Niemiecka prasa: Pomóżmy Amerykanom!
31 maja 2017„Die Welt“ z Berlina apeluje: „Hasłu «America first!» niczego nie można zarzucić. Każdy kraj jest sobie najbliższy. I jeśli amerykański prezydent złości się na to, że do Stanów Zjednoczonych jest eksportowanych więcej niemieckich pojazdów niż amerykańskich do Niemiec, to jego złość można zrozumieć. Popyt na pojazdy «made in Germany» ma konkretny powód: są one lepsze od amerykańskich. Przez ostatnie dziesięciolecia USA odprzemysłowiła się i zdelokalizowała produkcję. Problemu nie stanowi duża liczba niemieckich aut, które znajdują szybki zbyt w USA; problemem jest tych niewiele amerykańskich samochodów, które są sprzedawane w Niemczech. Pomóżmy Amerykanom! Kupujmy pojazdy Chrystlera, Forda i General Motors. Są lepsze niż ich opinia. Miejmy swój wkład w niemiecko-amerykańską przyjaźń!“
„Lausitzer Rundschau“ o reakcjach Angeli Merkel i socjaldemokratów na Trumpa: „Angela Merkel nie popełnia dwa razy tego samego błędu. W 2003 roku dotrzymała wierności Ameryce i ówczesnemu prezydentowi Georgowi W. Bushowi, kiedy kanclerz Gerhard Schroeder wiwatującym masom oznajmił swoje „Nie, wobec wojny w Iraku”. Nota bene na rynku. A Merkel wybrała namiot dla piwoszy. Kanclerz na czas pociągnęła za sznurek, bo SPD chciała z Trumpa zrobić temat wyborczy dobrze wiedząc o tym, że większość Niemców uważa tego człowieka za obrzydliwca.(…) Stwierdzenie Merkel, że USA nie są już wiarygodnym partnerem, jest jeszcze stosunkowo powściągliwe. Lecz SPD, która koniecznie chciała pójść w ślady Schroedera, już tego zrobić nie może. Szefowa rządu sama to robi, przynajmniej troszeczkę.
I tak temat Trumpa na kampanię wyborczą właściwie został uśmiercony i musi to dotrzeć do wszystkich, którzy próbują jeszcze ostrzej atakować Waszyngton. Niektórzy zdają się nie zauważać, że po pierwsze Stany Zjednoczone są demokracją, po drugie, że w USA żyją nie tylko fani Trumpa i po trzecie, że pozostaną one najważniejszym partnerem Niemiec i Europy. (…) Dlatego należy utrzymać rzeczowy ton, trzeba dalej szukać kanałów dialogu i wykorzystywać je. Także inny temat kampanii wyborczej przeciwników Merkel jest teraz załatwiony, a przynajmniej musi się istotnie zmienić: krytyka umowy w NATO, żeby podnieść wydatki na obronę do dwóch procent PKB. Dla Niemiec byłoby to blisko 30 mld więcej. Ponieważ Merkel jest mocno związana międzynarodowymi umowami, a Trump obcesowo domaga się pieniędzy, pokusa, żeby się od tego zdystansować, była duża. Kandydat socjaldemokratów na kanclerza Schulz już przeciwstawił w swoich wystąpieniach miliardowym nakładom na obronę brakujące inwestycje w szkołach. Czyli dzieci zamiast armat.
Po wizycie Trumpa wspólny wniosek jest taki, że Europa musi się bardziej uniezależnić od USA. W polityce bezpieczeństwa oznacza to, że trzeba znaleźć nową architekturę oprócz, a nawet zamiast NATO. Nie od razu, ale średnioterminowo. Z Francją, Niemcami i Wlk. Brytanią jako trzonem, z europejską armią, która dysponuje odpowiednimi umiejętnościami do udziału w międzynarodowych misjach, od satelit po lotniskowce, od broni atomowej po jednostki specjalne. Kto myśli, że to się uda bez USA i mniejszym kosztem, ten się myli”.
Największa gazeta regionalna w Niemczech WAZ ukazująca się w Nadrenii Północnej-Westfalii o polityce Merkel wobec USA: „Merkel wie, jak Trump jest niepopularny wśród Niemców i na jak wielki opór natrafiają jego żądania zwiększenia wydatków na obronę. Tego tematu szefowa CDU w żadnym wypadku nie może oddawać do dyspozycji SPD. Nie będzie chciała potem robić sobie wyrzutów, że jest przedłużonym ramieniem opanowanego manią wielkości Trumpa”.
Monachijska „Süddeutsche Zeitung“ pisze o możliwych skutkach trumpowskiej polityki klimatycznej dla globalnych wysiłków ochrony klimatu: „Umowa klimatyczna z Paryża? Ona pozostanie nieskuteczna, będzie krótkim epizodem na ścieżce wiodącej do chaosu w zbyt gorącym świecie. Trump swoją polityką klimatyczną zapisałby karty historii: jako ten, kto z czysto egoistycznych pobudek wszystkim innym odbiera nadzieję. Właśnie dlatego ważna jest spójność, jaką szóstka z G7 już zademonstrowała na Sycylii. Właśnie dlatego byłoby dobrze wiedzieć, że Trump nie wypowiedział umowy klimatycznej. W przeciwnym wypadku jego następca miałby problem z ponownym przystąpieniem do niej, co dużym wysiłkiem udało się Barackowi Obamie. Gdyby umowa była realizowana jako globalny przełom w redukcji emisji dwutlenku węgla, to nie obędzie się to na dłuższą metę bez wielkiej ekonomii i bez drugiego co do wielkości emitenta”.
Opr. Barbara Cöllen