Trzy lata „Pegidy“ – zbiorowe hołdowanie nietolerancji
30 października 2017Przez pierwsze dwa lata istnienia ruch „Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu” (Pegida) mobilizował w poniedziałki do 25 tys. demonstrantów. W samym tylko w Dreźnie. Bo odmiany Pegidy pojawiły się też w innych niemieckich miastach – Legida w Lipsku, Duegida w Duesseldorfie, Koegida w Kolonii, Baergida w Berlinie, Hagida w Hanowerze etc., lista była bardzo długa. Z czasem większość tych odgałęzień Pegidy rozmyła się, prawdopodobnie zmarła śmiercią naturalną. Przetrwały natomiast poniedziałkowe demonstracje w Dreźnie, ale ze znacznie mniejszą niż początkowo liczbą uczestników – niezależnie od pogody w śródmieściu Drezna gromadzi się co poniedziałek jakieś 2 tys. osób.
Prawie zawsze demonstrują Joachim Eitner i Dieter Hempel. Dwa lata temu Mitteldeutscher Rundfunk (MDR) zaprosił ich do redakcji, bo chciał porozmawiać z tymi, którzy krzyczą "Lügenpresse" („łżeprasa”). Po tym doświadczeniu obydwaj nie chcą już stawać przed kamerą telewizyjną, bo sami stali się tematem rozmów w gronie pegidowców. Niektórzy uznali, że Eitner i Hempel zostali przecież przekupieni – ich telewizyjny występ był fejkiem, jak to w mediach.
Rodzaj sekty
Były enerdowski opozycjonista i były szef saksońskiej Centrali Kształcenia Politycznego Frank Richter dostrzega w Pegidzie podobieństwa z sektą. „Pewne elementy, takie jak dość zawężony światopogląd, którego nie sposób zachwiać kontrargumentami, zrytualizowany sposób cotygodniowych zgromadzeń, silne poczucie wspólnoty przypominają zjawiska obserwowane w sektach” – powiedział Richter w wywiadzie dla dziennika „Dresdner Neueste Nachrichten”.
Joachim Eitner uważa to za „bzdury”. Będzie protestował także tym razem, w trzecią rocznicę Pegidy, tyle że wyjątkowo nie w poniedziałek, tylko w sobotę. Przeciwko „tym tam na górze”, przeciwko rosnącej przemocy w Niemczech, przeciwko sytuacji przypominającej jego zdaniem „wojnę domową”.
Z Pegidy do AfD
Sukces wyborczy populistycznej, antyislamskiej Alternatywy dla Niemiec (AfD) drezdeńska Pegida uznała za triumf. Wielu poniedziałkowych demonstrantów głosowało na AfD – jedynego „prawdziwego reprezentanta ich interesów”.
Co poniedziałek można zaobserwować, jak na parkingach wokół Drezna zbiera się rdzeń Pegidy i wspólnie udaje w drogę do śródmieścia. To także zrytualizowana forma protestu, podobnie jak okrzyki „Merkel musi odejść”, „Zdrajcy narodu”, „Prasa łże”. Politycy AfD chwalą demonstrantów: „Drezno jest stolicą oporu”.
Ciągle jeszcze owacjami witany jest inicjator Pegidy i jej „twarz”, Lutz Bachmann. Jak litanię powtarza przy każdej okazji swoje zdanie o partiach politycznech – „przestępcze kartele”, piętnuje morderstwa, napady, gwałty dokonywane przez „azylowych oszustów”.
Opór w Dreźnie
Miasto zbyt słabo opiera się Pegidzie – uważa wielu drezdeńczyków. Profesor medycyny Gerhard Ehninger od 2015 r. raz po raz organizował demonstracje na rzecz Drezna otwartego na świat. Z większym i mniejszym powodzeniem.
„Ruch Pegida zdołał w ostatnich latach wyłączyć u wielu ludzi obszar mózgu, który nie pozwala nam mówić źle o innych, być niesprawiedliwym i nienawidzić ludzi, których w ogóle nie znamy” – tłumaczy Ehninger.
Wiele osób, które sprzeciwiają się Pegidzie, jest zdania, że być może dotarłyby do jej sympatyków rzeczowe argumenty. Tyle, że w poniedziałki takie próby i tak spełzają na niczym. W poniedziałki Pegida jest we własnym kosmosie.
ARD / Elżbieta Stasik