Kosmiczny wyścig
24 kwietnia 2012Dyrektorowi oddziału lotów załogowych w Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), Thomasowi Reiterowi, najbardziej leży dziś na sercu kwestia gospodarczego znaczenia stacji załogowej ISS. "Europa zainwestowała w nią dużo pieniędzy. Najwięcej w budowę i wyposażenie kosmicznego laboratorium Columbus. Teraz przyszła pora na zbieranie plonów" - twierdzi. "Byłoby błędem zatrzymanie się w połowie drogi i niewykorzystanie drzemiącego w niej potencjału". Ta uwaga byłego astronauty odnosi się do kryzysu zadłużenia w strefie euro. Włochy zapowiedziały już, że zamierzają ograniczyć swój wkład finansowy na rzecz ESA.
Drogi wyścig
Pieniądze, a raczej ich brak, są głównym powodem, dla którego Europejczycy koncentrują się w tej chwili na budowie satelitów i innych, bezzałogowych urządzeń do badań Kosmosu i nie mają w planach lotów załogowych w przestrzeń okołoziemską i dalszą. To prawda, że roboty mogą w wielu przypadkach zastąpić ludzi, ale zdaniem dyrektora Reitera astronauci są nadal konieczni wszędzie tam, gdzie prowadzi się doświadczenia medyczne o wpływie stanu nieważkości na stan zdrowia oraz możliwości przebywania i pracy ludzi w przestrzeni kosmicznej.
Pod tym względem, przynajmniej w najbliższej przyszłości, inne nacje mają o wiele bardziej ambitne plany. Na pewno dużą rolę odgrywa przy tym fakt, że osiągnięcia w astronautyce wpływają ogromnie na prestiż kraju, zdolnego zbudować i wystrzelić "prawdziwą" rakietę. W latach zimnej wojny najbardziej liczyło się oczywiście to, że poziom techniczny cywilnej astronautyki był łatwo przeliczalny na militarne możliwości danego państwa.
Obecnie czołową pozycję w lotach załogowych odgrywają Rosjanie. Rosyjski statek kosmiczny typu Sojuz, używany od roku 1967, pozostał jedynym środkiem lokomocji ze stacją orbitalną ISS. Po wycofaniu się USA z programu wahadłowców, Rosja została monopolistą na tym polu do czasu, aż Amerykanie nie wymyślą i nie zbudują czegoś nowego, względnie nie dadzą się wyprzedzić Chinczykom, którzy w roku ubiegłym wystrzelili pierwszy, własny statek załogowy Shenzhou VI.
A może znowu na Księżyc?
Wspólnym celem wszystkich państw, zdolnych wysłać ludzi w przestrzeń kosmiczną, pozostaje wciąż Księżyc. "Księżyc w dalszym ciągu ogromnie interesuje naukowców" – mówi Reiter - i to odnosi się do całej, kosmicznej, wielkiej czwórki: Chin, Rosji, USA i Europy. Nie lubi mówić o nowym wyścigu w badaniach Kosmosu, ale nie ukrywa, że taka rywalizacja istnieje nadal. Europa nie chce pozostać w tyle za innymi i planuje wysłać w roku 2018 własną sondę, która wyląduje na południowym biegunie Księżyca. Europejscy naukowcy spodziewają się tam znaleźć wodę, co jest główną przesłanką wznowienia lotów załogowych na tę planetę i ewentualnego wybudowania na niej później stałej bazy kosmicznej.
Baza naukowa na Księżycu ogromnie zwiększyłaby wiedzę o naszej planecie, Ziemi. Zakrawa to na paradoks, ale właśnie to jest głównym powodem przystąpienia do tego projektu. Z Księżyca można prowadzić obserwacje Ziemi i zjawisk zachodzących na jej powierzchni. Taka baza byłaby też ogromnie pomocna dla postępu w telekomunikacji i nawigacji satelitarnej.
Potem można będzie pomyśleć o wyprawie na Marsa. Po co? Przede wszystkim po to, wyjaśnia Reiter, żeby przekonać się, czy ludzie zdolni są do odbywania długich lotów w Kosmos. Wyprawa na "czerwoną planetę" dałaby nam wiele odpowiedzi na wiele pytań. Sam, jako były astronauta, wciąż marzy aby "postawić nogę na powierzchni naszych najbliższych sąsiadów w Kosmosie".
Klaus Dartmann / Andrzej Pawlak
red.odp.: Małgorzata Matzke