Kiedy miłość była przestępstwem. Okrutny rozdział historii Niemiec
8 czerwca 2013Szacuje się, że w okresie od 1940 do 1943 roku gestapo dokonało od 700 do 1000 egzekucji polskich robotników przymusowych na terenie Niemiec, jako karę za to, że kochali Niemki i utrzymywali z nimi kontakty intymne. Czasami padały zarzuty o gwałty. Czy do "przestępstwa" doszło naprawdę, tego nie badały nazistowskie sądy, bo gestapo od razu im je odbierało i szybko kierowało do własnych placówek w "Reichssicherheitshauptamt" (RSHA), czyli w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy.
Wynik niemal zawsze był ten sam: Polak szedł pod mur, a Niemka trafiała do obozu koncentracyjnego, często w Ravensbrueck. Zdaniem Muggenthalera egzekucje miały karać, ale również odstraszyć innych Polaków i społeczność niemiecką przed wzajemnymi zbliżeniami. Zachowała się jedynie szczątkowa dokumentacja. Miejsce Pamięci Floessberg w Bawarii dysponuje pięcioma zdjęciami sceny powieszenia Polaka Juliana Majki, 18 kwietnia 1941 w Michelsneukirchen (Bawaria). Miejsce i ofiarę zidentyfikował Thomas Muggenthaler. Natomiast polski reżyser Marek Pawłowski dotarł do zachowanej na Słowacji taśmy z kilkuminutowym nagraniem sceny ukarania kochanków Broni i Gerharda ze wsi Steinsdorf na Śląsku Opolskim i opublikował ją we własnym filmie.
Bronia i Gerhard
Historia miłości Broni i Gerharda jest nietypowa, bo dotyczy polskiej kobiety i Niemca, co było raczej rzadkością. Spotkali się w Steinsdorf - wsi, która dziś nazywa się Ścinawa Nyska. Polska robotnica przymusowa zakochała się tam w niemieckim fornalu Gerhardzie. Ktoś ze wsi zadenuncjował ich miłość i przyjechało gestapo. Obydwoje zostali ukarani w "ceremonii pohańbienia", co zachowało się na filmie należącym dziś do Instytutu Śląskiego w Opolu. W workach, ogoleni na łyso i z szyldami zawieszonymi na szyi - "Jestem niemieckim zdrajcą" i "Jestem polską świnią", musieli przejść boso przez wieś, podczas gdy inni się przyglądali.
Reżyser Marek Pawłowski wykorzystał nagrania we własnym filmie dokumentalnym, nad którym pracował kilka lat. Odnajdywał ludzi pamiętających dawne wydarzenia, przekonywał, by chcieli mówić. Także on potwierdza, że temat pozostaje tabu, bo nierzadko wiążą się z tymi historiami dalsze tajemnice, o których świadkowie i ich potomkowie niechętnie mówią do dziś.
Miłosne tabu
Jedni nie chcieli mówić, bo nigdy nie przyznali się do przeżyć swoim bliskim, inni, bo byli świadkami zbrodni lub znali sprawców i woleli to zatrzymać dla siebie. Owocem zakazanych miłości bywały także dzieci, z których wiele do dziś nie wie o swoim prawdziwym pochodzeniu.
Do tabuizacji tematu przyczyniły się także niemieckie sądy po wojnie. Kiedy w latach 40-tych i 50-tych kobiety, które trafiły w wyniku miłości do Polaków do obozów koncentracyjnych, składały wnioski o uznanie za ofiarę politycznych prześladowań, sądy odmawiały im przyznania takiego statusu - jakby w obliczu powojennego niemieckiego prawa nadal były winne.
Zbliżenie po czasie
Muzeum Topografia Terrorru we współpracy z innymi placówkami w Berlinie poświęca w tym roku temu tematowi cykl imprez. Miała miejsce wystawa, odbył się pokaz filmu Marka Pawłowskiego "Zakazana miłość" oraz spotkanie z publicystą Thomasem Muggenthalerem, który wielokrotnie publikował na ten temat, m.in. książkę pt. "Przestępstwo miłość". Muggenthaler dziwi się, że ani w Niemczech, ani w Polsce temat nie został jeszcze szeroko historycznie zbadany. Także Marek Pawłowski podkreśla, że większość ofiar nie została odpowiednio zrehabilitowana do dziś. Pamięć o ich losie to wyjątek.
Tam, gdzie pamięć powróciła, dochodzi jednak do zbliżenia społeczności po dziesięcioleciach. "W polskich wioskach, gdzie niegdyś żyli Niemcy, powstaje coś jak wspólnota pamięci, to jednoczy polską i niemiecką społeczność", zauważa Pawłowski. Powstają też pomniki polskich ofiar. Tak stało się w przypadku czterech bawarskich wsi, gdzie stracono Polaków (Zachenburg, Adlhofen, Wolfsdorf i Bodenstein).
Róża Romaniec, Berlin