Niemiecka prasa: Jaki zły duch opętał bawarską CSU?
9 grudnia 2014Jak zauważa "Augsburger Allgemeine":
"To prawda, że dobra znajomość niemieckiego jest kluczem do lepszej integracji i ten, kto chce wieść u nas udane życie, powinien o to zadbać. Dlaczego jednak CSU sprowadziła ten oczywisty wniosek do hasła, ocierającego się o absurd? To proste: CSU chciała zyskać poklask, tak jak wcześniej, w oparciu o inne, równie proste hasło: "kto oszukuje, ten wylatuje" (w oryginale: "Wer betrügt, der fliegt", red.) i zabezpieczyć w ten sposób swoją prawą, a raczej prawicową flankę. To nie była pomyłka, ani zwykła wpadka językowa, tylko świadome, populistyczne prężenie muskułów, ale tak tanie i tandetne, że przynosi ono CSU dużo więcej szkody niż pożytku".
"Straubinger Tagblatt/Landshuter Zeitung" pisze:
"W Wolnym Państwie Bawarii integracja udaje się lepiej niż gdzie indziej i CSU powinna wyeksponować pozytywne doświadczenia z nią związane. Naprawdę, nie ma żadnego powodu do paniki i bicia na trwogę. Naładowana emocjami debata (na temat języka niemieckiego, którym także w domu powinni posługiwać się żyjący w Niemczech cudzoziemcy, red.) jest nikomu i do niczego niepotrzebna. Okazując nieco więcej taktu i wyczucia w tej materii CSU miałaby szansę na o wiele lepszą prasę przed swym konwentem".
Zdaniem bońskiego dziennika "General-Anzeiger":
"Uciekając się do wulgarnego, prymitywnego populizmu CSU chce zdjąć wiatr z żagli wszystkim, usytuowanym na prawo od niej. Myśląc o jej przyszłych wpływach i znaczeniu, partyjni stratedzy mieli przed oczyma alarmujące sygnały, docierające z Wielkiej Brytanii (UKIP) i Francji (Front National), ale ten, kto jak CSU, współrządzi w Berlinie i w Monachium, ten nie może występować także w roli populistycznej opozycji . Taki polityczny szpagat nie uda się nawet takim giętkim i sprawnym skądinąd politykom jak Seehofer, Scheuer i paru innym z ich najbliższego otoczenia".
Berliński "Tagesspiegel" zwraca uwagę, że:
"Swego czasu CSU przejęła od Romana Herzoga rymowane hasło chwalące udaną symbiozę bawarskich skórzanych spodenek i laptopu (w oryginale: "Symbiose aus Laptop und Lederhose", red.), czyli pochwałę bawarskiej umiejętności zachowania tradycji i postępowości. Teraz jednak symbioza imigracji z integracją, stanowiące ponoć w Bawarii synonim, zamieniła się w szpagat. Coś skrajnie niewygodnego, co u każdego, starającego się wykonać po raz pierwszy to jakże trudne ćwiczenie gimnastyczne, wywołuje dotkliwy ból. Takich właśnie wrażeń doświadczają wszyscy mieszkający poza Bawarią, którzy obserwują z dystansu to, co CSU ma do zaoferowania imigrantom i zadają sobie pytanie, czy CSU zawsze taka była, czy też nagle opętał ją jakiś zły duch?".
Podobnie widzi to "Rhein-Neckar-Zeitung" z Heidelbergu:
"Co dziesiąty mieszkaniec Niemiec jest cudzoziemcem, a jeśli dodać do nich ludzi z tzw. tłem migracyjnym, to ich liczba będzie jeszcze większa. O cóż więc chodzi w tej próbie wyizolowania ich pod płaszczykiem ułatwienia im integracji? To prawda: język jest ważny. Także ten, którym posługują się partyjni stratedzy przygotowujący tezy na kolejny konwent".
opr.: Andrzej Pawlak