Polacy inwestują w Niemczech. "Atrakcyjny kraj"
19 maja 2016Z punktu widzenia polskich firm Niemcy są atrakcyjnym krajem do inwestowania – wynika z raportu Polsko–Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (AHK Polska), opracowanego przy wsparciu berlińskiej kancelarii prawniczej CMS i PKO BP, który pięć miesięcy temu otworzył oddział we Frankfurcie nad Menem. Do największych firm z udziałem polskiego kapitału należą w Niemczech m. in. Ciech, KGHM, Boryszew, Kopex, PKN Orlen i Nowy Styl. Najwięcej przedsiębiorstw z polskim kapitałem ulokowało się w największym landzie (17,7 mln mieszkańców), w Nadrenii Północnej – Westfalii (NRW).
Szefowie firm chwalą m. in. jakość infrastruktury, uczciwość w interesach czyli dyscyplinę płatniczą, przewidywalność polityki gospodarczej, nastawienie administracji publicznej, w tym instytucji podatkowych, przejrzystość systemu zamówień publicznych, dostępność kwalifikowanych kadr, dotacji wszelkiego rodzaju oraz elastyczność prawa pracy.
Polscy przedsiębiorcy wszakże nie tylko chwalą, ale zgłaszają też postulaty korekt polityki gospodarczej. Na czoło wybija się rekomendacja obniżenia podatków i kosztów pracy, zmniejszenie biurokracji. Jak zawsze, nie wszystko złoto, co się świeci. Niemniej 96 proc. biznesmenów z Polski twierdzi, że – gdyby znów stanęli przed wyborem miejsca zagranicznej inwestycji – ponownie zdecydowaliby się na Niemcy. Motywy ekspansji są w istocie niezmienne. Na czoło wybija się: możliwość dostępu do nowych rynków i klientów, potrzeba zwiększenia skali działania, osiągnięcie bariery rozwoju w Polsce, szansa pozyskania nowych kompetencji.
Koluszki budują w Berlinie
Konieczność powiększenia pola działania wynika z tego, że za kilka lat skończą się środki unijne. Taki, wcale nieodosobniony punkt widzenia reprezentuje prezes Zarządu firmy Agat w Koluszkach, Zbigniew Winkiel. – Wiemy – wyjaśnia – w jakie tarapaty wpadło wielu przedsiębiorców hiszpańskich czy portugalskich, którzy nie zabezpieczyli się rychło w czas, gdy zbliżał się koniec przekazów z Brukseli.
Aby więc mądrość nie przyszła dopiero po szkodzie, Agat postanowił ruszyć do Berlina. Koluszki to przecież kolej i kolejnictwo, a S-Bahn, naziemna kolej miejska, rozpisała właśnie przetarg na budowę wielofunkcjonalnej hali z myjnią pociągów. Mycie wagonów to nie tylko w Polsce wiadro z wodą i szczotka; S-Bahn płacił dotychczas pół miliona euro rocznie tytułem kar za brudne wagony. Nowatorska koncepcja techniczna z zamkniętym obiegiem wody, oszczędna zatem, stanowiła punkt wyjścia. Zleceniodawca był pod wrażeniem, niemniej nie ograniczył się do analizy dokumentacji technicznej, ale przeprowadził swoisty audyt w Koluszkach. Chciał mieć pewność, że Agat sprosta zadaniu. Konkurencja była silna, międzynarodowa i Agat zwyciężył. Prezes Agatu usłyszał wówczas od szefa S-Bahnu znamienne zdanie: - Wygrał pan nie ceną, lecz wiedzą techniczną i solidnością. Po negocjacjach finansowych Zbigniew Winkiel stwierdził, że w niemieckim przetargu liczy się jakość, nie cena.
Gdy rozmowy zbliżały się do finału, partner niemiecki postawił pytanie, w jakiej formule Agat zrealizuje kontrakt – jako firma z Polski, czy tutejsza, zarejestrowana w Niemczech? Szef S-Bahnu uśmiechnął się do prezesa Agatu i powiedział : - To ja ryzykuję, nie pan, bo powierzam zadanie firmie, która dopiero powstaje. Ale to jest wasza przyszłość. I tak Agat z Koluszek zrodził w Berlinie Achata. Wkrótce potem, z Lipska wpłynęło do Achata zapytanie, czy podjąłby się tam podobnej jak berlińska inwestycji.
Niemiecki interes w polskie ręce
Na tym przykładzie poznaliśmy wiodący model sukcesu polskich firm w Niemczech. Główne obszary ich działania to usługi, budownictwo, przemysł spożywczy, informatyka. Od pewnego czasu polscy przedsiębiorcy wchodzą na rynki Republiki Federalnej nie tylko drogą zakładania tam firm, ale też przejmowania firm niemieckich. Mecenas Igor Stenzel z kancelarii prawnej CMS w Berlinie, zauważa, że dobiega kresu aktywność pokolenia, które po zjednoczeniu – zwłaszcza w nowych landach – zakładało spółki. Przeważały rodzinne, sporo z nich odniosło sukces. – Problem w tym – mówi adwokat – że dzisiaj, w owym pokoleniu, często nie ma kandydatów do przejęcia tych firm. Właściciele, którzy wykonali pracę od podstaw, podchodzą do tych spraw bardzo osobiście. Z moich obserwacji wynika, że niekoniecznie dążą do sprzedaży firmy z największym zyskiem, starają się natomiast zapewnić jej kontynuację w postaci przejęcia.
Okazuje się, że taka formuła biznesu w Niemczech wzbudza szczególne zainteresowanie wśród polskich przedsiębiorców. To nie są interesy, jakie robi Orlen czy Comarch, nie wzbudzają więc uwagi medialnej, ale – podkreśla mecenas Stenzel – jest ich doprawdy mnóstwo. Dominują przejęcia wartości około 10 mln euro, ale nie brak też 5-krotnie droższych. Założenie własnej spółki to z reguły koszt 1000-5000 euro. – Ale to przecież ułamek kosztów – wskazuje adwokat. – Trzeba zadbać o marketing, swoją markę, zdobyć jakiś udział w rynku, bazy odbiorców, zaufanie klientów. To jest najcenniejsze. Wszystko to można osiągnąć zdecydowanie szybciej przejmując istniejącej firmy.
Bez zbytniej przesady można stwierdzić, że w tej, coraz częściej pokonywanej drodze wejścia na rynek niemiecki przejawia się przedsiębiorczość Polaków. W podejmowaniu decyzji niebagatelną rolę odgrywa ocena stanu gospodarki niemieckiej. 79 proc. polskich przedsiębiorców ocenia go jako dobry lub bardzo dobry.
Michał Jaranowski