1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Nieznany bohater z KL Auschwitz. "Odruch czynienia dobra"

24 grudnia 2020

Był jedynym Niemcem w Auschwitz, o którym żaden ze współwięźniów obozu nie powiedział złego słowa. Nauczył się polskiego i podczas tajnej Wigilii w 1940 roku śpiewał wraz z Polakami „Jeszcze Polska…”

https://p.dw.com/p/3lJ1D
Otto Küsel nosił w obozie w Auschwitz nr 2. Trafił tu za przestępstwa kryminalne
Otto Küsel nosił w obozie w Auschwitz nr 2. Trafił tu za przestępstwa kryminalneZdjęcie: Staatsmuseum Auschwitz-Birkenau

Nazywał się Otto Küsel, był jednym z pierwszych trzydziestu więźniów KL [Konzentrationslager, obozu koncentracyjnego] Auschwitz – niemieckich przestępców przywiezionych do Oświęcimia z KL Sachsenhausen w Oranienburgu pod Berlinem. Trafił tam w 1937 roku, skazany za kradzieże. Za co konkretnie, nie wiadomo. Opowiadał o sobie, że był kasiarzem. W Auschwitz dostał numer 2, ale w obozowej hierarchii stał się de facto więźniem numerem 1. Został bowiem szefem Arbeitsdienstu, jak określano biuro wydziału IIIa, obozowego wydziału zatrudnienia. To on decydował, gdzie konkretny więzień ma pracować. Mógł go posłać do ciężkich robót, gdzie groziło mu pobicie na śmierć przez sadystycznego kapo, który uzna, że pracuje zbyt wolno, ale też na przykład do magazynu, gdzie miał większe szanse przeżycia.

„Zielony winkiel”

– To był Niemiec. I do tego „zielony winkiel”, czyli bardzo groźna kategoria funkcyjnych – podkreśla w rozmowie z DW Piotr Cywiński, dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.

W obozowym żargonie tak nazywano więźniów kryminalnych, bo byli oznakowani zielonymi trójkątami. Winkiel to łatwiejsza do wypowiedzenia przez Polaka wersja niemieckiego słowa Winkel, czyli kąt. Czerwone naszywki mieli więźniowie polityczni, różowe homoseksualiści, fioletowe świadkowie Jehowy. Żydzi zaś nosili dwa obrócone względem siebie o 180 stopni trójkąty, układające się w gwiazdę Dawida – jeden żółty, drugi zazwyczaj czerwony.

Niemieccy „zieloni winkle” mieli wspierać załogę SS jako więźniowie funkcyjni. Przeważnie jako kapo lub blokowi, czyli nadzorcy komand, jak nazywano oddziały robotników przymusowych, względnie bloków, w których mieszkali więźniowie. – Mieli niesamowitą władzę nad resztą więźniów. Byli wobec nich instrumentami bezpośredniej opresji – mówi Cywiński. Bili, karali, nierzadko sadystycznie znęcali się nad podległymi im więźniami,

Inny Niemiec

Ale ten Niemiec był inny: – W kilkuset relacjach bardzo różnych więźniów jego nazwisko pojawia się zawsze w pozytywnym kontekście – mówi Piotr Setkiewicz, który w Muzeum Auschwitz-Birkenau kieruje Centrum Badań, czyli działem naukowym. 

Również dyrektor Cywiński nie spotkał się z ani jedną negatywną relacją o Küselu. – Wiadomo, że nie mógł zrobić wszystkiego. Ale ci, którzy się o niego otarli, wspominają go bardzo pozytywnie. A działał i pomagał w sytuacjach, gdy to było naprawdę niebezpieczne.

– Zapamiętało go bardzo wielu więźniów i właściwie wszyscy w sposób niezwykle pozytywny. Z pewnością wynikało to ze swego rodzaju zaskoczenia, że oto Niemiec i do tego kapo z obozowego biura zatrudnienia zachowuje się zupełnie inaczej niż wszyscy – dodaje Setkiewicz. 

