Niemiecki dramaturg: "Sikorski zginął na rozkaz Churchilla"
20 maja 2011Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu katowickiego oddziału IPN potwierdziła wobec DW, że zwróciła się do prokuratury w Berlinie o pomoc prawną w związku ze śledztwem w sprawie śmierci gen. Władysława Sikorskiego. "W takich sytuacjach zawsze występujemy o taką pomoc", powiedziała naczelnik Ewa Koj.
Pomoc prawną regulują dwie europejskie konwencje o pomocy prawnej w sprawach karnych z 20.4.1959 i 29.5.2000. "Wypowiedzi Rolfa Hochhutha są dla naszego śledztwa bardzo interesujące, tym bardziej, że jego osoba pojawia się również w innych materiałach, jakimi dysponujemy", tłumaczy naczelnik katowickiego oddziału IPN. W piątek, 20 maja, przypada 130. rocznica urodzin gen. Sikorskiego.
Rolf Hochhuth od ponad 44 lat twierdzi, że Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych w czasie II wojny światowej padł ofiarą zamachu na zlecenie Winstona Churchilla. W najnowszym zbiorze esejów, który właśnie trafił do niemieckich księgarń, Hochhuth po raz pierwszy zdradza źródło swoich informacji - nieżyjącą już Jane Ledig-Rowohlt - żonę jego wydawcy, która współpracowała z brytyjskimi służbami specjalnymi.
Róża Romaniec: Los gen. Sikorskiego pojawił się po raz pierwszy w Pana twórczości ponad 40 lat temu. Po wieloletniej przerwie powraca Pan do tej historii w aktualnej książce. Dlaczego dopiero teraz ujawnia Pan źródło informacji?
RH: Bo obiecałem Jane Ledig-Rowohlt, że będę milczał przez 50 lat, a więc do 2017 roku. To ona mi opowiedziała, że kiedy Sikorski dotarł na Gibraltar, było wiadomo, że ma umrzeć. Była to już kolejna próba zabójstwa, bo wcześniej Sikorski przeżył dwukrotne awaryjne wodowanie. Jane powiedziała, że Churchill uważał śmierć Sikorskiego za jedyne wyjście z patowej sytuacji. Pisałem o tym ponad 40 lat temu w "Żołnierzach". Teraz ujawniłem, skąd to wiem, bo i wszyscy świadkowie umarli i nikt nie będzie pociągnięty do odpowiedzialności.
RR: Jak Pan, jako niemiecki dramaturg, w ogóle odkrył tego tragicznego, polskiego bohatera?
Rolf Hochhuth: Pisałem dramat o Winstonie Churchillu, którego do dziś uważam za jedną z największych postaci w dziejach ludzkości. Ale jak każda wielka postać Churchill miał dwie strony: obok blasku krył się cień. Te ciemne strony to np. rozkaz bombardowania niemieckich miast ze świadomością, że zginie ludność cywilna - podczas gdy Amerykanie niszczyli tylko ośrodki przemysłowe. Ciemna strona brytyjskiego przywódcy to także skrytobójczy mord dokonany na Sikorskim. Churchill i Sikorski fascynują mnie do dziś. Jako dramaturg nie spotkałem się z ciekawszym "materiałem" w swojej twórczości.
RR: Dlaczego Churchill miałby kazać zamordować Sikorskiego?
RH: Obawiał się, że Sikorski popsuje stosunki ze Stalinem. Bez Armii Czerwonej Anglia nie mogła wygrać wojny. Stalin stale się dopominał o brytyjskie wsparcie i przypominał Churchillowi, że Sowieci tracą dziennie 10 tys. żołnierzy. Gdy okazało się, że tylko Sowieci mogli być odpowiedzialni za Katyń, Churchill przyjął pozycję, że "zmarli mogą poczekać". Sikorski jednak nie czekał i szybko udał się do Genewy, gdzie obciążył Stalina odpowiedzialnością za śmierć tysięcy polskich oficerów. W takiej sytuacji Churchill, który bał się, że Stalin zawrze za jego plecami układ z Hitlerem, zdecydował się pozbyć Sikorskiego. To klasyczna sytuacja bez wyjścia. Stalin dowiedział się później o zamachu na Sikorskiego od Benesa, co szczegółowo opisuje w „Rozmowach ze Stalinem” Jugosłowianin Milovan Djilas. Benes chętnie się chwalił, że jedynym, który przeżył katastrofę maszyny Sikorskiego, był czeski pilot. To zresztą dziwne, że samolotem polskiego generała odwiedzającego swoje wojsko w Egipcie nie kierował Polak.
RR: A jak na Pana wersję wydarzeń reagują Brytyjczycy?
RH: Sprytnie! Po mojej publikacji w 1967 roku czeski pilot Prchal wytoczył mi w Wielkiej Brytanii proces, bo poczuł się zniesławiony i obrażony tym, jak go przedstawiłem. Na proces nie pojechałem, ale skazano mnie na grzywnę w wysokości kilkuset tysięcy funtów i tym sposobem trafiłem na listę osób ściganych. Od tamtej pory nigdy już nie pojechałem do Wielkiej Brytanii. Gdy moi krewni odwiedzali potem Londyn, zdarzało się, że ich przesłuchiwano i pytano, czy mnie znają. Wszystko z jednego powodu: ponieważ twierdzę, że Churchill kazał zamordować Sikorskiego.
RH: „Żołnierzy” pokazywały sceny Berlina, Londynu, Toronto, ale nigdy polskie. To chyba trochę deprymujące?
Rolf Hochhuth: Owszem. W 1968 roku Kazimierz Dejmek chciał ich wystawić w Teatrze Narodowym, ale ze względów politycznych nie było to możliwe. Od tamtej pory nikt się tym nie interesuje. Szczerze mówiąc dziwię się tej obojętności, bo przecież Sikorski jest dla Polaków tak ważny jak de Gaulle dla Francuzów! Ale dzisiejszy teatr jest tak w Polsce jak i w Niemczech zepsuty wysokimi subwencjami. Polacy wiele zrobili dla mojej sztuki - Andrzej Wajda sfilmował moją opowieść „Miłość w Niemczech“, także inna sztuka była w Polsce wystawiana. Ale Sikorskim nikt się nie zainteresował. Może Polacy nie chcą prawdy, bo jest zbyt bolesna. W końcu Brytyjczycy byli i są ich sojusznikami.
RR: Czy sądzi Pan, że w związku z aktualnym śledztwem IPN-u sprawa śmierci Sikorskiego się wyjaśni?
RH: Nie. Prawda pozostanie nieznana. Tym bardziej, że Wielka Brytania utajniła akta Władysława Sikorskiego na co najmniej 30 lat.
Z Rolfem Hochhuthem rozmawiała Róża Romaniec.
Rolf Hochhuth (ur. 1931) zdobył sławę dramatem "Namiestnik" o milczeniu papieża Piusa XII wobec Holokaustu (1963). Cztery lata później ukazała się jego druga kontrowersyjna sztuka "Soldaten" ("Żolnierze"), w której winą za śmierć gen. Sikorskiego obciąża Churchilla. Hochhuth jest też znany z kontrowersyjnych wypowiedzi na tematy historyczne. Należy do najbardziej znanych, żyjących niemieckich dramaturgów.
Red. odp.: Iwona D. Metzner / du