Wybory w Austrii. Niełatwa konfrontacja z przeszłością
4 grudnia 2016Jeszcze raz ta sama walka wyborcza, telewizyjne pojedynki tych samych kandydatów, jeszcze raz ciosy poniżej pasa. Niedzielne (4.12.16) wybory w Austrii były dla mieszkańców tego kraju finiszem męczącej, trwającej 11 miesięcy kampanii wyborczej. Podczas liczenia głosów korespondencyjnych po pierwszym głosowaniu mogło dojść do manipulacji - orzekł na początku lipca Trybunał Konstytucyjny. Uwzględnił w ten sposób sprzeciw byłej partii Jörga Haidera FPÖ (Wolnościowej Partii Austrii). Drugą turę wyborów trzeba było powtórzyć.
Być może powodem był długi okres konfrontacji, że już w pierwszym z trzech telewizyjnych pojedynków w listopadzie doszło do skandalu. Zwolennik FPÖ porównał w internecie zdjęcie niezależnego kandydata Alexandra van der Bellena ze zdjęciami przedstawiającymi Hitlera. Na zdjęciu był widoczny van der Bellen na łonie natury i z psem, zaś fotografie z przeszłości prezentowały Hitlera z jego ukochanymi owczarkami. Van der Bellen zapytał o zdanie w tej sprawie swojego przeciwnika podczas debaty telewizyjnej. Norbert Hofer odparł, że sam jest ofiarą. W końcu na jego plakatach wyborczych widnieją często swastyki.
Związki z burszostwem
W FPÖ rozbrzmiewa zawsze podejrzenie o skrajny ekstremizm, a kandydat na prezydenta Hofer nie krył, że był członkiem kontrowersyjnego bractwa burszów "Marko-Germania zu Pinkafeld".
W czasie kampanii prezydenckiej dziennikarz i autor bestsellerów Hans-Henning Scharsach opublikował esej na temat rzekomych powiązań Hofera ze sceną prawicowych burszów. Problemem jest rozumienie narodu austriackiego. To przyznanie się do "niemieckiej ojczyzny, niezależnie od istniejących granic". Jak twierdzi Scharsach, jest to nawiązanie do sentencji Haidera odnośnie "dziwoląga" jakim jest naród austriacki, czyli - idąc dalej - sformułowania zaczerpniętego z "Mein Kampf" Adolfa Hitlera.
Powiązania polityków FPÖ z burszostwem nie są tajemnicą. Były przewodniczący partii Jörg Haider zawsze wykorzystywał ten związek. Norbert Hofer odpowiada na takie oskarżenia, iż z jednej strony krytykowany jest za swój "niemiecki nacjonalizm", a z drugiej strony - za swój "związek z ojczyzną".
Demokracja zniesie wygraną Hofera
Kryje się za tym "sprytna zmiana przeznaczenia" - uważa Barbara Tóth, publicystka wiedeńskiego magazynu "Falter". Niemiecki nacjonalizm korporacji burszowskich jest dzisiaj "austriacki". FPÖ z sukcesem propaguje pojęcie ojczyzny wśród swoich wyborców, szczególnie w obszarach wiejskich. - Burszowie są częścią FPÖ. W Austrii od dawna nie wywołuje to skandalu - mówi Tóth. Takie związki są czymś naturalnym.
Protesty przeciwko dorocznym akademickim balom korporacji burszowskich w Wiedniu to reakcja umiarkowanego centrum społeczeństwa. Kontrdemonstracje są zawsze zgłaszane wraz z Izraelską Wspólnotą Wyznaniową. Od czasu łatwej wygranej Hofera w pierwszej turze wyborów krytyka z tej strony złagodniała. Martin Engelberg, przewodniczący żydowskiej partii Chaj, stwierdził w jednym z wywiadów prasowych, że "FPÖ nie jest NSDAP", a "wygrana Hofera zmieni Austrię, ale i to zniesie demokracja".
Hofer - wilk w owczej skórze?
Zagorzali aktywiści FPÖ reagują wrażliwie na tematyzowanie związków Hofera ze skrajną prawicą. - To nieprawda - skomentowała wyborczyni w wiedeńskiej dzielnicy Simmering. Z kolei dzielnicowy burmistrz Paul Stadler z FPÖ jest przekonany, że przeciwnicy Hofera "sięgną po nazistowskie tematy, gdy nic innego nie przyjdzie im do głowy".
Czy to oznacza, że nie jest tak źle ze skrajnie prawicowymi powiązaniami Norberta Hofera? Alexander van der Bellen nie daje spokoju: "Pan się tylko maskuje" - zarzucał konkurentowi.
Fakt, że nazistowskie porównania odgrywały w kampanii wyborczej dużą rolę, ma swój powód. - To efekt niedostatecznego rozliczenia się z naszą narodowosocjalistyczą przeszłością - uważa Bernhard Gaul, dziennikarz austriackiego "Kuriera".
Frank Hofmann / Katarzyna Domagała