"Poufny poród" jako alternatywa do "okna życia"
17 marca 2013Brzuch coraz większy, a przyszła matka nie chce przyjąć do wiadomości, że do przyjścia na świat szykuje się dziecko. W jej sytuacji życiowej dziecko to istna katastrofa. Może nie pochodzi od jej ślubnego męża, może nie ma środków na wychowanie jeszcze jednego dziecka, może dziecko pojawia się nie w porę.
Życie co i raz pisze takie scenariusze, i to również w wydawałoby się liberalnych i zamożnych społeczeństwach, gdzie nie brakuje placówek poradniczych dla rodzin, matek czy kobiet ciężarnych.
- Tym kobietom taka sytuacja wydaja się być nie do zniesienia i nie do podźwignięcia. Nie są w stanie znaleźć rozwiązania do czasu, gdy dziecko przychodzi na świat - podkreśla Monika Kleine kierująca Służbą Socjalną Kobiet Katolickich (SkF) w Kolonii.
Sto okien w Niemczech
- Częstokroć te dzieci przychodzą na świat gdzieś w ukryciu, w piwnicy, w ubikacji czy na działkach, w wielkim strachu i bez jakiejkolwiek pomocy medycznej - podkreśla Monika Kleine.
Żeby zdesperowane kobiety powstrzymać od porzucenia dziecka, czy wręcz zabicia go, w Niemczech działa prawie sto tzw. "okien życia" - po niemiecku nazywają się one "Babyklappe". Od roku 2000, kiedy je uruchomiono, podrzucono tam szacunkowo kilkaset noworodków.
Takie "okno życia" działa także w Kolonii, w dzielnicy, która jest socjalnym punktem zapalnym. SkF prowadzi tam Haus Adelheid, placówkę dla kobiet z dziećmi w trudnych sytuacjach życiowych. Przy jednej z zewnętrznych ścian domu prowadzi ścieżka osłaniana stalowymi ściankami, kończąca się "oknem życia". Za szybą, na ogrzewanym kocyku można zostawić tam dziecko. - Kiedy ktoś położy dziecko w tym miejscu, ja dostaję wiadomość na komórkę - opowiada pracowniczka placówki Katrin Lambrecht. Ostatni raz miało to miejsce w ubiegłym roku. - Kiedy dostaję taki alarmowy sygnał, dosłownie staje mi serce - opowiada. Na kocyku leżała dziewczynka.
Rada Etyki krytykuje "okna życia"
W ciągu 12 lat w kolońskim "oknie życia" znalazło się 19 dzieci. Niektóre z ich matek potem zgłosiły się do placówki, ale większość z podrzuconych dzieci nigdy się nie dowie, kim są ich rodzice. To miejsce w ich życiu pozostanie puste - zaznacza szefowa kolońskiej służby SkF. Dlatego tak ważne jest, by roztoczyć opiekę nad dziećmi i rodzinami, które je przygarną, i umożliwić im na przykład, by przyszły do Haus Adelheid i obejrzały, jak wygląda takie "okno życia". Pierwsze takie wizyty już miały miejsce i były to bardzo poruszające momenty. - Niektóre dzieci chcą to miejsce tylko zobaczyć, niektóre chciały się tam położyć - opowiada Monika Kleine.
Jeżeli nic się nie wie o swoim pochodzeniu, może być to w życiu wielkim ciężarem. Federalny Trybunał Konstytucyjny już w 1989 roku wyraźnie zaznaczył, że każdy człowiek ma prawo wiedzieć, skąd pochodzi. Przed trzema laty Niemiecka Rada Etyki krytykowała "okna życia" i wezwała rząd federalny, by znalazł jeszcze inne ustawowe rozwiązanie dla kobiet w ciąży, które chcą pozbyć się dziecka. Zarówno "okna życia" jak i tzw. anonimowe porody, jakie możliwe są w 130 niemieckich szpitalach, nie mają w RFN żadnej podstawy prawnej - obydwa rozwiązania są tylko tolerowane pod względem prawnym.
Bez nadzoru i kontroli
- "Okno życia" to najgorsze ze wszystkich możliwych rozwiązań dla matek i dzieci - uważa Monika Bradna z Niemieckiego Instytutu Badań nad Młodzieżą w Monachium. Pilotowała ona szeroko zakrojone badania naukowe na temat anonimowego oddawania dzieci. Wniosek: w Niemczech nie ma żadnego jednolitego standardu i procedur dla "okien życia", na przykład czy podrzucone dziecko należy zgłosić odpowiednim urzędom i czy musi być ono oddane do adopcji. - Czasami placówki prowadzące takie "okno życia" nie wiedzą nic o dalszym losie tych dzieci - krytykuje Bradna. Nikt też centralnie nie rejestruje, ile noworodków zostało w ogóle podrzuconych.
Niemiecka minister ds. rodziny Kristina Schroeder (CDU) nie zamierza co prawda likwidować takich "okien życia", ale chce, by stały się one zbędne. Pomocna ma być przy tym planowana ustawa o tak zwanych "poufnych porodach", którą w środę (13.03) zajmował się berliński gabinet rządowy.
Wedle nowej regulacji kobiety mogłyby w szpitalu anonimowo urodzić dziecko w tzw. "poufnym" trybie. Wszystkie dane o nich byłyby przez 16 lat przechowywane w zapieczętowanej kopercie w centralnej, urzędowej placówce. Po upływie 16 lat dziecko miałoby prawo poznania tożsamości swojej matki.
Obawa przed falą anonimowych porodów
Krytykom nie podoba się, że matce miałoby zostać przyznane prawo do sprzeciwu . Czyli dzieci mogłyby poznać jej tożsamość tylko wtedy, kiedy ona by na to zezwoliła. Z punktu widzenia dziecka jest to rozwiązanie zupełnie niezadowalające - uważa Monika Kleine z SkF. Bezpieczeństwo prawne miałyby tylko matki, ale nie dzieci.
Obawia się ona także, że otwarcie drogi do prawnie gwarantowanego "poufnego porodu" otworzyłoby drogę anonimowym porodom. - Jest to jak zaproszenie do skorzystania z tego prawa, żeby urodzić dziecko w komfortowych warunkach medycznych i potem zniknąć. Już teraz ma miejsce taka "turystyka z biedy", szczególnie z krajów Europy wschodniej, która nasiliłaby się jeszcze tylko w konsekwencji takiej ustawy - uważa Monika Kleine.
Nie ma statystyki o zabójstwach
Popiera ona jednak to, że rząd federalny chce zbadać przydatność "okien życia". - Potrzebne są jednolite reguły, jak przebiegać ma anonimowe oddawanie dzieci i ujednolicone poradnictwo - uważa także Monika Bradna, monachijska naukowiec.
Argument, że "okna życia" i anonimowe porody są tolerowane przez państwo, aby ratować życie dzieci, są niewystarczające. - Nie wiemy w ogóle, czy te oferty w ogóle ratują życie - dodaje.
Do tej pory zjawisko to nie jest w ogóle ujmowane statystycznie. Kompletnie nie wiadomo, czy od czasu uruchomienia "okien życia" mniej dzieci było porzucanych lub zabijanych. Możliwe także, że oferta anonimowego oddawania dzieci zwiększy jeszcze popyt. Możliwe jest, że więcej będzie matek, które wiedząc o "oknach życia" dopiero wpadną na pomysł pozbycia się dziecka tą drogą, zamiast zatrzymać dziecko przy sobie albo oddać je do adopcji.
Monika Dittrich / Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik