Polowanie na nazistów
1 grudnia 2008Już w ciągu pierwszych dwunastu miesięcy swej działalności "Główny Urząd Ścigania Zbrodni Nazistowskich" wszczął śledztwo w 400 przypadkach, niewyjaśnionych do tamtej pory zbrodni hitlerowskich. Do dziś liczba postępowań wzrosła do 7.367. Bez pomocy dowodowej placówki z Ludwigsburga niemożliwe byłyby późniejsze wielkie procesy sądowe, w których na ławie oskarżonych zasiedli zbrodniarze z hitlerowskich obozów zagłady i obozów koncentracyjnych w Treblince, Auschwitz i Buchenwaldzie. Była to pomoc bezcenna. W archiwach w Ludwigsburgu przechowuje się pół miliona dokumentów i blisko milion sześćset tysięcy kart kartotekowych.
Największy nawał pracy „Zentralle Stelle” w Ludwigsburgu, jak często nazywa się tę instytucję także za granicą, przeżywała pod koniec lat sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Zdarzało się wtedy, że prowadzono wtedy równocześnie 600 wstępnych postępowań wyjaśniających. Ale i dziś jej pracownicy nie narzekają na bezczynność. Najbardziej spektakularnym przykładem ich obecnej aktywności jest przypadek Iwana Demianiuka, podejrzanego wcześniej o to, że jest on osławionym „Iwanem Groźnym”, jednym z dwóch ukraińskich operatorów komór gazowych w obozie zagłady w Treblince. Tego nie udało mu się dowieść, ale nadal utrzymuje się podejrzenie, że Demianiuk mógł być strażnikiem w obozie w Sobiborze.
Po wojnie Demianiuk wyemigrował pod przybranym nazwiskiem do USA. Po ujawnieniu jego prawdziwej tożsamości został deportowany do Izraela, gdzie w 1988 roku skazano go na karą śmierci. Izraelski sąd najwyższy uchylił jednak ten wyrok ze względu na brak wystarczających dowodów i Demianiuk ponownie zamieszkał w USA. Zdaniem kierownika z Głównego Urzędu Ścigania Zbrodni Nazistowskich Kurta Schrimma, teraz będzie można powrócić do jego sprawy: - „Jesteśmy przekonani, że możemy udowodnić mu udział w zamordowaniu przynajmniej 29.000 ludzi” - mówi.
Główny Urząd Ścigania Zbrodni Nazistowskich sam nie jest prokuraturą i sam nie prowadzi żadnych procesów. Jego rola polega na dostarczaniu prokuraturze dowodów winy i innych, potrzebnych jej materiałów, które są później wykorzystywane w przewodzie sądowym. Czy wspomniany przed chwilą Iwan Demianiuk, liczący dziś 88 lat, stanie kiedykolwiek przed sądem w Niemczech, wydaje się raczej nieprawdopodobne. Prokuratura krajowa w Monachium odmówiła w każdym razie przejęcia jego sprawy. Kurt Schrimm obawia się, że jego placówka może przegrać z czasem.
- „Trzeba na to patrzeć bardzo realistycznie; z każdym upływającym rokiem szanse skazania sprawców dawnych zbrodni maleją systematycznie do zera. Nie jest tak, że nie prowadzimy dziś żadnych śledztw i nie możemy wskazać winnych. Prowadzimy i możemy. Naszym problemem jest udowodnienie im winy. Dawni zbrodniarze są ludźmi w podeszłym wieku. Ewentualni świadkowie ich przestępstw też są starzy albo już nie żyją. Poza tym, nie łatwo jest ich odnaleźć” - tłumaczy.
Nowoczesna technika
W codziennej pracy Urzędu w Ludwigsburgu coraz większą rolę odgrywa nowoczesna technika, która ułatwia szybkie dotarcie do danych w innych krajach, ich ściąganie i archiwizowanie. Nadal bardzo ważna jest współpraca z podobnymi placówkami za granicą.
- „Docieramy do archiwów rosyjskich i innych na obszarze dawnego ZSRR i szukamy akt z procesów przeciwko zbrodniarzom hitlerowskim z lat 1945/46 w nadziei, że znajdziemy w nich nazwiska uczestników masowych egzekucji i innych, wielkich mordów. Przetrząsamy także archiwa w krajach Ameryki Południowej, w których po wojnie znalazło schronienie wielu hitlerowskich przestępców wojennych. W dalszym ciągu współpracujemy ściśle z urzędami w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, w Polsce i – zwłaszcza – w Czechach" - mówi prokurator Schrimm.
Nadal potrzebni
Działalność Głównego Urzędu Ścigania Zbrodni Nazistowskich da się sprowadzić do trzech słów:
zebrać – przejrzeć – ocenić. Po to, by potem dostarczyć wyniki wnikliwej oceny organom wymiaru sprawiedliwości. Wielką zasługą pracowników Głównego Urzędu Ścigania Zbrodni Nazistowskich jest niedopuszczenie do ich przedawnienia w Republice Federalnej. Obecny kierownik Urzędu Kurt Schramm jest przekonany o potrzebie dalszego istnienia tej placówki:
- „Jesteśmy to winni ofiarom zbrodni nazistowskich i pamięci o nich. Mamy obowiązek udowodnić, że to, co się wtedy wydarzyło nie jest nam obojętne, że nie przekreślimy tego grubą kreską jako rzeczy, które należą dziś wyłącznie do historii. Często słyszę od ofiar dawnych prześladowań, że jest im obojętne, czy ich sprawcy zostaną kiedykolwiek ukarani. Nam, przedstawicielom władz państwa niemieckiego, nie jest to obojętne, Dla nas jest rzeczą najwyższej wagi, aby nigdy nie zapomniano o tamtych zbrodniach i aby nigdy się już nie powtórzyły” - uważa Kurt Schrimm.
Sceptyczni publicyści twierdzą jednak, że pomimo niewątpliwych zasług, wyniki działania Urzędu w Ludwigsburgu są raczej skromne. Z przygotowanych tu w ciągu półwiecza ponad siedmiu tysięcy postępowań karnych, tylko niewiele ponad połowa zakończyła się wyrokami skazującymi. Ponadto - jak powiedział w Niemieckim Radiu jeden z amerykańskich oskarżycieli w Procesach Norymberskich - jest niezrozumiałe, dlaczego placówkę tę utworzono dopiero 13 lat po zakończeniu wojny. W ten sposób wtedy, kiedy większość zbrodniarzy jeszcze żyła, zaprzepaszczono szansę na ich wykrycie i ukaranie a wiele ofiar nigdy nie doświadczyło zadośćuczynienia.