Kryzs liberalnej demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej
21 października 2019„Przejęcie władzy w Europie Środkowo-Wschodniej przez antyliberalnych polityków w rodzaju Jarosława Kaczyńskiego czy Viktora Orbana stanowi dla wielu obserwatorów w Europie Zachodniej zagadkę. Chętnie sięga się po ekonomiczne lub psychologiczne diagnozy: neoliberalna globalizacja doprowadziła do powstania warstwy przegranych, którzy dali się omamić nacjonalistycznymi hasłami populistów” – pisze Tobias Rupprecht w weekendowym wydaniu „Neue Zuercher Zeitung”.
Polemizując z tą tezą, autor zwraca uwagę, że realny dochód mieszkańców tego regionu uległ w minionych 20 latach podwojeniu, a większość wschodnioeuropejskich krajów korzysta z idących w miliardy euro transferów świadczeń w UE. A może – spekuluje dziennikarz – doszło do „antyliberalnej reakcji sprzeciwu” wobec presji zachodnich norm i zasad?
Brak liberalnej tradycji na Wschodzie
Odrzucając obie tezy, Rupprecht proponuje „prostsze wytłumaczenie” obecnego kryzysu liberalnej demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej. „Być może afirmatywna postawa wobec liberalnej demokracji nigdy nie była w tym regionie silnie zakorzeniona” – sugeruje autor.
„Symbolika upadku muru berlińskiego oraz hasła wolności i pokojowej rewolucji sugerują ostateczny tryumf wymarzonej przez wszystkich liberalnej demokracji. W rzeczywistości ani przed rokiem 1989, ani potem liberalne idee nie były w Europie Wschodniej czynnikiem dominującym. Religijny konserwatyzm, a także ksenofobiczny nacjonalizm i antysemityzm, ukryte pod liberalnym mitem, były silnym nurtem już w czasie zwrotu (1989/1990), a nie dopiero jako reakcja na ´neoliberalizm+ lat 90´ i początku następnej dekady” – czytamy w „NZZ”.
Kompromis postkomunistów i dysydentów
Wschodnioeuropejscy populiści mają rację mówiąc, że liberalny kurs, jaki obrały po 1989 roku byłe kraje socjalistyczne, był efektem kompromisu reformatorskich elit postkomunistycznych i małych grup dysydenckich. Nieliberalne tendencje autorytarne i nacjonalistyczne zostały zepchnięte na margines, ale przez cały czas istniały – tłumaczy Rupprecht. Nie udało się dokonać liberalizacji całego społeczeństwa – dodaje.
Chętnie przywoływany motyw „heroicznej walki liberalnych dysydentów i miłujących wolność obywateli przeciwko represyjnemu aparatu państwowemu odwraca uwagę od faktu, że rok 1989 nie był tryumfem liberalnym, lecz rozwiązaniem kompromisowym. Dziś populiści zbijają polityczny kapitał opowiadając o „zdradzie wobec narodu” – pisze Rupprecht.
Populiści kontynuatorami późnego socjalizmu?
Przy całej antykomunistycznej retoryce, wschodnioeuropejscy populiści kontynuują w wielu dziedzinach antyliberalną tradycję późnego komunizmu – uważa dziennikarz „NZZ”.
Podobnie jak komunistyczne elity w latach 50. i 60. dzisiejsi populiści krytykują rzekomą degradację Europy Wschodniej do „kulturowego i gospodarczego zaplecza” Europy Zachodniej, obarczają ją ponadto odpowiedzialnością za zacofanie i utrzymują kontakty z nieliberalnymi krajami pozaeuropejskimi.
Kierowane przez państwo media, powielając wzory sprzed 1989 roku, przedstawiają Zachód jako liberalno-dekadencki twór skazany na upadek i rządzony przez kosmopolityczną finansjerę. W Polsce i na Węgrzech prowadzona jest narodowa polityka rodzinna, która „jest niemal nie do sfinansowania, ale odpowiada wynikającym z socjalizmu oczekiwaniom ludzi”.
„Koniec państwowego socjalizmu w roku 1989 nie był szeroką korekturą historycznej pomyłki i powrotem Europy Wschodniej do liberalnej normalności, jak widzieli to Zachód i liberalni wschodni Europejczycy. Rok 1989 był momentem orientacji na Zachód elit w krajach, które nie miały doświadczenia z liberalną demokracją i których społeczeństwa nigdy nie wspierały bezwarunkowo nowego systemu” – pisze w konkluzji Rupprecht.
Autor zastrzega, że chociaż „liberalny mit” nie jest do końca prawdziwy, to może on pełnić pożyteczną rolę jako punkt odniesienia dla antypopulistycznych protestów.