Niezwykły projekt Polaka z Niemiec. "Auto z zabawkami"
3 stycznia 2017̶ Marzę o nowym domu i o playstation ̶ mówi pochodzący z Syrii 12-letni Maksoud Al Ali i swoim plastikowym piłkarzykiem mocno kopie w piłkę. Bawi się z 10-letnim Alim, także uchodźcą z Syrii. Obaj od paru miesięcy mieszkają w schronisku dla uchodźców w Katterbach koło Kolonii. Wtorki to ich ulubiony dzień tygodnia. Kolorowy samochód wypchany po brzegi zabawkami wjeżdża wtedy na teren ośrodka i dzieciaki mogą choć na chwilę zapomnieć o monotonii życia w schronisku.
Inicjatorem pomysłu jest mieszkający w Bergisch Gladbach Polak Szymon Bartoschewicz, wieloletni pracownik socjalny, obecnie dyrektor szkoły podstawowej w Bensberg. Do Niemiec przyjechał jako dziecko i już wtedy wiedział, że pomaganie innym to jego powołanie. ̶ Czytałem komiksy o Supermanie czy Spidermanie, którzy ratowali świat i chciałem być tacy jak oni ̶ wspomina Szymon. Choć z wykształcenia jest prawnikiem, w swoim zawodzie nigdy nie pracował. ̶ Nie umiem się kłócić, umiem pomagać ̶ żartuje.
Projekt "auta z zabawkami" powstał pierwotnie dla dzieci z rozbitych i biednych rodzin. Następnie samochód zatrzymywał się w okolicach domów przejściowych gdzie mieszkają rodziny imigrantów. Od ubiegłego roku auto swój przystanek ma także w schroniskach dla uchodźców. ̶ Już pierwszego dnia jak zamykaliśmy samochód i chowaliśmy zabawki podszedł do nas jeden chłopiec i powiedział, że to był najpiękniejszy dzień w jego życiu. Czy można znaleźć lepszą motywację?
Życie w poczekalni
W obozie w Katterbach mieszka 300 osób, w tym około 30 dzieci. Uchodźcy pochodzą z 25 państw, ponad połowa z nich to Syryjczycy. Mieszkańcy zakwaterowani są w 5 wielkich białych namiotach, w środku których urządzono prowizoryczne pokoje. W ciągu dnia dzieci uczęszczają do niemieckiej szkoły, dorośli siedzą bezczynnie. Ich życie jest bezpieczniejsze, bo nikt do nich nie strzela, ale to jak siedzenie w poczekalni. Nie mają spokoju psychicznego – wyjaśnia Szymon.
W najgorszej sytuacji jest młodzież. Nie mogą jeszcze podjąć pracy, ich jedyną rozrywką jest gra w piłkę i telefon komórkowy. ̶ To wszystko jest do bani ̶ mówi w oczekiwaniu na azyl 19-letni uchodźca z Palestyny. Dlatego wjazd kolorowego auta na podwórko to także dla nich wielka atrakcja. Wraz z wolontariuszami, którzy wspierają projekt, mogą zagrać w piłkę czy porozmawiać. Niektórzy dobrze mówią po angielsku.
Klucz do udanej integracji
Ale Szymon doskonale wie, że to nie wystarczy: ̶ Sam też byłem imigrantem i wiem, jak bardzo ważna jest znajomość języka niemieckiego. Słyszałem, jak ojciec często telefonował i mówił nieskładnie. Ludzie nie traktowali go serio. Jest taka łata, którą się przykleja: ludzie, którzy nie mówią po niemiecku, są głupi ̶ wspomina swoje dzieciństwo Szymon.
Dlatego też, jego zdaniem, tak ważna jest integracja najmłodszych. Projekt "auta z zabawkami" ma nie tylko na celu zaoferowanie rozrywki, ale też pokazanie, jak funkcjonuje życie w Niemczech. Dzieci wraz z grupą wolontariuszy rozkładają zabawki, a po za kończeniu razem je sprzątają, mają kontakt z osobami spoza obozu. Uczą się dyscypliny i odpowiedzialności. ̶ Chciałbym, żeby się odnalazły w społeczeństwo bez strachu i z perspektywami, których ich rodzice już być może nie będą mieli ̶ stwierdza Szymon.
To jednak, czy uchodźcy, przybyli do Niemiec w ostatnim czasie, dostaną swoją szansę, leży w gestii władzy i zaangażowania społeczeństwa ̶ podkreśla Szymon. A z tym jednak jest coraz gorzej, bo wzrastają nastroje antyimigranckie. ̶ Coraz mniej osób chce pomagać, coraz trudniej uzyskać wsparcie finansowe od władz miasta czy samorządów. A bez tego nie ma mowy o integracji. I to jest największy sprawdzian, przed jakim stoją dzisiaj Niemcy ̶ podsumowuje Szymon.
Anna Macioł-Holthausen