Nowy trend: poznaj swoje miasto
3 września 2012Przed dwoma laty Thomas Böning powołał do życia stowarzyszenie kulturalne "Kulturklüngel". Samo słowo "Klüngel" oznacza w Nadrenii siatkę nieformalnych powiązań i jest odbierane pozytywnie. Ale może też oznaczać kumoterstwo, nepotyzm, a nawet korupcję. W tym przypadku jednak chodzi o lepsze poznanie się ludzi pochodzących z różnych kręgów kulturowych, których łączy miejsce zamieszkania. Dzięki wycieczkom, organizowanym przez Thomasa Böninga, rdzenni kolończycy i zamieszkali w Kolonii imigranci mogą dowiedzieć się o sobie czegoś ciekawego.
Kolonia po irańsku
- Najlepszym sposobem nawiązania przyjaznych stosunków między tubylcami i przybyszami ze świata, jest stworzenie im okazji do spotkania się i rozmowy o tym, co ich najbardziej interesuje. Im bardziej takie spotkanie ma nieformalny i prywatny charakter, tym lepiej - twierdzi Thomas Böning i pędzi na spotkanie z uczestnikami kolejnej wycieczki po Kolonii. Tym razem pokaże im jej perskie oblicze.
W Kolonii mieszka wielu imigrantów z Iranu. Po trzech godzinach wędrówki po mieście, od jednej irańskiej instytucji do drugiej, kilkunastosobowa grupa kolończyków dzieli się wrażeniami z wycieczki w irańskiej restauracji i delektuje egzotycznymi dla nich specjałami tradycyjnej, perskiej kuchni, przy dźwiękach równie egzotycznej muzyki.
Co ich uderzyło najbardziej? Ilu uczestników, tyle różnych wrażeń i opinii. Sabine dziwi się, że irańska przewodniczka, towarzysząca Thomasowi Böningowi, chodzi z odkrytą głową. - Jestem Niemką, tyle że irańskiego pochodzenia - słyszy w odpowiedzi.
Jej koleżanka Lena jest zaskoczona, że spotkane po drodze Iranki nie są, jak myślała, obwieszone złotem i wolą, skromną, nowoczesną, srebrną biżuterię. Ktoś inny z niedowierzaniem kosztuje słodką cytrynę. Cały grupa z zainteresowaniem słucha właściciela dużego sklepu z perskimi dywanami, który wyjaśnia im, że najcenniejsze dywany z jedwabiu są tak lekkie, że "mogłyby unosić się w powietrzu" i stąd wzięła się legenda o latającym, perskim dywanie z "Baśni z tysiąca i jednej nocy".
Poznajmy się!
Pomysł z organizowaniem wycieczek po Kolonii w jej azjatyckim, południowoamerykańskim oraz afrykańskim wydaniu, padł na podatny grunt. W ciągu miesiąca po 16 różnych trasach, pod fachową opieką Thomasa Böninga i jego przyjaciół z różnych krajów, wędrowało około 350 kolończyków.
Czy takie wycieczki rzeczywiście służą lepszemu, wzajemnemu poznaniu się i pogłębiają integrację Niemców i imigrantów, z których wielu, jak wspomniany wyżej handlarz dywanami, Nuri Ansari, żyje w Niemczech od blisko pół wieku? Trudno powiedzieć. - Na pewno rozbudzają zainteresowanie innym stylem życia, a to już dużo, bo od czegoś trzeba przecież zacząć - uśmiecha się Thomas Böning.
Ktoś zasmakuje w mocnej, czarnej herbacie z kardamonem i szczyptą szafranu, ktoś inny pochwali się potem, że tradycyjny, perski bębenek nazywa się "daf", jeszcze ktoś zaprosi potem swoich niemieckich przyjaciół do irańskiego sklepu, w którym można dostać między innymi słodkie cytryny.
Lena, która kojarzyła Iranki z nadmiarem ciężkiej, złotej biżuterii, zamówiła u złotnika Hosseina Tohidlou zaprojektowaną specjalnie dla niej, srebrną bransoletkę. Na pytanie, czy na pewno będzie tak ładna, jak jej obiecał, złotnik odparł, że najpierw pokaże ją żonie, a jeśli ta zaaprobuje jego pomysł i sama będzie gotowa ją założyć, to zyska pewność, że należycie wywiązał się z zamówienia. "A ja myślałam, że w Iranie ostatnie słowo zawsze należy do mężczyzn" - dziwi się Lena. Podróże kształcą. Także te po własnym, rodzinnym mieście, przemierzanym na piechotę.
Anahita Mehdipor / Andrzej Pawlak
red. odp.: Bartosz Dudek