Niemieccy kibice nie stronią od przemocy
22 września 2009Rozruchy i bijatyki w St. Pauli, Mannheimie czy Wuerzburgu to przykłady brutalnych wystąpień młodocianych kibiców. Wywodzą się najczęściej z najniższych warstw społecznych i prowokują miłośników futbolu oraz policję nie tyle na stadionach co na terenie wokół nich. Gunter A.Pilz z uniwersytetu w Hanowerze jest socjologiem i badaczem zachowań kibiców. Uważa on, że przemoc na meczach piłkarskich przybrała nowe oblicze.
Deutsche Welle: Stosunkowo niedawno doszło do bijatyk na meczach trzeciej i drugiej ligii. Czy może Pan potwierdzić, że trend ten pojawia się też w profesjonalnym futbolu?
Gunter A. Pilz: Zauważyliśmy, że wykrystalizowała się grupa młodych kibiców, dla których weekend z piłką nożną jest świetną okazją do wyżycia przemocy. Szczególnie atrakcyjne są dla nich wyjazdy z drużyną do innego miasta, bo na meczach na własnym stadionie właściwie w ogóle ich nie widać. Wyjazd daje im możliwość zaaranżowania czegoś wyjątkowego, przy tym atakują nie tylko innych kibiców, lecz także osoby niezainteresowane piłką nożną. To niepokojące wręcz zjawisko.
Awantury i bijatyki wszczynane są zatem poza stadionami?
Wiąże się to z tym, że stadiony są świetnie zabezpieczone na wypadek nieprzewidzianych konfliktów. Nic nie może się tam wydarzyć, co mogłoby się wymknąć kontroli służb porządkowych. Interesujące jest również, że do grupy kibiców wszczynających bijatyki należą ci, którzy mają oficjalny zakaz wstępu na stadiony. Te zakazy dały tylko tyle, że konflikty i przemoc podczas meczów piłkarskich przeniosły się ze stadionów na zewnątrz. Trzeba tu jeszcze dodać, że zakaz wstępu dotyczy często zachowań, których nigdy nie było na stadionie. Więc nasuwa się pytanie czy zakazy te mają w ogóle sens?
Populizm prowadzący donikąd
Związki Zawodowe i policja domagają się od klubów oraz Niemieckiego Związku Piłki Nożnej zwiększenia budżetu na środki ostrożności. Czy żądanie to jest uzasadnione?
To zwykły populizm i głupota. Oznaczałoby to tylko tyle, że każdy pasażer, który zamieszany byłby w rozróbę, musiałby być też pociągnięty do odpowiedzialności. Poza tym nie można zapominać, że Niemiecki Związek Piłki Nożnej oraz Niemiecka Liga finansują projekty dotyczące kibiców ich opiekunów i wydają na system bezpieczeństwa 3 miliony Euro rocznie. No i nie zapominajmy, że jest jeszcze policja, która kształci w tym celu specjalne grupy. Dlaczego więc domagać się dodatkowych środków finansowych?
Co można zatem jeszcze zrobić, by sytuację poprawić? Być może zintensyfikować dialog między policją i kibicami?
To jest metoda. Tym bardziej, że kiedy dochodzi do konfliktów i w efekcie interwencji policji, nawet te osoby, które z konfliktem nie mają nic wspólnego ustawiają się automatycznie po stronie awanturujących się kibiców. To zwykły odruch solidarności, ponieważ policja nie ma najlepszej opinii wśród obywateli. Potrzebny jest więc dialog. Policjanci powinni uświadomić kibicom, dlaczego reagują tak, a nie inaczej? Również przeciętny kibic, który jest przeciwko chuligańskim wyczynom musi to zrozumieć, by zachować jasną i zdecydowaną postawę.
Problemy nie tylko w Niemczech Wschodnich
Często mówiło się o brutalnych kibicach we wschodnich landach. Ale dzisiaj wiele się zmieniło.
Nie do końca. Jednak błądem jest myślenie, że chuligaństwo wśród kibiców to wyłącznie problem Niemiec Wschodnich. Jest ono obecne także w zachodnich landach, tyle, że przemoc przyjęła tu bardziej wyrafinowane, ukryte formy. Naturalnie można mówić o różnicach jakościowych, jeśli uwzględni się dodatkowo w Niemczech Wschodnich wpływy prawicowych eksteremistów w niższych ligach piłkarskich.
A zatem prowokacje i bijatyki są w lidze regionalnej czy amatorskiej na porządku dziennym?
Tak, chociażby dlatego, że na meczach tej klasy piłkarskiej nie ma ochrony, nie ma policji i boiska nie mają często ogrodzenia. Dlatego każdy żądny awantury ma łatwy dostęp. Jednocześnie konflikty w lidze amatorskiej mają często podłoże socjalne, dochodzi do nich między piłkarzami z pochodzeniem migracyjnym. Wychowali się w Niemczech, lecz nie są Niemcami i nie chcą nimi być. Przy tym uświadamiają sobie niejednokrotnie, że postawa taka jest w życiu sporym utrudnieniem. Jedynym miejscem, gdzie czują się równouprawnieni jest boisko piłkarskie. Wtedy udowadniają sobie nawzajem, że są lepsi. Jeśli dochodzi do nieporozumień, a sędzia nie reaguje właściwie, konflikt, który często jeszcze podsycają kibice jest zaprogramowany. I potem słyszy się komentarze: "sędzia zagwizdał nie dlatego że faulowałem, tylko dlatego, że jestem Turkiem".
Autor: Arnulf Boetcher/Alexandra Jarecka
red.odp.Andreas Krause