Niemiecki ekspert: Polski pomysł na unię energetyczną jest bez szans
6 kwietnia 2014Takie rozwiązanie dałoby Europie niezależność energetyczną od Rosji. Zdaniem Heiko Lohmanna, eksperta ds. gazu i dziennikarza, nie ma ono jednak szans na realizację. – Oznaczałoby bowiem całkowitą zmianę dotychczasowych zasad rynkowych. Do tej pory negocjowaniem umów zajmowały się prywatne przedsiębiorstwa. Gdyby w ich miejsce pojawiła się instytucja taka jak UE, postawiłoby to wszystko na głowie - twierdzi ekspert. Gdyby miało rzeczywiście dojść do tego, że Unia negocjowałaby cenę gazu to, zdaniem Lohmanna, poszłaby ona ostro w górę. W tej chwili zakup tego surowca odbywa się według prostych zasad ekonomii, tzn. możliwie najtaniej i dlatego importuje się go z Rosji. Cena gazu na rynkach światowych jest o wiele wyższa niż w Europie. – Oczywiście, że w jakimś stopniu można zastąpić zasady rynkowe polityką, tylko powstaje pytanie, czy zechcemy za to zapłacić odpowiednią cenę - zastanawia się Heiko Lohmann.
Grunt, to zachować spokój
Günther Oettinger, unijny komisarz ds. energii uspokaja, mówiąc, że „mimo kryzysu gaz z Rosji płynie do Europy bez przeszkód”. Nie ma on wątpliwości co do tego, że nic się tu nie zmieni. Obie strony są przecież na siebie zdane. – My potrzebujemy rosyjskiego gazu, a Rosjanie pieniędzy z Europy - powiedział niemiecki eurokomisarz w marcu tego roku w Brukseli.
W trosce o niezależność energetyczną
Inaczej wygląda sytuacja na Ukrainie. Na początku kwietnia Moskwa zniosła obniżkę cen na gaz, którą przyznała wcześniej prorosyjskiemu rządowi w Kijowie Wiktora Janukowycza. Praktycznie od zaraz Ukraina musi płacić za gaz ziemny pełną cenę rynkową, co oznacza dla jej mieszkańców podwyżkę o 44 procent.
Tymczasem w Polsce, która ponad połowę dostaw gazu sprowadza z Rosji, wzrasta troska, że Moskwa mogłaby wykorzystać politycznie uzależnienie energetyczne wielu państw Unii. Rosja, jako największy eksporter gazu w Europie, dyktując ceny mogłaby wywrzeć presję na rządy zachodnie.
Dlatego premier Donald Tusk zaproponował rozwiązanie, które pozwoliłoby zapobiec potencjalnemu niebezpieczeństwu. Jego zdaniem, zaopatrzenie wszystkich krajów Unii powinno być regulowane centralnie. UE miałaby w imieniu jej państw członkowskich składać zamówienie na rosyjski gaz.
Brak alternatywy
Ekspert Heiko Lohmann jest sceptycznie nastawiony wobec polskiego pomysłu. UE uczyniła dotąd wszystko, by stworzyć własny, harmonijny i zarazem konkurencyjny rynek wewnętrzny energii elektrycznej i gazu. Podjęcie polskiej inicjatywy oznaczałoby zwrot w dotychczasowej polityce energetycznej UE.
Nie podziela on też optymizmu eurokomisarza Günthera Oettingera, który zapewnia, że Europa ma alternatywne źródła dostaw energii. Oetinger ma na myśli Norwegię i Algierię. - Północna Afryka jest obecnie najgorszym z możliwych adresów. Algieria, podobnie jak Libia i Egipt, mają duże problemy z niezakłóconą produkcją gazu - prostuje ekspert Lohmann.
Również argumenty Oettingera, że państwa członkowskie Unii są zobowiązane do posiadania rezerw gazu, które mają zapewnić jego dopływ przez co najmniej 30 dni, nie przekonują Heiko Lohmanna. Okazuje się, że nie wszystkie kraje w jednakowym stopniu zastosowały się do tego zarządzenia.
DW / Alexandra Jarecka
Red. odp.: Andrzej Pawlak