Niemiecka prasa o rasizmie w policji i uchodźcach
8 lipca 2020Zdaniem "Pforzheimer Zeitung":
"Nic nie odciążyłoby policji bardziej niż badania, które wykazałyby to, o czym Seehoferowi wydaje się, że wie już od dawna: rasizm jest w szeregach policji czymś incydentalnym i wyjątkowym. Tymczasem jego kategoryczny sprzeciw wobec przeprowadzenia takich badań budzi pewne wątpliwości i podejrzenia. Albo rasizm w policji jest większy niż się przypuszcza i opinia publiczna nie powinna się o nim dowiedzieć; albo, co byłoby jeszcze gorsze, Seehofer po prostu nie chce wiedzieć, jak wygląda sytuacja w podległej mu policji. Tak czy siak, Seehofer wyrządza policji niedźwiedzią przysługę, bo większość niemieckiego społeczeństwa jej ufa, a takie badania mogłyby to zaufanie wzmocnić dodatkowo".
"Hessische Niedersaechsische Allgemeine" z Kassel zauważa:
"Od wielu lat niemieckiej policji wciąż zarzuca się rasizm i dyskryminację, chociaż zdecydowana większość policjantów nie ma z tym nic wspólnego. W oparciu o pojedyncze przypadki takich postaw, przede wszystkim na lewym skrzydle niemieckiego krajobrazu politycznego, wyciąga się pospieszne wnioski, że policja ma stały problem z rasizmem. Ten zarzut ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, chociaż nie można wykluczyć, że jest słuszny wobec niektórych funkcjonariuszy. Obiektywne badania na ten temat mogłyby zadać kłam takim krzywdzącym twierdzeniom i oczyścić policję z niesłusznych zarzutów. Niestety, swoim dyletanckim postępowaniem Seehofer tylko dodatkowo zaostrzył sytuację i poważnie utrudnił przeprowadzenie rzeczowej dyskusji na ten temat".
Dziennik "Volksstimme" z Magdeburga pisze:
"Nie możemy pozwolić, żeby ludzi tonęli, apelują organizacje pomocowe i ponownie biorą na pokład statków ratowniczych więcej uchodźców na Morzu Śródziemnym. Minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer uważa tę sytuację za niegodną. Jedno i drugie nie wzrusza zbytnio większości państw unijnych, przynajmniej od szczytu kryzysu uchodźczego w latach 2015/16. Wspólna, unijna polityka migracyjna leży w gruzach. Tylko Niemcy i kilka innych państw UE gotowych jest przyjąć u siebie część uchodźców uratowanych na Morzu Śródziemnym. Inne tego odmawiają i ani pieniędzmi, ani słowami nie można ich skłonić do zmiany stanowiska w tej sprawie"
"Rheinzeitung" z Koblencji też jest tego zdania:
"To skandal, że niektóre kraje UE odmawiają nawet minimum solidarności w polityce wobec uchodźców. A przecież ratowanie rozbitków na pełnym morzu jest pomocą, której nie można odmówić nikomu. To jasne, że UE złożona z 27 członków, jeśli chce być prawdziwą wspólnotą, nie może obarczyć ciężarem utrzymania uchodźców tylko trzech albo czterech państw wchodzących w jej skład. Tu pomóc muszą wszyscy. Na greckich wyspach Lesbos, Samos, Kos, Leros i Chios przebywa w obozach około 40 tys. uchodźców, chociaż obozy te są przygotowane na przyjęcie tylko 6 tys. osób. (...) Taka sytuacja jest krytyczna, nawet bez koronakryzysu, ale teraz jest krytyczna podwójnie. Europa naprawdę może uczynić coś więcej w tej sprawie".
"Frankfurter Rundschau" konkluduje:
"Wyobraźmy sobie, że na ulicy zasłabnie jakiś przechodzień. Od razu tworzy się wokół niego krąg ludzi, nikt mu nie pomaga. Ale jeden z nich woła, że takie zachowanie jest zawstydzające. Na pytanie, dlaczego on sam nie pospieszył z pomocą odpowiada, że przecież wszyscy inni też niczego nie zrobili. W ten sam sposób zachowuje się Horst Seehofer. Tylko, że tu nie chodzi o kogoś, kto zasłabł na ulicy, tylko o ludzi usiłujących przepłynąć Morze Śródziemne na łodziach i pontonach. Dlaczego Seehofer nie wykorzystuje niemieckiej prezydencji w UE do wystąpienia w ich sprawie z taką inicjatywą, z jaką Merkel i Macron wystąpili w sprawie odbudowy europejskiej gospodarki po koronakryzysie? Dlaczego woli wskazywać palcem na kraje takie jak Czechy, które nie kwapią się do udzielania pomocy uchodźcom, zamiast wystąpić samemu w roli wzorca do naśladowania? Odpowiedź na to pytanie jest równie prosta, co zawstydzająca: bo on sam też tego nie chce".
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na Facebooku! >>