Niemieckie westerny
28 września 2011Deutsche Welle: Czym należy tłumaczyć tak wielką popularność w latach 60. filmów z serii Winnetou, opartych na powieściach Karola Maya?
Bernd Desinger: Karol May trafił w gusta publiczności. Zachwyt, jakim obdarzano zachód Nowego Świata, utrzymywał się w Niemczech na lata przed filmami z lat 60. Niemcy stanowili zdecydowanie największą grupę imigrantów w USA. Tym samym brali udział w podboju Zachodu, i są autorami założycielskiego mitu. Wielu amerykańskich malarzy miało niemieckie korzenie i w swoich obrazach przekazywali swoją fascynację Dzikim Zachodem. A potem wielki sukces odniosły powieści Karola Maya. Koncepcja tych powieści trafiła na fascynację szlachetnym, ale niecywilizowanym człowiekiem w połączeniu z nietkniętą naturą - to odpowiadało wyobrażeniom wielu ówczesnych Niemców.
DW: Oglądając dzisiaj te filmy, trudno się nie uśmiechać, podobnie jak patrząc na inne filmy rozrywkowe z Niemiec lat 60. Ale tym niemniej zawsze fascynują, bowiem rzemiosło filmowe stało na wysokim poziomie...
DB: Tak, zdecydowanie, to była najwyższa jakość filmowego rzemiosła! Po pierwsze – sensacyjny film kolorowy. Skarb w srebrnym jeziorze był pierwszym niemieckim filmem w technice Cinemascope: wspaniały błękit nieba, niesłychany pejzaż. Większość Niemców nie bywała wówczas na Dzikim Zachodzie. Nie podróżowano wtedy tak, jak ma to miejsce dzisiaj. Te filmy stwarzały znakomitą iluzję rzeczywistości - Dziki Zachód na wyciągnięcie ręki. Filmy te zostały pozytywnie przyjęte nawet w Ameryce. Nie brano im nawet za złe, że krajobrazy niezupełnie odpowiadały rzeczywistym, bo tak wspaniale oddziaływały na ekranie. Świetne było też prowadzenie kamery. Bardzo dobrze dobierano też aktorów. Poza tym ekranizacje powieści Karola Maya miały pewien niezwykły walor, odpowiadający jego książkom - mianowicie koncentrację na postaciach Indian.
DW: W "Winnetou" jest scena, w której Indianie zarzucają białym, że polują i zabijają bizony tylko dla przyjemności, a nie potrzeby. To bardzo ekonomiczny zarzut, zresztą do dziś aktualny ...
DB: Jest w tym coś typowego dla niemieckiego społeczeństwa. To miłość do natury, nietkniętej cywilizacją. Widać to do dziś w ruchu ekologicznym. Ale tak było już wcześniej. Szczególnie w czasach industrializacji, zadymionych, jakby nierzeczywistych, miast, ten ideał nietkniętego cywilizacją kraju, w którym żyją wolni Indianie, stał się tak pociągający.
DW: Była to z pewnością jedna z przyczyn popularności tych filmów. "Winnetou" w ciągu 18 miesięcy obejrzało trzy miliony widzów. Było to w latach 60-tych prawdzie zjawisko kulturowe. Jak inaczej wyjaśnić można jeszcze ten fenomen?
DB: Eskapizm to może niewłaściwe słowo. Ale był to temat, który miał pewne związki z gatunkiem Heimatfilmu. Dobro zwyciężało zło! To był rodzaj idylli. Wiele rzeczy nie zgadzało się z rzeczywistością - Apacze żyli na pustyni, a nie w pobliżu idyllicznych wodospadów górskich. Nie pływali też w kanu ubrani w skórzane stroje jak Winnetou. Ale w filmach tych było coś swojskiego, spokój, poczucie bezpieczeństwa, którego Niemcy wtedy tak potrzebowali.
rozmawiał Jochen Kürten
tłum. Andrzej Paprzyca
red. odp.: Bartosz Dudek