Nawalny - sam przeciwko silniejszym OPINIA
18 stycznia 2021Najpierw dobra wiadomość; dobra z punktu widzenia wszystkich przeciwników Putina: najbardziej znany ze wszystkich krytyków Kremla powrócił do Rosji. Zdrowy i naładowany energią.
Co prawda tuż po przybyciu do Moskwy Aleksiej Nawalny został aresztowany, ale, po pierwsze, na razie chodzi "tylko" o zatrzymanie go w areszcie śledczym, a po drugie Nawalny ma swoich zwolenników, którzy chcą nadal walczyć, nawet jeśli on sam będzie musiał dłużej pozostać w więzieniu.
Stępione ostrze?
Walczyć na przykład podczas tegorocznych wyborów do Dumy. Przy pomocy wymyślonego przez Nawalnego tzw. inteligentnego głosowania powinno udać się odebrać rządowej partii Jedna Rosja jak najwięcej głosów; tak, żeby wypadła możliwie jak najgorzej.
To się nawet może udać, czego inteligentne głosowanie dowiodło w niektórych wyborach regionalnych w ubiegłym roku. Ale inteligentne głosowanie w rzeczywistości nie zmieni politycznego systemu w Rosji. Nie wzmocni także w większym stopniu rosyjskiej opozycji politycznej. Nie wzmocni, ponieważ w Rosji nie ma opozycji. Partie, do głosowania, na które wzywa Nawalny, to tylko nieliczne ugrupowania pseudoopozycyjne. Są w większości skutecznie spacyfikowane i zgadzają się bez słowa sprzeciwu na wszystkie decyzje Kremla.
Także powrót Nawalnego do Rosji niczego tu nie zmieni. I to jest zła wiadomość, nie tylko dla przeciwników Putina.
Najgroźniejszy przeciwnik Putina
Aleksiej Nawalny to marka. Charyzmatyczny, nieustraszony, zdecydowany. Stał się znany daleko poza granicami swojego kraju. Więcej nawet: Nawalny stał się najważniejszym rosyjskim politykiem opozycyjnym. Takim, którego Kreml najwyraźniej naprawdę się obawia, o czym świadczą jego całkowicie przesadzone reakcje na przybycie Nawalnego do Moskwy.
Wiele autobusów policyjnych, setki funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa, niedopuszczanie przedstawicieli prasy. Hala przylotowa lotniska Wnukowo, na którym miał pierwotnie wylądować Nawalny, przypominała twierdzę. Była to jednocześnie demonstracja potęgi władzy państwa przeciwko jego nieugiętemu obywatelowi.
Wszystko to brzmi, co prawda, dramatycznie, ale jednocześnie służy wzmocnieniu wizerunku Nawalnego jako bojownika. Wreszcie nie jest on dłużej traktowany przez władze jako "bloger bez znaczenia" albo jako "berliński pacjent". Tak właśnie nazwał go rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow. Jego szef, Putin, w ogóle nie nigdy wymienił nazwiska Nawalnego.
Rosyjski wymiar sprawiedliwości już kilka razy miał szansę wtrącenia Nawalnego na dłuższy czas za kraty, ale tego nie uczynił. Mówi się, że na zlecenie Kremla. Byłby to bowiem "za duży zaszczyt" dla "pozbawionego jakiegokolwiek znaczenia blogera" i zwróciłoby na niego za dużą uwagę. Ale to się teraz najwyraźniej zmieniło. Nawalny stał się zbyt znany i w konsekwencji także zbyt groźny dla Władimira Putina.
Odważny samotny bojownik
Ale tylko on sam. Za Nawalnym nie stoi żadna partia, nie przyciąga jakichś wielkich tłumów; do tej pory wciąż jest odważnym, samotnym bojownikiem. Co prawda jego filmy wideo o skorumpowanych urzędnikach państwowych obejrzały miliony ludzi. Co prawda jego wezwania do wyjścia na ulice przeciwko władzy kilka lat temu posłuchało wielu, głównie młodych ludzi. Ale ich protesty zostały brutalnie stłumione. Tysiące ludzi aresztowano i są od tego czasu systematycznie zastraszani. Niektórzy z nich trafili ostatecznie do więzienia.
Gdy kilka dni przed powrotem Nawalnego do Moskwy grupa aktywistów wezwała w sieci, żeby powitać go na lotnisku, jego ludzi w Moskwie i Sankt Petersburgu odwiedziła policja. Grożono także innym opozycjonistom. Kto odważy się pojawić na lotnisku, temu grozi kara więzienia. Na krótko przed przybyciem Nawalnego na lotnisku Wnukowo dokonano wielu aresztowań. Wszystko to dowodzi ponownie, że Kreml wciąż jest przeciwnikiem dysponującym ogromną przewagą.