Pomysł na polski design. "No Wódka" w Berlinie
12 lutego 2015Sklep, a raczej tak zwany concept store, nosi prowokacyjną nazwę, która równie dobrze mogłaby być hasłem ligi abstynentów - "No Wódka".
Założenie sklepu designerskiego wyłącznie w oparciu o projekty z Polski, w modnej i w międzyczasie drogiej dzielnicy Prenzlauer Berg, gdzie z powodzeniem działają najciekawsze butiki w mieście, do tego w pięknej kamienicy należącej do rodziny Bismarcków, wydawać się mogło na początku pomysłem bardzo ryzykownym i nieco na wyrost. Ale wizja okazała się jak najbardziej trafiona.
- Dawałam sobie rok na to, żeby sklep zaczął na siebie zarabiać. A okazało się, że już po kilku miesiącach "No Wódka" zaczął przynosić zyski - mówi właścicielka Aleksandra Kozłowska. Zasługa w tym nie tylko świetnego, na światowym poziomie designu, ale również pięknego, zaprojektowanego z polotem wnętrza. Z pomalowanych na biało elementów zwykłych, typowych rusztowań budowlanych oraz drewnianych podestów, udało się wykreować ciekawą i funkcjonalną przestrzeń, fantastyczne tło dla dobrego designu. Całości dopełniają, rozwieszone na ścianach, wielkoformatowe zdjęcia z pogranicza sztuki i mody w cyklicznych prezentacjach polskiej fotografii.
Dmuchane taborety
Uwagę zwracają szczególnie starannie przez Aleksandrę Kozłowską dobrane projekty, na przykład znane miłośnikom współczesnego designu na całym świecie taborety z dmuchanej stali Oskara Zięty, które brytyjski magazyn "Wired" nazwał "meblami przyszłości". Taborety zbudowane są z dwóch stalowych blach połączonych ze sobą i nadmuchanych w technice wypracowanej przez Ziętę w Zurychu, zwanej FIDU (Freie Innendruck Umforming - formowanie ciśnieniem wewnętrznym).
Kolorowe taborety ze stali o nazwie "Plopp" (czyli "polski ludowy obiekt pompowany powietrzem") zdobyły w międzyczasie wiele nagród, między innymi German Council Award 2008 i pokazywane były na wystawach na całym świecie. Może dlatego wiele osób nie zawsze kojarzy projekt z mało znanym polskim designem.
- Kiedyś klientka upierała się, że projektant pochodzi z Danii. Dopiero jak pokazałam jej katalogi i informacje, że firma "Zieta Processdesign" mieści się w Zielonej Górze, rodzinnym mieście Zięty, a on sam wykłada w Poznaniu, musiała przyznać rację - śmieje się Aleksandra Kozłowska.
Tak na marginesie cena takiego taboretu jest również światowa, bo wynosi 275 euro. Wydaje się, że sklep "No Wódka" wprowadził kompletną zmianę paradygmatu. Produkty z Polski nie kojarzą się tutaj, jak było do tej pory w Niemczech, z niska cena, lecz z wysoką jakością.
- Dla miłośnika dobrego designu taka cena jest absolutnie zrozumiała - mówi Aleksandra Kozłowska. - Przecież to są rzeczy wyjątkowe, a nie masówka produkowana w Chinach.
Wysoka jakość, wyjątkowe pomysły
Chociaż przyznam, że jeszcze bardziej podobają mi się krzesła DIAGO gdańskiej firmy "Tabanda" (320 euro), wzorowane na japońskim origami, wykonane z aluminium i drewna brzozowego, pokrytego dębową okładziną. Albo na przykład sofa tej samej firmy, której boki mogą służyć jako regały na książki. Ale w "No Wódka" są również rzeczy na każdą kieszeń, jak oryginalne notesy, przy których słynny Moleskin blednie, czy choćby magazyny o designie. Prawdziwym hitem, najczęściej kupowanym przez klientów produktem, okazała się natomiast pościel z fotorealistycznym nadrukiem siana firmy "Dizeno Creative" ze Szczecina. Widocznie romantyczna sugestia, że jesteśmy właśnie na żniwach i śpimy na stogu siana jest dla mieszczuchów wyjątkowo pociągająca. Sporo miejsca zajmuje ciekawa, dosyć ekstrawagancja porcelana, biżuteria, lampy no i oczywiście ubrania, na razie, tylko dla kobiet.
Z filmu do designu
Kim jest Aleksandra Kozłowska, która odważyła się na takie przedsięwzięcie? Poznałem ją kilka lat temu, gdy jeszcze jako studentka filmoznawstwa pracowała przy berlińskim festiwalu krótkich filmów "Interfilm". Potem, co znam już tylko z opowieści, była praca przy produkcjach filmowych, wojaże zagraniczne i powrót do Berlina. Gdy okazało się, że przepadła jej praca przy dwóch dużych filmach, Aleksandra zdecydowała się wspólnie z koleżanką na zrealizowanie swojego marzenia, czyli właśnie sprzedaży designu z Polski. Przy okazji powstało przedsięwzięcie nie tylko w wymiarze komercyjnym, ale również, a może przede wszystkim, jako platforma dla promowania Polski i to tej najbardziej kreatywnej. No i na razie się udaje.
- Założyłam sobie, że będę sprowadzać wyłącznie rzeczy polskich projektantów, najwyższej jakości i wyprodukowane w Polsce. Ale przede wszystkim musi to mi się podobać - zdradza Kozłowska.
A skąd nazwa? - W Niemczech Polska nadal kojarzy się wielu osobom z kradzieżami samochodów, polskimi sprzątaczkami i wódką. Nazwa to statement, że mamy dużo więcej do zaoferowania - tłumaczy Aleksandra Kozłowska.
"No Wódka" mogłoby być to przykładem dla wielu Polaków mieszkających w Niemczech, którzy obawiają się, że realizacja marzeń, może się nie powieść. Aleksandra Kozłowska udowadnia, że może się to udać, pod warunkiem, że włoży się w to serce, zapał, upór, znajomość rynku i zapotrzebowań.
Krzysztof Visconti