Historyk: W Rosji życie żołnierza niewiele się liczy
7 stycznia 2023Monachijski historyk w rozmowie z „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” (FAS) przypomniał, że wojny z powodzeniem toczone przez Rosję z Napoleonem i Hitlerem były wojnami ludu. „Żołnierze wiedzieli, że stawką jest istnienie ojczyzny” – zaznaczył w rozmowie z gazetą ekspert ds. Europy Wschodniej.
Dziś rosyjscy żołnierze w Ukrainie „niczego nie bronią, nawet jeśli Putin chce, by wierzyli, że jest inaczej”. Podkreślił, że to Ukraina toczy dziś wojnę ludu o swoje przetrwanie. Zdaniem historyka właśnie dlatego, że mit wojny ludu jest w Rosji tak silnie zakorzeniony, w pewnym momencie powinno stać się dla Rosjan jasne, że tej wojny nie da się wygrać.
Martin Schulze Wessel dostrzega w historii Rosji długą ciągłość lekceważenia życia ludzkiego. Rosja, jak powiedział, była naznaczona wiekami pańszczyzny, a potem dyktaturą sowiecką: „Pańszczyzna w Rosji do XIX wieku prowadziła do ogromnego dystansu między oficerami a zwykłymi żołnierzami. I ten dystans nie zmniejszył się w Związku Sowieckim”. Historyk stwierdził, że w takiej sytuacji życie pojedynczego żołnierza niewiele się liczy.
Martin Schulze Wessel obwinia za to również Kościół prawosławny: „Religia w rosyjskim prawosławiu, w rozumieniu obecnego przywództwa Kościoła, nie jest przede wszystkim rozmową jednostki z jej Bogiem. Chodzi o wspólnotę jako całość, a z perspektywy rosyjskiego prawosławia wspólnota wiary i wspólnota narodowa to jedno i to samo” – wyjaśnił. Kontynuował, że prowadzi to do tego, że śmierć żołnierzy jest brana pod uwagę, „bo żołnierz, który umiera za Rosję, osiąga quasi-religijne zbawienie”.
Zdaniem historyka do dziś w Rosji istnieje także sakralizacja przemocy i bohaterów wojskowych. Wiosną Putin podniósł rangę brygady, która najwyraźniej brała udział w masakrze w Buczy. „To pokazuje, że orgie przemocy do dziś są nagradzane przez głowę rosyjskiego państwa”.
(KNA/gwo)