Walka kultur w bońskiej dzielnicy dyplomatów Godesberg
1 listopada 2009W południowej części dawnej stolicy RFN, Bonn-Bad Godesbergu, zaszły daleko idące zmiany. Pojawiały się one stopniowo po przeniesieniu siedziby rządu, parlamentu i przedstawicielstw dyplomatycznych do Berlina. Gdzie niegdyś mieszkały sekretarki zatrudnione w Bundestagu i ambasadach, portierzy lub ogrodnicy, wprowadzili się migranci – ludzie z Maroka, Syrii, Algerii, Turcji i Rosji. Jest to świat, w którym dominują burki i czarczafy, obce Niemcom kulturowo kawiarnie i sklepy spożywcze oraz wielki meczet. Natomiast pięknie odrestaurowane wille zamieszkuje niemiecka klasa średnia – emerytowani urzędnicy ministerialni i dobrze sytuowane rodziny, których dzieci uczęszczają do drogich miejscowych gimnazjów prywatnych. Nie utrzymują one żadnych kontaktów z młodocianymi migrantami, mieszkającymi kilka ulic dalej.
Przegrani przeciwko zwycięzcom
Chyba, że dojdzie do bijatyk i napadów, jak na przykład trzy lata temu w parku zdrojowym Bad Godesberg, kiedy to na grupę grylujących maturzystów napadła spora grupa migrantów. Od tego czasu w niegdyś tak spokojnej dzielnicy dyplomatów w Godesbergu często dochodzi do chamskich zaczepek, bijatyk i kradzieży. Dzieci z dobrze sytuowanych rodzin są konfrontowane z przemocą i w ten spsób dochodzi do zderzenia ze sobą dwóch światów – tych, którzy są społecznie przegrani i tych, którzy należą do elit.
Rzeczywistość przeniesiona na scenę
Tej problematyce poświęcona jest dokumentalna sztuka „Dwa światy” („Zwei Welten”) niemieckiej dziennikarki Ingrid Müller-Münch, wystawiona w tych dniach w Teatrze Kameralnym w Bad Godesbergu. Przez wiele miesięcy autorka prowadziła rozmowy z pracownikami socjalnymi, pełnomocnikami ds. integracji, przedsiębiorcami, policją, sędziami dla nieletnich oraz z okolicznymi mieszkańcami. Przede wszystkim jednak rozmawiała z samymi młodocianymi - zarówno z tymi z „eleganckich” ulic jak i z tymi z „getta”. „Chętniej napisałabym piękną sztukę o multi-kulti w Bonn” – tłumaczy autorka. Zamiast tego powstała niepokojąca analiza przemocy wśród młodocianych, bezsilności władz i oburzenia obywateli - zapis rozpaczy i bezradności. Jest to sztuka, która niepokoi i skłania do refleksji, a nawet prowokuje.
Bezsilność i zwątpienie
Ingrid Müller-Münch wysłuchała w minionych miesiącach wiele deprymujących historii o izolowanych młodych migrantach. „Opowiadają oni co to znaczy dorastać w dzielnicy, w której żaden z młodych ludzi nie ma perspektyw. Gdyż ukończyli oni przeważnie tylko szkołę podstawową lub ją przerwali. Gdyż rodzice nie znają niemieckiego. A przecież ci młodociani chcą mieć też uznanie społeczne i zarabiać pieniędze.”
Tabu na scenie
Z drugiej strony autorka rozmawiała z wyczerpanymi psychicznie pracownikami socjalnymi, ze sfrustrowanymi osobami pracującymi społecznie i z poirytowanymi, bezradnymi mieszkańcami. „Wielu odnosi wrażenie, że pozostawiono ich samymi sobie” – stwierdza Ingrid Müller-Münch. Nikt nie ma odwagi powiedzieć otwarcie, co się naprawdę dzieje na południu Bonn. Przemoc młodocianych z rodzin migranckich wobec tubylców stanowi swego rodzaju tabu. Pracownicy z placówek socjalnych są przeforsowani, a niezadowolenie mieszkańców rośnie, podobnie jak i bolączki rodzin migranckich. „Celem mojej sztuki było zwrócenie uwagi na ludzi, którzy nigdy nie dochodzą do słowa. Istnieje taka część społeczeństwa, w której młodzi obcokrajowcy po prostu przepadają i nikt się o nich nie troszczy. I jeśli tak będzie dalej, to dojdzie do katastrofy, o ile już teraz do niej nie doszło…” – stwierdziła autorka.
Cornelia Rabitz/Andrzej Krause
red. odp. Alexandra Jarecka