Technologia 3D w procesach byłych SS-manów
4 października 2016Specjalne okulary 3D, z niespotykaną dotąd precyzją, mają zrekonstruować były niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny Auschwitz. Model obozu ma ułatwić przeprowadzanie ostatnich już procesów byłych SS-manów. "Wcześniej ludzie często mówili, że tylko pracowali w Auschwitz, ale nie zdawali sobie sprawy z tego, co naprawdę się tam dzieje - tłumaczy Jens Rommel, kierownik Głównego Urzędu Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu. Dodaje, że "prawnie chodzi o stwierdzenie, czy podejrzany musiał wiedzieć, że strzela się do ludzi czy morduje ich w komorach gazowych"? - Ten model jest nowoczesnym narzędziem, ułatwiającym śledztwa - podkreśla.
Wirtualny model został stworzony przez eksperta Krajowego Urzędu Kryminalnego w Monachium, który zajmuje się cyfrową obróbką obrazów. Ralfowi Brekerowi udało się stworzyć model zaskakująco zbliżony do prawdziwego obozu, w którym, na terenie okupowanej Polski, zginęło ponad milion osób. - Jeśli się nie mylę, to nie ma bardziej precyzyjnego modelu Auschwitz-Birkenau - mówi 43-latek. - Używamy najnowocześniejszych wirtualnych okularów, które są na rynku. Jeżeli użyje się zoomu, można dostrzec każdy szczegół.
Dzięki tej technologii prokuratorzy, sędziowie i oskarżyciele posiłkowi mają mieć przerażająco dokładny wgląd w to, jak wyglądał teren byłego obozu koncentracyjnego. W tym modelu nawet drzewa znajdują się tam, gdzie wówczas stały, dzięki czemu dokładnie można sprawdzić, czy utrudniały w danym miejscu widoczność. - Taki model daje oczywiście dużo wierniejszy obraz niż plan 2D i może pomóc zrekonstruować to, co obozowy strażnik widział z wieży - tłumaczy twórca modelu, Ralf Breker.
Punktem wyjścia do stworzenia takiego modelu był proces przeciwko, pochodzącemu z byłej Czechosłowacji maszyniście, Johannowi Breyerowi, oskarżonemu o współudział w zamordowaniu 216. 000 węgierskich Żydów. Prokuratura w mieście Weiden w Bawarii skorzystała z wcześniejszego modelu w technologii 3D. 89-letni obywatel Stanów Zjednoczonych zmarł w czerwcu 2014 roku, kilka godzin przed uznaniem przez amerykański sąd, że powinien zostać wydany do Niemiec.
W tym roku, podczas procesu byłego strażnika z Auschwitz, Reinholda Hanninga, oskarżonego o współudział w zamordowaniu 170.000 osób, skorzystano z poszerzonego modelu. Mężczyznę skazano na pięć lat więzienia. Zespół Rommelsa prowadzi śledztwa w sprawie kilkudziesięciu podejrzanych. - Chodzi o dwucyfrową liczbę. Tyle osób jeszcze żyje i może zostać pociągniętych do odpowiedzialności - twierdzi kierownik Głównego Urzędu Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu.
Podczas tworzenia komputerowego modelu obozu, Breker skorzystał m.in. z tysiąca zdjęć. W 2013 roku dwa razy był a terenie byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, gdzie gromadził kolejne dane. Za pomocą laserowego skanera i materiałów archiwalnych odtwarzał budynki. - Dzięki niezwykle precyzyjnym planom, udało nam się zrekonstruować każdy budynek - stwierdził Breker.
Choć często ma do czynienia ze śledztwami w sprawach zabójstw, to co usłyszał od kierownika archiwum w Polsce, go zszokowało: ponieważ kominy krematoriów były popękane ze względu na ich eksploatacje, ciała palono na stosach poza krematoriami. - SS-mani skonstruowali później rynny, do których spływał tłuszcz spalonych ciał. Robili to po to, by używać go podczas podpalania kolejnych ciał - mówi cicho Breker. - Trudno znaleźć słowa, by to opisać - dodaje.
Po zakończeniu ostatnich badań, model teoretycznie mógłby zostać przekazany do takich miejsc jak Jad Waszem czy Muzeum Auschwitz-Birkenau, ale konkretnych planów tego dotyczących jeszcze nie ma, przyznaje Breker. - Trzeba być bardzo ostrożnym. Mamy oczywiście obawy, że mogłoby dojść do kradzieży albo niewłaściwego wykorzystania danych np. w grach komputerowych.
Breker przewiduje, że wirtualne technologie już niebawem będą stałym narzędziem w kryminalistyce. Krajowy Urząd Kryminalny w Monachium stosuje je w wznowionym śledztwie, dotyczącym zamachu bombowego na Oktoberfest w 1980 roku, w którym zginęło 13 osób.
AFP/ Magdalena Gwóźdź