Viktor Orban – Anty-Macron Europy Wschodniej?
16 maja 2018Kiedy węgierski premier Viktor Orban wygłasza ważne przemówienie, często celowo wplata w nie prowokacyjne refleksje lub slogany. Na przykład, po jego reelekcji w 2014 r. oświadczył, że "era politycznych debat" zakończyła się na Węgrzech i proklamował "erę działań". W tym samym roku ogłosił transformację Węgier w "nieliberalne państwo oparte na pracy". W przemówieniu inauguracyjnym zeszłego lata nazwał Komisję Europejską „inkwizycją"; przy innej okazji wychwalał Węgry jako "bastion chrześcijańskiej Europy".
Kiedy Orban w zeszły czwartek przemawiał w Budapeszcie przy okazji ponownego zaprzysiężenia, jego przemówienie było mniej agresywne niż w przeszłości. Mówił jak doświadczony mąż stanu, bez szyderstw i prowokacji. Tak samo jak pojednawczy był jego ton, tak konsekwentnie trzymał się tematu.
Piękny nowy świat Orbana
W kilku słowach Orban ogłosił, że zamierza rządzić do 2030 r. - do czasu, kiedy Węgry powinny stać się jednym z pięciu czołowych krajów Unii Europejskiej, w których warto jest żyć. Takie są cele Orbana.
Demokracji liberalnej, którą węgierski premier uważa za relikt przeszłości, nie przeciwstawia on już "nieliberalnego państwa", ale raczej "chrześcijańską demokrację". Formułka ta jest chyba również sygnałem taktycznych ustępstw wobec "Europejskiej Partii Ludowej" (EPP), w której toczy się zacięta dyskusja o plusach i minusach wykluczenia z jej szeregów partii Fidesz Orbana.
Na pewno bardziej uważnie dyplomaci przysłuchiwali się deklaracjom Orbana dotyczących polityki zagranicznej, które nie zawierały prawie nic nowego, ale po raz kolejny były sformułowane w sposób stanowczy i ostry.
Węgry - wg Orbana - pozostaną częścią zachodniego sojuszu, jednakże w konflikcie pomiędzy "Berlinem, Moskwą i Stambułem" będzie on ściśle realizować własne geopolityczne interesy, ale nie zamierza angażować się w żaden "eksport demokracji" ani też reprezentować innych interesów ideologicznych. Te dwa kluczowe cele polityki zagranicznej Orbana oznaczały wyraźne odrzucenie projektu Zjednoczonych Stanów Europy, który Orban nazywa "koszmarem w gorączce". W jego opinii, UE musi raczej działać jako "sojusz wolnych narodów". Węgry zamierzają dążyć do tego ze wszystkich sił. Jednocześnie Orban zaoferował państwom karpackiego zagłębia intensywną współpracę mającą na celu uczynienie regionu "najbezpieczniejszym, najszybciej rozwijającym się, jednolitym obszarem gospodarczym, handlowym i transportowym".
Orban czy Macron Europy Środkowej?
W ten sposób Orban usytuował się w polityce europejskiej jako odpowiednik francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona. Przy czym doskonale zdaje on sobie sprawę, że nawet w najmniejszym stopniu nie byłby traktowany poważnie, biorąc pod uwagę wielkość Węgier i ich siłę gospodarczą. Dlatego Orban od jakiegoś czasu próbuje wypracować silniejszy sojusz państw członkowskich UE na wschodzie, chce włączyć do niego także kraje aspirujące do członkostwa w Unii na Bałkanach Zachodnich. W Brukseli sojusz ten ma występować razem i wdrażać długoterminowy plan reformy „Europy narodów” – Unii Europejskiej, która w zasadzie miałaby funkcjonować jako sojusz gospodarczy, który kwestie demokracji i praworządności pozostawiałby państwom członkowskim.
W tym świetle także należy ocenić pierwszą dużą podróż zagraniczną Orbana po reelekcji, którą odbył w poniedziałek (14.05.18) do Polski. W miniony weekend premier Węgier wsparł kampanię wyborczą w Słowenii centro-prawicowego, byłego premiera Janeza Jansy, którego partia jest członkiem Europejskiej Partii Ludowej (EPP), podobnie jak partia Fidesz Orbana.
Orban miał również dobre relacje z innymi przywódcami politycznymi w regionie: z byłym premierem Słowacji Robertem Fico, z Liviu Dragneą, liderem rumuńskich socjaldemokratów, którego partia jest w rzeczywistości partią postkomunistyczną, z bułgarskim premierem Bojko Borissovem oraz byłym macedońskim premierem Nikola Gruevski - ale także z Aleksandrem Vuciciem, liderem centroprawicowej Serbskiej Partii Postępowej, prezydentem Serbii, w której szybką akcesję do struktur UE Orban jest szczególnie zaangażowany. Dla tych i wielu innych polityków w regionie, autorytarny, mało przejrzysty, oparty na korupcji model rządów Orbana jest atrakcyjny. Jednak jako zjednoczony blok, państwa członkowskie UE z Europy Wschodniej do tej pory bardzo rzadko występowały razem, na przykład w kwestii kwot uchodźców, i zawsze dochodziło tam też do sporów .
Europa Wschodnia nie jest jednolita.
Różne interesy i układy sił politycznych w poszczególnych krajach sprawiają, że obecnie raczej mało prawdopodobne jest powstanie antybrukselskiego sojuszu Wschodu UE. Polsce i Rumunii nie podoba się prorosyjski kurs Viktora Orbana. Czechy i Bułgaria są w tej sprawie podzielone. Kraje te różnią się także w ocenie sytuacji na Ukrainie. Raczej dość trudne są też stosunki między Węgrami a Chorwacją - pomimo podobnej ideologicznej orientacji rządów. Co więcej, żaden inny polityk w państwach Europy Wschodniej nie posiada tyle władzy politycznej, co Victor Orbán. Może się więc zdarzyć, że ostatecznie Orbanowi pozostanie do torpedowania UE tylko własne prawa weta. Kilka dni temu ogłosił on, że zamierza z tego skorzystać.
Zapytany o rozpoczętą unijną debatę budżetową i możliwe powiązanie unijnych funduszy z praworządnością, Orban powiedział w swoim cotygodniowym wywiadzie radiowym: "Zachować zimną krew. Bez zgody Węgier nie będzie budżetu".