Taz: „Demokracja w świńskim galopie”
5 czerwca 2020Po spektakularnej porażce wyborów prezydenckich w maju 2020, Polki i Polacy mają iść teraz do urn pod koniec czerwca. „Czas goni, bo kadencja prezydenta Andrzeja Dudy kończy się 6 sierpnia i do tego terminu ma być wybrany jego następca lub ponownie Duda jako kandydat narodowo-populistycznej partii rządowej Prawo i Sprawiedliwość” – pisze warszawska korespondentka „Die Tageszeitung” (taz) Gabriele Lesser w artykule zatytułowanym „Demokracja w świńskim galopie” (w wersji internetowej), „Świńskim galopem do urn” (w wersji drukowanej).
W nowym terminie 28 czerwca polskich wyborców „czeka kolejny spektakl polityczny, bo też dziesięciu kandydatów musi teraz świńskim galopem pokonać wszystkie przeszkody przewidziane w tak zwanym kalendarzu wyborczym i mogą przy tym raz po raz wylatywać z toru”.
Pocztowcy stawili się okoniem
Korespondentka taz zwraca uwagę, że z prawnego punktu widzenia także czerwcowe wybory są niezgodne z konstytucją, ponieważ nowe prawo wyborcze nie weszło w życie co najmniej sześć miesięcy przed kolejnymi wyborami. W majowych wyborach było to jeszcze bardziej ekstremalne – nowa ustawa o głosowaniu korespondecyjnym weszła w życie zaledwie dwa dni przed wyborami. Kaczyński „nalegał jednak na majowy termin, zadbał o to, by wyborów nie organizowała Państwowa Komisja Wyborcza, tylko koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński i pisowski szef resortu aktywów państwowych Jacek Sasin”.
„Ci z kolei zlecili poczcie przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych w warunkach epidemii COVID-19, ale nie liczyli się z tym, że pocztowcy wprawdzie chętnie dostarczą listy, ale w żadnym wypadku nie chcą przejmować odpowiedzialności za wybory” – pisze dalej Lesser – „Sytuacji nie poprawiło zwolnienie w trybie natychmiastowym szefa poczty i zastąpienie go karierowiczem z ministerstwa obrony. Słuchy niosły, że pocztowcy masowo będą się zgłaszali na chorobowe, jeżeli mieliby być zmuszeni do liczenia kart do głosowania”.
Diabeł tkwi w szczegółach
Lesser tłumaczy niemieckim czytelnikom chwyty Kamińskiego i Sasina oraz posłów Jarosława Gowina i Jarosława Kaczyńskiego, którzy „gdzieś w pakamerce uzgodnili przeczekanie dnia wyborów 10 maja, bez głosowania. Sąd Najwyższy miałby wówczas ogłosić wybory za nieważne, a PiS mógłby wystartować od nowa”.
Tyle, że jak często, diabeł tkwi w szczegółach, czytamy dalej: „By uznać wybory za nieważne, wyborcy musieliby złożyć protest w sądzie. Ponieważ jednak w dzień wyborów nikt nie głosował, droga ta pozostała zamknięta”. Ale na swoją szansę czekała już Państwowa Komisja Wyborcza i 10 maja wieczorem ogłosiła, że w wyborach 10 maja 2020 „brak było możliwości głosowania na kandydatów”, a marszałek Sejmu Witek ma teraz dwa tygodnie na ponowne zarządzenie wyborów.
Ale rząd PiS nie spieszy się. Dopiero we wtorek opublikował w Dzienniku Ustaw wyniki majowych wyborów, w środę Witek podała nowy termin wyborów – stwierdza Lesser i podsumowuje: teraz Rafał Trzaskowski musi się spieszyć. Jako nowy kandydat ma pięć dni, że zebrać 100 tysięcy podpisów poparcia. „Jeżeli nie dostarczy ich na czas, wypadnie z kampanii wyborczej, jeszcze zanim się ona naprawdę rozpocznie”.