störtkuhl. Są oni też członkami grupy roboczej polskich i niemieckich historyków sztuki i konserwatorów. Na witrynie, którą tworzą, wskazują na istniejącą ciągle w Europie niewidzialną granicę, przebiegającą dokładnie wzdłuż linii dawnego politycznego podziału politycznego naszego kontynentu. Za nią ciągle kryje się nieznany dla Zachodu obszar dziedzictwa kulturowego i zabytków. Internetowe czasopismo jest pomyślane jako forum dyskusji fachowców, prezentacji badań naukowych historyków sztuki, konserwacji zabytków, oraz baza informacji o organizowanych sesjach i wystawach z tej dziedziny.
Barbara Cöllen
Red.odp.: Bartosz Dudek