Salman Rushdi: Klęska zła jest nieunikniona
24 listopada 2015DW: W Pana powieści pt. „Dwa lata, osiem miesięcy i dwadzieścia osiem nocy” – nota bene, to dokładnie 1001 nocy – opisuje Pan wojnę między człowiekiem a islamskim demonem - dżinnem. Kto ją wygra?
Salam Rushdie: Powieść kończy się dobrze! Nie chcę wyjawiać zakończenia (śmiech). Kiedy wziąłem się za pisanie, właściwie prawie nic z tego, z czym obecnie jesteśmy konfrontowani, nie istniało. Nie było na przykład Państwa Islamskiego (PI). Dlatego dość osobliwe jest, że ta książka okazała się przez przypadek prorocza.
Co właściwie zainspirowało Pana do jej pisania?
Chciałem stworzyć coś niekontrolowanego i całkowicie wymyślonego. Ten pomysł z kolei skłonił mnie, żeby ponownie sięgnąć po takie historie jak „Baśnie z 1001 nocy”. A w Indiach jest ich jeszcze dużo, dlatego polubiłem najpierw te. Ważną rolę odegrał też Günther Grass. On w swoich powieściach sięgał do świata baśni ze Schwarzwaldu czy baśni braci Grimm i na nich zasadzał współczesną literaturę. Weźmy na przykład jego powieści takie, jak „Turbott”, "Blaszany Bębenek” czy „Szczurzyca”.
Właśnie zdradził Pan, że w powieści wszystko kończy się dobrze. Rozsądek zwycięży nad głupotą. Czy to jest tak, jak w życiu?
Może jest to właśnie ten wytwór czystej fantazji w tej powieści. Uważam jednak, że mimo wszystko należy wierzyć, że klęska zła jest nieunikniona. Wiele wskazuje na to, że obecne zagrożenie za 20 lub 30 lat nie będzie istniało. Ale jeśli w styczniu 1989 roku siedziałbym tu z Panią i w trakcie naszej rozmowy powiedziałbym, że w Święta Bożego Narodzenia padnie mur berliński, wtedy pomyślałaby Pani, że zwariowałem! A przecież tak się stało. Żyjemy w czasach, w których świat nagle i radykalnie przesuwa się o 180 stopni. Dlatego spekulacje na ten temat, co będzie, są bezcelowe.
Czy mimo wszystko zamachy w Paryż napędzały więcej strachu?
Jak najbardziej, ale mimo tych wydarzeń poprzedniego tygodnia, byłem pod wrażeniem Paryżan, ich chęci zapomnienia o strachu i powrotu do trybu typowego paryskiego życia. To znaczy, do chodzenia do restauracji, na koncerty i mecze, do paryskich zachowań. To jest słuszna odpowiedź na to wszystko.
Ale francuski prezydent Holland wypowiedział wojnę PI. Czy znajdujemy się w stanie wojny?
Z całą pewnością ktoś jest z nami na stopie wojennej. Mam zawsze problem z powiedzeniem „wojna przeciwko terroryzmowi”, ponieważ takiego rodzaju wojny nie sposób wygrać. Można z terroryzmem zawrzeć pakt pokojowy. Taka wojna jest skierowana przeciwko zwykłym ludziom, ale wojna jest też wojną przeciwko kulturze. Przeciwko temu wszystkiemu, co tak sobie cenimy na liberalnym Zachodzie – muzykę, rozrywkę, dobre jedzenie, mecze piłki nożnej – takim dobrodziejstwom fanatyk jest niechętny. Najbardziej zdaje się on darzyć nienawiścią przyjemności, dlatego powinniśmy dalej je sobie sprawiać.
Jaka jest rola pisarza w obecnych czasach?
Książki mają tworzyć świat, w którym się dobrze czujemy, który rzuca inne światło na nasz świat zewnętrzny. Jeśli czytelnik opuszcza świat książek, zawsze bierze ze sobą jego cząstkę, także jego sposobu myślenia. To pozwala mu wpływać na sposób, w jaki postrzega on świat wokół siebie.
Pan był jednym z głośnych krytyków członków PEN Cubu, którzy głośno na dorocznej gali krytykowali tygodnik Charlie Hebdo. Co Pana najbardziej rozgniewało?
Oni są w błądzie. Ich sympatie czy antypatie do tego tygodnika nie obchodzą nikogo. Zostali zamordowani karykaturzyści i to w trakcie pracy, bo rysowali. A PEN jest organizacją, która powinna walczyć o swobodę wyrażania opinii. Kto nie potrafi uszanować tych ludzi, którym ciągle grożono, a mimo to robili swoje, aż zostali zamordowani za polityczne karykatury, ten jest tylko bardzo patetyczny.
Wielu krytyków nie wiedziało na przykład, że karykaturzyści nie są nienawidzeni, że ich się kocha. A ten tygodnik satyryczny nie jest rasistowski, lecz bardziej radykalny, i że jego największym wrogiem jest „Front National” (Front Narodowy). Okropne to było, jak źle mówiono o zmarłych, tylko po to, żeby przeciwko nim protestować.
W tym roku na Międzynarodowych targach Książki we Frankfurcie nad Menem powiedział Pan o pisarzach: „Nasz zawód wydaje się coraz bardziej upodabniać do kampanii zbrojnej”. Przeciwko komu?
Musimy bronić naszej cennej i z wielkim wysiłkiem wywalczonej wolności. W ostatnich stuleciach powstały w Europie wyobrażenia o wolności, które nam dzisiaj wszystkim służą. Dotarły do nas z Ameryki, ale ważne jest jedno: Cieszmy się, że żyjemy szczęśliwie w takim zakątku świata, gdzie możemy się cieszyć wolnością. Większość innych krajów nie zna wolności. Chiny? Nie. Region świata islamskiego? Chybione. Większość kontynentu afrykańskiego? Nie. Jeśli jesteśmy w posiadaniu wartości, to musimy ich też bronić. Musimy o nie walczyć, jeśli jest to konieczne.
Rozawiała Sabine Kieselbach
*Salman Rushdie, brytyjski pisarz indyjskiego pochodzenia, należy do grona najwybitniejszych współczesnych pisarzy. Zdobywca Nagrody Bookera za książkę pt. "Dzieci północy". Jego książka „Szatańskie wersy“ podejmująca problematykę początków islamu, przysporzyła mu wielu wrogów w świecie islamskim. Po nałożeniu przez niego fatwy (klątwy) przez wiele lat żył w ukryciu.