Do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, więc najnowszy atak Donalda Trumpa na Twitterze w zasadzie nikogo już w Niemczech nie szokuje. Amerykański prezydent jak zwykle zakomunikował przez swoje ulubione medium, że "z powodu polityki migracyjnej Niemcy odwracają się od tej słabej koalicji" a "przestępczość w Niemczech rośnie". To nieprawda, ale w wypowiedziach Trumpa nie ma to większego znaczenia.
Tak agresywna retoryka mieści się w pewnym schemacie. Trump uznał Angelę Merkel za swoją główną przeciwniczkę w Europie. Być może dlatego, że nie próbowała mu przypochlebiać tak jak zrobił to prezydent Francji Emmanuel Macron. Albo dlatego, że dobrze rozumiała się z Barackiem Obamą, a to już wystarczy, by narazić się obecnemu prezydentowi.
Sposób w jaki Trump obchodzi się z Merkel (i z Niemcami) widać też na przykładzie jego wysłannika Richarda Grenella, nowego amerykańskiego ambasadora w Berlinie, który publicznie zakomunikował, że będzie popierał populistów w Europie. To jaskrawe przekroczenie kompetencji i złamanie dyplomatycznych zwyczajów.
W dalszej części swojego tweetu Trump pisze na niespotykanym dotąd wśród amerykańskich prezydentów poziomie. że Europejczycy, jego zdaniem, popełnili błąd przyjmując miliony ludzi, którzy zmienili ich kulturę. I ciągnie dalej: "Nie chcemy, by poprzez imigrację stało się u nas to samo co w Europie".
Trudno uwierzyć, że te słowa docierają do nas z Ameryki, tradycyjnego miejsca schronienia dla prześladowanych z całego świata, tygla kultur, kraju marzeń, przez ambitnych ludzi z Europy przez długi czas uważanego za miejsce, gdzie o awansie społecznym decyduje nie pochodzenie, tylko ciężka praca. I to właśnie dzięki Amerykanom Niemcy po 1945 r., najpierw na Zachodzie, otrzymali w prezencie demokrację i praworządność. To wszystko blednie w obliczu działań nieokrzesańca z Białego Domu.
Ale ataki Trumpa na niemiecki rząd są nie tylko bezwstydne, ale i nieprzemyślane. Stosunkowo liberalna polityka uchodźcza Merkel traktowana jest obecnie przez większość Niemców krytycznie albo nawet odrzucana. Do tego nie trzeba tutaj być nawet populistą. Ale poparcie obecnego prezydenta USA dla przeciwników Merkel raczej jej pomoże niż zaszkodzi.
Prawdopodobnie tweet Trumpa, wysłany jak zwykle wczesnym rankiem przed śniadaniem, skierowany był raczej do własnego narodu, do Amerykanów, których Trump chce zmobilizować przed zbliżającymi się wyborami uzupełniającymi do Kongresu. Traktowanie z góry sojuszników w Berlinie przychodzi mu z łatwością. Bo dla tego prezydenta USA nie ma żadnych sojuszników, a szczególnie nie ma ich w Berlinie.