To samobójstwo będzie miało konsekwencje – dla polityki, wymiaru sprawiedliwości, dla służb specjalnych. Na obarczanie winą konkretnych osób jest jeszcze za wcześnie. Ale nie ma wątpliwości co do tego, że chodzi o skandal. Już wcześniej były ku temu powody. Dla przypomnienia: uznany za uchodźcę i podejrzewany o przygotowywanie zamachu terrorystycznego 22-letni Syryjczyk Dżaber al-Bakr wymyka się z rąk policji pomimo wielkiej obławy. Pościg kończy się na niczym. Dopiero rodacy poszukiwanego musieli zadbać o to, by przekazać go w ręce policji.
Niemcy odetchnęli. W końcu udało się zapobiec realnemu, w ocenie służb, zamachowi terrorystycznemu. A teraz to: główny podejrzany, domniemanych terrorysta, odbiera sobie życie niemal na oczach wartowników. To, że – obojętnie z jakiego powodu – mogło mu się to udać, jest szokujące. Władze już od samego początku powinny były przecież wiedzieć, że najbardziej znany i też najbardziej niebezpieczny więzień w tym kraju może zechcieć odebrać sobie życie.
Wraz ze śmiercią al-Bakra odszedł najważniejszy świadek w śledztwie. To, czy w ogóle zechciałby zeznawać, to oczywiście czysta spekulacja.
Ale w każdym razie była szansa, że tak mogłoby się stać. Niemieckie specsłużby mogłyby uzyskać informacje na temat wspólników i struktur terroru. Informacje, które mogłyby pomóc w zapobieganiu późniejszym zamachom. To przypuszczenia, ale dość prawdopodobne.
Abstrahując od tego rodzaju dywagacji pewne jest, że Al-Bakr stanie się teraz dla islamistów męczennikiem. To makabryczna, cyniczna logika – "nasz bohater uwolnił się z rąk niewiernych, popełniając samobójstwo". Z tej perspektywy śmierć al-Bakra to też rodzaj samobójczego zamachu. Zwykle w takich przypadkach wybuchają bomby albo pasy szahida. W Lipsku na szczęście nie było niewinnych ofiar. Ale wraz z postępem śledztwa będą inne ofiary. Odpowiedzialni w służbach i w polityce, którzy zawiedli, i dlatego będą musieli zapłacić za to swoimi stanowiskami. Trudno sobie wyobrazić, żeby było inaczej.
Marcel Fürstenau
tł. Bartosz Dudek