Ten kucharz dogadza niemieckiej reprezentacji
21 czerwca 2012Holger Stromberg wie, co smakuje chłopcom z reprezentacji Niemiec. Od 2007 roku ten "gwiazdkowy" kucharz przygotowuje posiłki dla narodowej kadry. Przy tym nie tylko spogląda na tabele wartości odżywczych, ale gotuje z miłością do produktów i swoich podopiecznych.
Deutsche Welle: Co przygotowuje Pan aktualnie dla drużyny?
Holger Stromberg: Risotto z wasabi i twarogiem mascarpone, z surowym łososiem w zalewie i tak zwaną "dyskoteką dla podniebienia". Jest to zalewa z surowej papryki i ostrych peperoni, naturalnego syropu z agawy i octu z białego wina. To danie zawiera wszystkie elementy: słony, gorzki, kwaśny, słodki, tłusty - to jest istotne w każdej potrawie. Jedzenie nie może być nudne. Kiedy kuchnia zacznie być nudna, zawodnicy będą chcieli wrócić do swoich żon i będzie po zawodach.
Wanilia - odpręża, miłorząb - poprawia krążenie
DW: Co będzie na deser?
H.S.: Owocowy smoothie na bazie moreli, banana i wanilii. To im teraz często podaję. Kiedy po meczu, w szatni, przyrządzam im makaron, zawsze podaję także taki cocktail - z wanilią, ananasem i bananem. Wanilia sprzyja odprężeniu i poprawia samopoczucie, bo wspomaga wydzielanie hormonów szczęścia przez organizm. Dlatego często sięgam po wanilię.
DW: Czy drużyna ma jakieś ulubione danie?
H.S.: Jest 23 zawodników i 23 ulubione dania. Ale jest kilka potraw, które prowadzą na "liście przebojów", jak na przykład ryż na mleku. Wczoraj mieliśmy rybę smażoną w panierce z panko (japońska bułka tarta z dodatkiem przypraw - przyp.red.). Tak smażona ryba jest bardzo chrupiąca - i to jest absolutny faworyt zespołu. Ale zasadniczo chłopcy jedzą wszystko: od sadzonych jajek ze szpinakiem po faszerowaną paprykę, befsztyki wołowe i kiełbaski w sosie curry.
DW: Jakie napoje ma Pan zawsze w ofercie?
H.S.: Nie może nigdy zabraknąć herbatki z miłorzębu japońskiego i kakao. Miłorząb poprawia krążenie krwi, przede wszystkim w mózgu: rozbudza zawodników tak dobrze, że nie potrzebna jest im kawa, która z kolei wywołuje podenerwowanie. Kakao też poprawia zdolność myślenia. Ale nie mówię tu o jakimś kakao w proszku z nieznaczną zawartością czekolady, tylko o czystym, 100-procentowym kakao słodzonym miodem lub syropem z agawy. Zawodnicy są dzięki temu bardzo przytomni i mają zbilansowaną dietę.
Bufet za bufetem
DW: Czy zawodnicy mogą pana w nocy obudzić, kiedy zachce im się jeść?
H.S.: Nie, nie mają takiego prawa. Ale ja już zaproponowałem Jogiemu Löwowi, żeby włączyć jeszcze jeden posiłek o godzinie 4 rano. Podczas takiego turnieju i tak jeden posiłek goni drugi. Ale takie wysokoprężne silniki potrzebują dużo energii, bo inaczej staną. Dlatego tak ważna jest nie tylko jakość tej energii, lecz także częstotliwość posiłków. Ciągle sprzątamy jakiś bufet i natychmiast ustawiamy następny.
DW: Po meczach podawany jest sławetny snack o północy? Co wtedy wchodzi na stół?
H.S.: Małe przekąski, często z mielonym mięsem albo serem feta. Do tego podaję zupę z ziemniaków i prawdziwków, a na deser ciasto czekoladowe z samej czekolady. Ale do tego posiłku zawodnicy z reguły już nie siadają do stołu. Kiedy wracają po meczu do hotelu jest już przeważnie koło drugiej w nocy. Wtedy tylko na stojąco złapią kilka przekąsek i znikają w swoich pokojach.
DW: Czy greckie jedzenie służy zawodnikom?
H.S.: To zależy. Dobry ser feta jest znakomity: zawiera dużo tłuszczu, a tłuszcz jest najważniejszym źródłem energii. Ale na dzień przed meczem nie podawałbym nigdy gyrosu z frytkami.
Nie muszą liczyć kalorii
DW: Jakimi stołownikami ją zawodnicy?
H.S.: Są bardzo wdzięcznymi stołownikami i bardzo dużą wagę przywiązują do jedzenia. Zauważają każdą zmianę w potrawach. Nie ma bardziej wdzięcznej publiczności dla kucharza. Gotując nie muszę wcale zwracać uwagi na kalorie. Na to muszą uważać sami zawodnicy, a przede wszystkim rezerwowi. Oni co prawda codziennie trenują jak wszyscy, ale nie mają tych 90 minut maksymalnego wysiłku.
DW:: Kto jest największym smakoszem w drużynie?
H.S.: Bezsprzecznie Thomas Müller. On jest moim największym krytykiem - negatywnym i pozytywnym. Sam chętnie gotuje i ma pojęcie o kuchni. Kiedy coś krytykuje, z reguły ma rację.
DW: Czy zawodnicy mają w ogóle dobre rozeznanie w diecie?
H.S.: Dwa razy w roku robimy im szkolenia na temat właściwego odżywiania. Organizuję wtedy małą kuchnię, gdzie mogą kosztować, jak powinny smakować produkty najwyższej jakości. Jest to ważne, bo liczy się każdy szczegół: sól, wanilia, mąka, wszystkie składniki potraw muszą być odpowiedniej jakości.
Kebab - tak, mak - nie
DW:: Kiedy zawodnicy są na wyjeździe, na co trzeba zwracać uwagę?
H.S.: To nie jest takie proste. Inne kraje, inna kuchnia, inne produkty. Kiedy na przykład w hotelu idę do kuchni, po pierwsze sprawdzam, jakiej jakości są jajka. My używamy tylko jajek od kur hodowanych naturalnie, z wybiegiem. To, co zje kura, potem przedostaje się do jajka, jajko dostaje się do twojego silnika, i kiedy nie było ok, silnik zaczyna nawalać.
DW: Czy są rzeczy absolutnie wykluczone?
H.S.: Nigdy nie używam maku. Zawiera on substancje halucynogenne, co przy kontrolach antydopingowych mogłoby zafałszować wyniki. Poza tym wszystko jest właściwie dozwolone. Po meczach dopuszczam takie przysmaki, jak kebab czy inne, których nigdy nie serwowałbym przed meczem.
DW: Co wjedzie na stół w dniu meczu?
H.S.: Żadnych ekscesów: befsztyk z polędwicy wołowej, puree z ziemniaków, potrawy z makaronu, do wyboru dwie zupy: rosół i jakaś przecierana. Do takiego menu zawodnicy są już przyzwyczajeni, nic nie będę więc modyfikował. Zawodnicy mogą dosłownie w ciemno brać rzeczy z bufetu i w pełni mogą skoncentrować się na meczu. Ale na ten piątek przygotowałem coś szczególnego: grecką sałatkę. Nie leży ciężko na żołądku i chłopcy ją uwielbiają.
Z kucharzem niemieckiej reprezentacji Holgerem Strombergiem rozmawiał Peter Wozny.
tłum. Małgorzata Matzke
red.odp.:Andrzej Paprzyca