Pomagają dzieciom w Ukrainie. „Słyszeliśmy rzeczy straszne”
28 maja 2022Gdańska grupa wolontariatu, czyli Grupa Valentyna powstała drogą łańcuszkową. Większość z nich wcześniej się nie znała, zresztą nawet do siebie nie pasowali. Wszystko się zmieniło po wybuchu wojny, kiedy zaczęli razem pomagać Ukrainie.
– Łączy nas to, że to co się wydarzyło na Ukrainie nas dotknęło na tyle, że postanowiliśmy znaleźć sposób, żeby coś zmienić. A później to poszło na zasadzie wirusa. Zarażaliśmy się tym – mówi Filip Kalkowski (artysta malarz, na co dzień mieszka w Berlinie, swoje obrazy wystawia w berlińskiej galerii sztuki)
– To była taka wściekłość, którą chcieliśmy przebić w coś konkretnego – dodaje Bartek Karpiński (handlowiec).
– Znaliśmy się słabo, a dzisiaj mam wrażenie, jakbyśmy się znali przez całe życie – przyznaje Magda „Bąbel” Adamowska (jedna z szefowych Sopockiego Teatru Muzycznego Baabus Musicalis).
– Taka podróż weryfikuje, spędza się ponad 40 godzin za kółkiem z osobami, które, przynajmniej na początku, słabo się zna – dodaje Marciń Karpiński (projektuje i robi własne meble).
– To jest jedna pętla, jesteśmy zawiązani w ten sam sznurek – kwituje Łukasz Kaczmarek (grafik)
10 tysięcy wspólnie przejechanych kilometrów
Skrzyknął ich Ukrainiec. Valenty Deravchuk (elektryk, od sześciu lat mieszka w Polsce) mówi, że odkąd wybuchła wojna myśli o powrocie do kraju codziennie. 24 lutego, czyli dzień, kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, zastał go w Gdańsku. Zadzwonił do trzech starszych braci. Wszyscy są żołnierzami, walczą w wojsku i obronie terytorialnej. – Nie wracaj – powiedzieli mu. – Pomagaj nam z Polski – mówili. – Tam masz większe możliwości. Valenty posłuchał.
Marcin Karpiński był pierwszy: – Poznaliśmy się z Valentym w szkole. Nasi synowie chodzą do jednej klasy – mówi. – Kiedy wybuchła wojna nie mogłem patrzeć bezczynnie na to, co się dzieje. Miałem starego mini vana, więc zacząłem wozić pomoc humanitarną na granicę polsko-ukraińską. Valenty zobaczył moje zdjęcia na Facebooku i zapytał, czy mógłbym pomóc też jemu.
Pierwszy transport (jeden dostawczak i wypakowana po dach osobówka) trafił do Ukrainy w marcu. Dzisiaj, niemal trzy miesiące później grupa ma na koncie ponad 10 tys. przejechanych wspólnie kilometrów i 24 tony przewiezionych darów o wartości ponad 1 mln złotych. Grupa się rozrosła i zorganizowała. - Podzieliliśmy się zadaniami, jest dział transportowy, gdzie są kierowcy i dział zaopatrzenia, który zajmuje się zdobywaniem pomocy humanitarnej – mówi Daniel Roch (gdański urzędnik). – Wychodzę z założenia, że im więcej przywieziemy pomocy dla mieszkańców Ukrainy, tym bardziej administracja ukraińska będzie się mogła skoncentrować na wojnie – dodaje.
Dary zdobywają od sponsorów, samorządów i prywatnych darczyńców. Uruchamiają kontakty, nawiązują nowe. Transporty wiozą już osobiście. Poświęcają własny czas, biorą urlopy z pracy i jadą w głąb Ukrainy. A konkretnie do Czerniowców, gdzie grupa nawiązała kontakt z lokalną organizacją wolontariuszy Bukowiński Szczyt. – Chciałem tu przyjechać, żeby na własne oczy zobaczyć komu pomagamy i czy nasza pomoc faktycznie trafia do potrzebujących. Chciałem spojrzeć im w oczy i zobaczyć, czy to uczciwi ludzie – przyznaje Karpiński. Teraz jeździ już regularnie, 2-3 razy w miesiącu.
Wybuch wiosny i bomb
W Czerniowcach, 260-tysięcznym mieście w południowo-zachodniej Ukrainie, już co 9 osoba to uchodźca. Jak informują lokalne władze, region przyjął ponad 100 tys. uchodźców, w tym 35-tys. Dzieci. Większość z terenów, gdzie toczą się działania wojenne, w tym z Charkowa, Chersonia, Donbasu, Ługańska i Odessy. – Czerniowce są wciąż jeszcze relatywnie bezpieczne, dlatego przywożone są tutaj dzieci, w tym sieroty wojenne z całej Ukrainy – mówi Katarzyna Drzewucka, która w Grupie Valentyna odpowiada za logistykę. Dodaje, że w ostatnim transporcie były m.in. dziecięce kule i wózki inwalidzkie.
Bo grupa skupia się głównie na pomocy dzieciom wojny w Ukrainie.
– Znajomy żołnierz, który był na pierwszej linii frontu, odbijał Kijów i był w Buczy tuż po tym jak armia rosyjska stamtąd odeszła, mówił nam o rzeczach strasznych. O dzieciach, które są gwałcone. Dzieciach, którym Rosjanie gorącym nożem wycinają litery Z na plecach. Celem jest sponiewieranie małego człowieka, odczłowieczenie, żeby już nie patrzeć na niego, jak na kogoś żywego, małego, uroczego, tylko, żeby zobaczyć w nim wroga, którego można zmieść z ziemi. Sprawienie, żeby wyrósł na złamanego człowieka, który nigdy nie wstanie przeciwko Rosji – opowiada Magda „Bąbel” Adamowska. – Znajomy powiedział, że ta wojna go zmieniła, że z mężczyzny, którzy przyjechał bronić swojego kraju, stał się żołnierzem, który chce zabijać z nienawiści. Ja już wiem, że moim celem, który sobie przed sobą postawiłam jest pomoc małemu człowiekowi – dodaje.
– Słyszymy historie o wojnie i śmierci, ale też o nadziei i wierze w zwycięstwo – mówi Filip Kalkowski. I po chwili dodaje: – Dla mnie Ukraina to świat ze snów i wspomnień, miejsce, gdzie koty wygrzewają się sennie na ławce, ale to też świat, gdzie wybuch wiosny, kwiatów, dźwięków i zapachów życia, miesza się z wybuchami bomb i rakiet.
– Pomagam Ukrainie i pomagać będę aż do zakończenia tej wojny – obiecuje Daniel Roch.