„Tagesspiegel”: kompromitacja ze „Smoleńskiem” w Berlinie
6 listopada 2016„'Smoleńsk' uważa się za pierwszy film propagandowy konserwatywnego rządu PiS” – pisze „Tagesspiegel”. „Prawdopodobnie nowy polski ambasador Andrzej Przyłębski wyobrażał sobie wieczór galowy w Berlinie jak imprezę w warszawskim Teatrze Wielkim we wrześniu - z przyjaznymi rządowi honorowymi goścmi ze świata polityki i kultury i falangą gorliwych i ideologicznie niezawodnych dziennikarzy”.
"Dziwaczna racja stanu"
"Ale z tego wszystkiego będą nici" - pisze berliński dziennik, wyjaśniając, że najpierw przed tygodniem kino Delphi wycofało się ze zgody na pokazanie filmu, a po kilku dniach odmówiło także kino Cubix, ogłoszone już alternatywną lokacją. „Jakoś wygląda na to, że film ten nie może znaleźć żadnego innego kina, pomimo, że w mieście przecież kin nie brakuje".
Dalej "Tagesspiegel" donosi, że faktycznie wszyscy wiedzą, że nie chodzi o bezpieczeństwo pokazu, tylko o kontrowersyjny film, który „wbrew wszelkim faktom, bez jakichkolwiek osłonek obrazuje tezę polskiego rządu, że samolot prezydencki stał się celem zamachu sterowanego przez Władimira Putina”. Wyjaśniając niemieckiemu czytelnikowi tło powstania „Smoleńska”, gazeta pisze: „Żałoba obecnego szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego z powodu śmierci jego brata stała się tymczasem jakąś przedziwną racją stanu”. I wyjaśnia, że mass media, a teraz także i kino, wbijają Polakom do głowy, że katastrofy nie spowodowała - jak udowodniono - lekkomyślność władczych pasażerów prezydenckiego samolotu.
„To, że niemieccy operatorzy kin jako gospodarze odmawiają organizacji takich koszmarnych, galowych przedstawień jest zrozumiałe" - czytamy na łamach "Tagesspiegel". Gazeta w rozmowie z dyrekcją sieci kin Cinemaxx i CineStar dowiedziała się, że żadne z ich kin w Niemczech nie pokaże tego filmu. Także reprezentacyjne stołeczne kina, takie jak Urania, absolutnie wykluczyły "kiedykolwiek" projekcję "Smoleńska".
Pod ochroną policji?
Ale polska ambasada nie popuszcza. Zapowiada nową próbę za kilka tygodni i, biorąc pod uwagę wysuwane zastrzeżenia kin w kwestiach bezpieczeństwa, chce - wobec powagi otrzymanych sygnałów – „wdrożyć odpowiednie kroki” - jak napisano w zagadkowym, piątkowym oświadczeniu.
Może to oznaczać przede wszystkim żądanie zmasowanej obecności policji, jeżeli na premierze miałoby się pojawić nie tylko kilkuset zaproszonych gości, ale i demonstranci, uważa dziennik. "Taka marsowa strategia obrony pasowałaby do wizerunku, na jaki już sobie zapracował nowy ambasador, który jako profesor filozofii jest nowicjuszem w tej branży" - ocenia dziennik. I wyjaśnia, że niedawno Przyłębski starł się z przewodniczącym Federalnego Trybunału Konstytucyjnego Andreasem Vosskuhlem, który krytykowane w całej Europie, faktyczne pozbawienie władzy polskiego Trybunału Konstytucyjnego przez rząd PiS, dyplomatycznie określił jako „błędną drogę dla Europy, a tym samym także dla Polski". Z kolei przy okazji odmowy pokazu „Smoleńska” ambasador stwierdził mało dyplomatycznie, że "przecież w taki wieczór nikt nie będzie od razu wysadzał się w powietrze”.
Jazda „ideologicznym rydwanem”?
I w taki to sposób cała awantura o „Smoleńsk” w Berlinie, uważnie obserwowana przez polskie mass media, stała się prawdziwą kompromitacją dla polskiego ambasadora, a wobec programatyczno-propagandowego tematu także dla obecnej polskiej władzy, podsumowuje autor artykułu Jan Schulz-Ojala.
Artykuł kończy konkluzją: "Za prorocze i mądre należy uznać stwierdzenie Pawła Potoroczyna, który niedawno bez uzasadnienia został zwolniony ze stanowiska dyrektora Instytutu Adama Mickiewicza". Napisał on w pożegnalnej notce na Facebooku: „Obawiam się, że każdy kto wjedzie na międzynarodową scenę rydwanem ideologicznego odwetu zastanie zamknięte drzwi”.
Opr. Małgorzata Matzke