Każdy z nas ma swoją Polskę i swój Izrael
10 marca 2018Od tego wszystko się zaczęło – Adam Gryniewicz wspomina wydarzenia marcowe na Uniwersytecie Warszawskim. 8 marca 1968 rokuna wiecu studentów brutalnie zaatakowanym przez milicję była jego siostra. On był od niej straszy, dojrzalszy, miał wtedy 27 lat, przewidział bieg wydarzeń. Już po 1956 roku zaczął się czuć w Polsce jak obywatel drugiej kategorii. - Wiedziałem, jak to się potoczy. Nagonka żydowska nie miała nic wspólnego z wiecem. Chodziło o przesunięcie punktu ciężkości tam, gdzie trafi na publiczny odbiór. Dlatego w propagandzie partyjnej pominięto udział studentów w wiecach, manifestacjach i strajkach, a skupiono się na kilkudziesięciu nazwiskach Żydów - tłumaczy Gryniewicz.
Studenci zbuntowali się przeciwko zdjęciu „Dziadów” Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym w Warszawie i domagali się przywrócenia praw studenckich Adamowi Michnikowi i Henrykowi Szlajferowi, skreślonych z listy studentów. Władza potraktowała wydarzenia marcowe jako pretekst do podjęcia antyżydowskich działań. Na potrzeby propagandy rozpętano antysemicką kampanię, która sprawiła, że z Polski wyjechało około 13 -15 tysięcy osób pochodzenia żydowskiego. Zamiast paszportu otrzymywali „dokument podróży”, który był biletem w jedną stronę. Widniały na nim bolesne dla opuszczających Polskę słowa, że posiadacz dokumentu nie jest polskim obywatelem. Zrzeczenie się polskiego obywatelstwa było warunkiem wyjazdu. Adam Gryniewicz był przekonany o konieczności tej decyzji. Jego środowisko nawet nie pytało, czy wyjeżdża, tylko kiedy. - Moja historia z Polską rozpoczęła się od pogromu kieleckiego i skończyła na pogromie marcowym. Przyjechałem do Polski z Rosji w wieku pięciu lat i już dwa miesiące później był pogrom kielecki. Moja mama chciała od razu wyjeżdżać. Mój ojciec nas zatrzymał, przekonując że będzie lepiej, że jest po wojnie, że władza ludowa jeszcze nie jest ustabilizowana. W 1956 znów nas uspokajał, twierdząc, że to są skutki kultu jednostki i że będzie lepiej. Nigdy tego „lepiej” nie doczekał - zmarł w 1958.
Adam Gryniewicz wyjechał do Belgii, a z niej, po 47 latach, do Izraela. Tak jak inni, nie wiedział, co go czeka, a w Polsce zostawiał wszystko. - Emigracja to nie jest prosta sprawa. Ja się czułem Polakiem, tzn. wiedziałem, że genetycznie jestem Żydem, bo moi rodzice byli Żydami, ale nie praktykowałem tej kultury. To była podróż w nieznane.
Bilet w jedną stronę
Z Polską żegnał się wtedy również Adam Ringer. Z „biletem w jedną stronę” w grudniu 1968 roku wyjeżdżał do Szwecji. Miał 19 lat i czuł się, jak na własnej stypie pogrzebowej - był przekonany, że to ostateczne i na zawsze. W porcie w Świnoujściu żegnała go jego dziewczyna i ojciec. - 21 sierpnia 1968 roku po inwazji na Czechosłowację zapadła czarna kurtyna, bo to znaczyło, że Breżniew nie żartuje, że to jest żelazna pięść, która wali i tutaj zmian nie będzie przez lata - wspomina Ringer. Zanim sam wyjechał, żegnał najbliższych przyjaciół na Dworcu Gdańskim. Wspomina, że wszyscy płakali, bo każdy uważał, że to pożegnanie na zawsze. Wcześniej trwała nagonka medialna, w telewizji emitowano reportaże z zebrań, z fabryk, gdzie krzyczano „Syjoniści do Izraela” i żądano kar. - Pamiętam przemówienie Gomułki do tzw. aktywu 19 marca 1968, pamiętam zachowanie ludzi na sali, którzy krzyczeli „śmielej, śmielej”. Przypominało mi to Parteitagi NSDAP. To było dokładnie to samo - mówi Ringer.
