Szpiedzy RFN na tropie dowcipów NRD
14 września 2015"Co by się stało, gdyby pustynia była socjalistyczna? Długo nic, a potem zabraknie piasku" - oto jeden z enerdowskich dowcipów, jakie zachodnioniemieccy szpiedzy w 1986 roku zamieścili w swoim raporcie na temat antypartyjnego humoru w NRD. W specjalnej operacji pt. "Dowcip z NRD" szpiedzy z RFN zbierali, co mogli, nawet gdy Niemiecka Republika Demokratyczna chyliła się ku końcowi, aż do momentu, gdy reżim, który nie miał poczucia humoru, ostatecznie się rozpadł.
Za dowcipy za kratki
Dowcipy polityczne uchodziły w NRD za "antypaństwową nagonkę", a ci, którzy je opowiadali musieli się nawet liczyć z wieloletnimi karami więzienia. Opowiada o tym nowa książka pt. "Wyśmiany", właśnie opublikowana przez berlińskie wydawnictwo Christoph Links-Verlag.
Autor przytacza w niej przykłady, które pokazują, że enerdowskiemu społeczeństwu wcale nie było do śmiechu, zwłaszcza gdy dowcipy dotarły do "politbiura". Musiał się o tym m.in. przekonać elektryk, który kilka miesięcy po wybudowaniu muru w 1961 roku został skazany przez sąd we Frankfurcie nad Odrą na cztery lata pozbawienia wolności. 31-latek wyśmiewał się bowiem z poprzednika Honeckera, Waltera Ulbrichta. Prokuratura postawiła wobec młodego elektryka zarzut "ideologicznego ataku na podstawy ludowodemokratycznego porządku w państwie i społeczeństwie".
Dla Kohla niezbyt śmieszne
Autorzy książki "Wyśmiany" nie ograniczyli się do opublikowania starych dowcipów, lecz opowiedzieli też o okolicznościach ich powstania oraz konsekwencjach propagowania. Z lektury archiwów urzędu kanclerskiego z tamtego okresu wynika, że Helmutowi Kohlowi pomysł zbierania dowcipów przez służby RFN wcale nie przypadł do gustu. Jego zdaniem ta forma szpiegostwa była zbędna. Mimo to BND nadal zbierał enerdowskie kawały, wysyłał je już jednak przez inny rozdzielnik, m.in. taki, który trafiał do ówczesnego szefa urzędu kanclerskiego i dzisiejszego szefa finansów Wolfganga Schaeuble.
Mało śmieszny jest również fakt, że niemiecki wywiad najwyraźniej wysyłał do NRD własnych szpiegów z zadaniem zbierania dowcipów, podobnie, jak i przesłuchiwał własnych obywateli, aby pozyskać najnowsze kawały.
Poszukiwany dowcipny szpieg
W książce o poszukiwaniu przez BND enerdowskich dowcipów zabrakło jednak prawdziwego szpiega. Winne są niemieckie służby, które odmówiły autorom książki wglądu do akt, które mogłyby zdradzić, kto konkretnie jechał w latach 80-tych w podróż służbową do NRD w celu pozyskania dowcipów. Uzasadnienie brzmi jak kiepski dowcip: "Ochrona źródeł". Teraz autorzy mają nadzieję, że któryś z "dowcipnych" szpiegów sam się teraz zamelduje i opowie kilka dalszych wesołych historii o tym, jak pracował.
Książka zawiera setki dowcipów, z których wiele opiera się na grze słów. Niektóre jednak można przetłumaczyć. Oto jeden z nich z 1987 roku: "Amerykanie, Rosjanie i NRD podpisali umowę na wyciągnięcie zatoniętego w 1912 roku Titanica. Porozumienie przewiduje, że Amerykanie dostaną złoto, Rosjanie technologię z 1912 roku a NRD własną orkiestrę, która bohatersko grała do samego końca".
Marcel Fuerstenau / Róża Romaniec