– Fakt, że jeden z nich, Niemiec, nie tylko nikogo nie prześladował, ale był przyjaźnie nastawiony, próbował pomagać, był dla pozostałych więźniów także pod względem psychologicznym czymś niezwykłe ważnym – uważa Cywiński. – Nie kto inny, jak rotmistrz Witold Pilecki w jednej ze swych relacji napisał o nim: „Niemiec, który nigdy Polaka nie uderzył”. Dziś to może brzmieć banalnie, ale funkcyjny więzień, który nie bił, był w obozie rzadkością.

Dyrektor muzeum Auschwitz Piotr Cywiński
Piotr Cywiński: Küsel pomagał w sytuacjach, kiedy to było naprawdę niebezpieczneZdjęcie: Beata Zawrzel/NurPhoto/picture-alliance

Prawy sierpowy

A jednak nie do końca było tak, jak twierdził rotmistrz Pilecki. – Pewnego dnia jakiś esesman tłukł więźnia z taką zaciekłością, że więźniowie, którzy byli świadkami tego zdarzenia, byli przekonani, że go zabije. I wtedy pojawił się tam Küsel – opowiada dr Setkiewicz. – Podszedł do więźnia i wymierzył mu prawy sierpowy. Ten padł, a esesmana zatkało. Küsel rzucił jeszcze parę przekleństw i kazał więźniowi wracać do bloku. W ten sposób uratował mu życie – twierdzi historyk.

– Ale to jeszcze nie koniec. Potem Küsel poszedł do obozowej kuchni i poprosił o kawałek chleba i kiełbasy – dodaje szef Centrum Badań. – W obozie o kiełbasę nie było łatwo, ale udało się. Odszukał tego więźnia, dał mu ten chleb i tę kiełbasę, i przeprosił za to, co zrobił. Trudno powiedzieć, na ile ów więzień zrozumiał, co się stało, i czy wiedział, że tym ciosem Küsel uratował mu życie.

Arbeitsdienst Küsel

Küsel musiał się znacząco wyróżniać na tle innych „zielonych winkli”, skoro został szefem obozowego biura zatrudnienia. 

– Pewnie był najinteligentniejszy z nich – przypuszcza Setkiewicz. – Być może znał się na pracy biurowej, wiedział, jak prowadzić rejestry. A może po prostu nie robił błędów ortograficznych.

Oczywiście miał nad sobą esesmanów. – To oni decydowali, czy do jakiejś pracy ma iść stu, dwustu, czy pięciuset więźniów – wyjaśnia Piotr Setkiewicz. – Natomiast kto gdzie trafi, tego nie byli w stanie kontrolować. Po to właśnie potrzebowali więźniów, którzy znali niemiecki i potrafili pisać na maszynie. A ich szefem był właśnie Otto Küsel.

Więźniowie nazywali go po prostu arbeitsdienstem. Jak biuro, którym kierował.

Fundamentalna przemiana

– Jak wynika z relacji więźniów, Küsel w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że ludzie, którzy tu trafiali, często trafiali za nic, na przykład schwytani w ulicznych łapankach – twierdzi Piotr Cywiński. – To chyba wpłynęło na niego, bo zaczął się dosyć szybko zaprzyjaźniać z ludźmi, którzy znaleźli się w Auschwitz bez żadnych kryminalnych powodów. I pomagał im.

Z początku zajmował się najbardziej zagrożonymi. – Gdy widział, że ktoś jest wycieńczony, próbował przydzielać go do zajęć, które stwarzały szanse na podreperowanie zdrowia – wyjaśnia dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau, którego zdaniem w Küselu musiało dojść wtedy do jakiejś fundamentalnej przemiany. – Być może do zrozumienia, gdzie jest dobro, a gdzie zło. W obozie szybko nauczył się mówić po polsku i już podczas tajnej Wigilii w grudniu ’40 roku, śpiewał razem z Polakami „Jeszcze Polska nie zginęła”.

Ruch oporu

Z czasem Küsel zaczął wspomagać różne nielegalne działania więźniów. – Trudno sobie wyobrazić ucieczkę z obozu, jeśli się nie pracowało w jakimś komandzie zewnętrznym działającym możliwie daleko od obozu. Trudno sobie wyobrazić zorganizowane dostarczanie lekarstw pochowanych w polu przez okolicznych mieszkańców, a przynoszonych do obozu i oddawanych do szpitala przez ludzi z jakiegoś komanda, jeśli skład tego komanda zmieniałby się zbyt często – wyjaśnia Piotr Cywiński.

