Niemiecka prasa o wyborach :"Podbite oko CDU i SPD"
3 września 2019Dziennik "Die Welt" z Berlina pisze:
"AfD zmusza inne partie do zawierania koalicji, do których one same nie są przekonane. Premier Saksonii Michael Kretschmer (CDU) jeszcze krótko przed wyborami powiedział, że 90 proc. członków CDU w Saksonii nie chce za nic w świecie sojuszu z Zielonymi, i że on sam jest tego «najbardziej prominentnym przedstawicielem». Pominięcie AfD, której czołowy kandydat należy do narodowościowego skrzydła, jest słuszne i może wystarczyć, żeby poprowadzić udane negocjacje koalicyjne. Ale nic ponadto. Nie dopuszczanie nie jest żadną koncepcją rządową, co unaocznia wielka koalicja w Berlinie, która powstała, by nie dopuścić do nowych wyborów. To unaoczniła też koalicja CDU/SPD i Zielonych w Saksonii-Anhalt, która została zawarta, by udaremnić udział AfD".
Zdaniem "Frankfurter Allgemeine Zeitung":
"Plusem wyborów jest to, że socjaldemokraci nie muszą wyrzucić szefa partii, którego zresztą obecnie nie mają. SPD może dalej w spokoju zastanowić się, jaki zamierza obrać kurs w obliczu utrzymującego się upadku. Skręt w lewo, za którym opowiadają się niektórzy z kandydatów na podwójne przywództwo partii, oznaczałby koniec koalicji rządowej z chadecją, której i tak nie przepowiada się długiego życia. Do chwili wyjaśnienia kwestii przywództwa SPD, na berlińskim froncie może – niezależnie od okresowych wybuchów rozpaczy – zapanować zawieszenie broni. CDU i CSU nie widzą powodu, by dać SPD pretekst do zerwania usankcjonowanego związku".
"Stuttgarter Zeitung" uważa:
"Jeśli rząd federalny chce przetrwać do 2021 r., musi zrobić coś nowego. Zaliczają się do tego przekonujące przepisy np. w przypadku podstawowych emerytur i ochrony środowiska. Wielka koalicja mogłaby podpatrzyć od Michaela Kretschmera w Saksonii jego sposób zwracania się do ludzi. Jego stały dialog lokalnie i w sieci został nagrodzony. A przecież takie formaty wcale nie są obce kanclerz i jej ministrom. Jednak daleko im jeszcze do forów obywatelskich prowadzonych w rytmie tygodniowym. Przy tym doświadczenia pokazuje, że osobiste wrażenia, bezpośrednie rozmowy są ważne, by zdobyć lub odzyskać zaufanie. Więcej demokratycznej debaty w przestrzeni publicznej mogłoby się opłacić. Dotychczasowy zestaw recept, by odzyskać wyborców skrajnej prawicy, nie obiecuje w żadnym wypadku uzdrowienia".
Dziennik "Frankfurter Rundschau" komentuje:
"W kraju dochodzi do rozłamu. To nie podział na Niemcy wschodnie i zachodnie. To nie podział na starych i młodych, biednych i bogatych. To nie wystarczy i nie jest powodem coraz silniejszych konfliktów między obozami politycznymi. Niemcy od dawna są co do tego zgodne, że nadciągają fundamentalne zmiany. Niemcy są głęboko rozdarte w poszukiwaniu odpowiedzi, jak sobie z tym poradzić. Nie od niedzieli wiadomo, że wyborcy zdają sobie sprawę, iż zmiany te będą duże i przełomowe. Niejasne było czy rozczarowanie brakiem zrozumienia jest tak duże, że skrajna prawica osiągnie pierwsze miejsce. Rządzące partie wyszły z tego z podbitym okiem. Obywatele raz jeszcze im, a nie AfD, powierzyli znalezienie odpowiedzi".
"Mannheimer Morgen" konstatuje:
"To, że AfD w tzw. zapomnianych regionach na wschodzie kraju jest na prowadzeniu, było do przewidzenia. Zaskakujące są inne wnioski płynące z analiz powyborczych. Prawicowi populiści wypadają najlepiej w średniej grupie wiekowej. W żadnym wypadku ci, którzy głosowali na AfD, nie są wyłącznie przegranymi zjednoczenia Niemiec. AfD stała się wśród robotników najsilniejszą partią".