Niemcy bez cudzoziemców? Byłby chaos i katastrofa!
6 czerwca 2012Książka Pitta von Bebenburga i Matthiasa Thiemego prowokuje już samym tytułem: "Niemcy bez cudzoziemców. Scenariusz". Można by podejrzewać, że dwóch populistów postanowiło lać wodę na młyn tych Niemców, a jest ich wedle różnorakich sondaży ponoć aż 50 proc., którzy życzyliby sobie powrotu czystego etnicznie państwa. Ale autorzy są bardziej przewrotni: kreślą wizję kraju, w którym rządzi imaginarny, neonazistowski, szowinistyczny rząd, który wydaje rozporządzenie, by w określonym terminie Niemcy opuścili wszyscy obcokrajowcy. Autorzy opierając się na analizach naukowych, danych statystycznych i opiniach ekspertów kreślą wizję tego, co by się potem stało.
Deficyt budżetowy i brak rąk do pracy
Z Niemiec wyjeżdża 7 milionów osób. Jeżeli zabraliby ze sobą swych niemieckich małżonków i dzieci, byłby to jeszcze większy upust krwi. Frankfurt n. Menem miałby z dnia na dzień jedną czwartą mieszkańców mniej, Norymbergę opuściłby co piąty mieszkaniec, Nadrenię Północną - Westfalię - co dziesiąty. Niemcy nie podźwignęłyby tego exodusu nawet od strony logistycznej, by wywieźć tych ludzi samolotami, koleją, autokarami czy samochodami. Miałaby miejsce istna apokalipsa na szlakach komunikacyjnych.
W budżetach federalnych, landowych i gminnych zabrakłoby rocznie 50 miliardów euro tytułem podatków płaconych przez cudzoziemców.
Utartemu przekonaniu, że cudzoziemcy w Niemczech żyją z reguły z zapomóg, zaprzeczają wyniki badań naukowych. Mieszkańcy Niemiec, nieposiadający niemieckiego paszportu, płacą przeciętnie 3000 euro mniej podatków rocznie, lecz pobierają także odpowiednio mniej świadczeń socjalnych. W grupie migrantów statystycznie jest więcej osób produktywnych, niż wśród rodowitych Niemców, piszą autorzy książki.
Pracują i płacą podatki
#b"Statystycznie biorąc połowa obcokrajowców w Niemczech ma pracę. Całe branże, jak gastronomia, opieka pielęgnacyjna i zdrowotna czy przemysł samochodowy, czy zwykłe sprzątanie w domach i biurach, pogrążyłyby się w katastrofie, gdyby zabrakło imigrantów. Powstałby dramatyczny brak rąk do pracy, który doprowadziłby przypuszczalnie do utworzenia reżimu stosującego przymus i represje. Być może bezrobotni dostawaliby nakaz wykonywania prac porządkowych czy sprzątania.
Produkt krajowy brutto spadłby o 8 procent, czyli pozostali w kraju Niemcy musieliby dla wyrównania pracować dłużej, niż obecnie. Niemcy nie mieliby też gdzie zaciągać kredytów, bo po tak dramatycznym załamaniu gospodarki doszłoby do giełdowego krachu.
Państwo policyjne bez turystów
W samym społeczeństwie niewiele zmieniłoby się na lepsze. Wizja, że bez cudzoziemców w Niemczech zanikłaby przestępczość i byłoby mniej ofiar kryminalistów, jest ułudą. A w wielu sondażach rodowici Niemcy potakują przecież tezie, że bez obcokrajowców Niemcy stałyby się krajem praworządnych obywateli.
Autorzy książki udowadniają, że przestępczość by jeszcze wzrosła, ponieważ dla sprawnej realizacji oczyszczania Niemiec z obcokrajowców trzeba byłoby przekształcić Niemcy w państwo policyjne. Wzrósłby potencjał przemocy, społeczeństwo jeszcze wyraźniej rozwarstwiłoby się na zamożnych i biednych i szybko znaleziono by nowe kozły ofiarne, które można by obarczać winą i odreagowywać na nich frustrację, co mogłoby doprowadzić do wewnętrznych zamieszek.
Na płaszczyźnie międzynarodowej, jak oceniają eksperci, Niemcy w pierwszym rzucie zostałyby wykluczone z Unii Europejskiej. Rada Bezpieczeństwa ONZ potępiłaby natychmiast postępowanie Niemiec. Zabrakłoby wpływów z turystyki - jakby nie było 26 mld euro rocznie - bo nie przyjeżdżaliby tu także zagraniczni turyści. Kraj, gdzie szerzy się ksenofobia, nie jest przyjemnym celem dla zagranicznych turystów - piszą autorzy publikacji.
Można by umrzeć z głodu
Pisząc tę książkę obaj dziennikarze zadali sobie wiele trudu przedzierając się przez ogrom prac naukowych i danych statystycznych. Lista tekstów źródłowych obejmuje 10 stron, niektóre wywiady przedrukowano w oryginalnej wersji.
Czytelnikom trudno jest nieco zorientować się, gdzie autorzy puszczają wodze fantazji, a gdzie opierają się na faktach, ale pomimo tej słabości publikacji jest ona ważnym przyczynkiem w dyskusji o miejscu obcokrajowców w niemieckim społeczeństwie. Rozprawia się ona także z populistycznymi tezami i uspokaja czytelnika, że niebezpieczeństwo, iż populiści mogliby dojść w Niemczech do władzy, praktycznie nie istnieje. Zbyt wysokie są poprzeczki instytucjonalne i zbyt słaba jest sieć organizacji ekstremistów.
Znany lewicowy publicysta Guenter Wallraff, kiedy zapytano go o Niemcy bez cudzoziemców, stwierdził, że jest to przerażające wyobrażenie. (...) Natychmiast trzeba by było emigrować. W takich Niemczech umarłbym z głodu. Codziennie trzeba by było jeść kotlet wieprzowy z pieczarkami z puszki.".
dpa / Małgorzata Matzke
red.odp.: Andrzej Paprzyca