Do Küsela musiało jego zdaniem dotrzeć w końcu i to, że wspiera jakąś zorganizowaną działalność, ruch oporu. Jednak nie zaprzestał tego.

– W którymś momencie prawdopodobnie także gestapo doszło do tego wniosku, analizując jego decyzje w kontekście różnych akcji z punktu widzenia gestapo nielegalnych, czy to ucieczek, czy jakichś innych zorganizowanych zachowań – sądzi dyrektor.

Ucieczka i powrót do Auschwitz

W każdym razie pod koniec 1942 roku Küsel czuł już zapewne, że ziemia zaczyna mu się palić pod nogami. Wreszcie trzy dni przed końcem roku uciekł wraz z trzema polskimi więźniami: Janem Barasiem (właściwie Komskim), Mieczysławem Januszewskim oraz Bolesławem Kuczbarą.

– On wiedział, że jego polscy koledzy zamierzają zorganizować ucieczkę – tłumaczy Piotr Setkiewicz. – Jako ich przełożony miałby do wyboru albo ich wcześniej zadenuncjować na Politische Abteilung, a to by się skończyło ich śmiercią, albo uciec z nimi. Zdecydował się na tę drugą opcję.

We wrześniu został schwytany i odstawiony znów do Auschwitz, gdzie trafił do bunkra bloku 11., Bloku Śmierci. Tam znalazł się w jednej celi z późniejszym peerelowskim premierem Józefem Cyrankiewiczem. Stamtąd się nie wracało. Oni wrócili, bo nowy komendant obozu Arthur Liebehenschel, który akurat w tym czasie zastąpił osławionego Roberta Hößa, ogłosił na początek swojego urzędowania coś w rodzaju obozowej amnestii.

Zdarzyło się to podobno tylko jeden jedyny raz w historii KL Auschwitz.

Wniosek o honorowe obywatelstwo

Otto Küsel ocalał. Zimą 1944 roku został przewieziony do KL Flossenbürg w bawarskim Górnym Palatynacie, tuż nad granicą z Czechami. I tam doczekał wyzwolenia. W 1946 roku, na swoim pierwszym zjeździe, byli polscy więźniowie obozów koncentracyjnych jednomyślnie i przez gorącą aklamację przyjęli wniosek o przyznanie więźniowi numer dwa honorowego obywatelstwa Polski. Nigdy jednak do tego nie doszło.

W latach ’60 ubiegłego wieku Küsel wystąpił jako świadek na jednym z procesów oświęcimskich. Dożył 75 lat. Zmarł 17 listopada 1984 roku w bawarskim Oberviechtach, także w Górnym Palatynacie.

Polsko-niemieccy bohaterowie

Podczas wizyty niemieckiego ministra spraw zagranicznych Haiko Maasa w połowie czerwca w Polsce Piotr Cywiński podpisał z nim umowę o podwojeniu niemieckiego wkładu dla Fundacji Auschwitz-Birkenau. A potem zaproponował znalezienie postaci, które mogłyby stać się wspólnymi, polsko-niemieckimi bohaterami II wojny światowej i zasugerował też pierwszego kandydata do tego tytułu – właśnie Ottona Küsela, nieznanego bohatera z KL Auschwitz, którym zdaniem Cywińskiego kierowała czysta przyzwoitość, ludzki odruch czynienia dobra.

Czy świat naprawdę o nim nie słyszał? – Jego postać była znana historykom. A także tym, którzy głębiej zajmowali się historią KL – odpowiada Piotr Cywiński na pytanie Deutsche Welle. – Natomiast wciąż nie jest znana szerszej publiczności. Nie mam wrażenia, żeby o Küselu ktokolwiek słyszał.

Kto jeszcze powinien znaleźć się w gronie polsko-niemieckich bohaterów? – II wojna światowa nie ograniczała się do Auschwitz – odpowiada dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau. – Ja zaproponowałem pierwszego. Teraz trzeba szerokim frontem poszukać ludzi, którzy w tamtych czasach nie tylko potrafili zachować się przyzwoicie, ale i solidarnie współdziałali z ofiarami.