Pierwszy sekretarz partii komunistycznej wytykał żydowskie pochodzenie protestującym na Uniwersytecie Warszawskim, bez wahania posługiwał się antysemicką retoryką. Uznał, że część polskich obywateli pochodzenia żydowskiego „uczuciowo i rozumowo nie jest związana z Polską, lecz z państwem Izrael”. Powtarzał, że „ta kategoria Żydów wcześniej lub później opuści nasz kraj” i oferował tym, którzy uważają Izrael za swoją ojczyznę, emigracyjne paszporty.
Były to tym trudniejsze doświadczenia, że od Holokaustu minęły zaledwie 23 lata. Dla wielu rodzin było to tak, jakby stało się wczoraj. Niemal wszyscy podczas wojny stracili najbliższych. Strach nie był wyobrażeniem, a realnym wspomnieniem. Adam Ringer pamięta lęk, panikę i plotki: że na Żuławach powstanie obóz koncentracyjny dla Żydów, że będą pogromy, że będą chodzić po domach i mordować. - Była potworna nagonka, panika (szczególnie w pokoleniu moich rodziców) i poczucie zbliżone do tego, jakie było w gettach: ratujmy dzieci. Większość osób, która docierała do Szwecji była w wieku Adama Ringera, rodzice dojeżdżali później. - Szwecja chętnie nas przyjmowała. Otwarte były właściwie tylko kraje skandynawskie i Izrael. Byliśmy traktowani jak uchodźcy - tłumaczy Ringer.
Do Polski po raz pierwszy przyjechał w latach 80-tych. Już po przełomie w 1989 wrócił na rok i jak mówi – ten rok trwa do dziś. Mieszka w Warszawie i często zagląda do jednej ze swoich 60 kawiarni. Jest współwłaścicielem znanej sieci. Ma dwa obywatelstwa: szwedzkie i polskie - Rok temu przy wymianie prawa jazdy z szwedzkiego na polskie urzędniczka zapytała, czy jestem z emigracji marcowej. Potwierdziłem i usłyszałem: „To my panu nie damy prawa pobytu, bo dla nas jest pan polskim obywatelem.” Odpowiedział: „odmawiam”.
Trzy dni później Ringer otrzymał list od wojewody, w którym przeczytał, że według polskiego prawa, jest polskim obywatelem. - To był dobry gest, ale nikt się nie zastanawiał, czy ci ludzie, którzy wyjechali 50 lat temu, tego obywatelstwa w ogóle chcą.
Jestem wdzięczna Gomułce, że miał odwagę nas wyrzucić
Sophia Braun była jedną z pierwszych osób, które wyjechały z Polski. Marzec 1968 roku zastał ją we Wrocławiu, nazywała się wtedy Serka Lewinter i była na trzecim roku chemii - Ta data budzi we mnie same złe skojarzenia, ale potem było już tylko lepiej - mówi. Nie miałam absolutnie żadnych wątpliwości, że należy wyjechać. Pamiętam te hasła „Syjoniści na Synaj” - to nie było przyjemne. Było to tak dotkliwe, że nie zastanawiała się długo. Mimo, że musiała przerwać studia, zostawić przyjaźnie, opuścić dom rodzinny, siostrę i rodziców, nie zwlekała, nie odwracała się za siebie. - Użyję słów pana Gomułki, bo ja naprawdę jestem Syjonistką. On się nie pomylił. Syjoniści mają pojechać do Izraela. Mnie nic innego nie ciekawiło, nic nie było istotne. Dla Syjonisty istotny jest tylko Izrael - mówi spokojnym i pewnym głosem. W jej przypadku strach był katalizatorem decyzji, ale głównym powodem był Izrael. Do dziś w życiu przyświeca jej hasło: jak w coś wierzysz, idź za tym.
Pierwsze lata w Izraelu były trudne. Musiała wszystko ułożyć od nowa, nauczyć się nowego rytmu życia, stworzyć nową teraźniejszość, planować inną przyszłość. Sophia Braun dzieli ten czas na trzy emocjonalne etapy: najpierw był gniew i ból, żal, że trzeba wszystko zostawić i włożyć tyle wysiłku w ułożenie życia na nowo. Potem przyszedł okres uspokojenia, to było wspólne dla wszystkich opuszczających Polskę, a potem już każdy inaczej: pożegnania, powroty…- Właściwie to jestem wdzięczna Gomułce, że miał odwagę nas wyrzucić. Dzięki temu mam tyle osiągnięć: 2 synów, 12 wnuków, mówię po hebrajsku - to dzięki temu, że nas wyrzucił - puentuje.
Ringer: Rozróżniam między reżimem, a ludźmi
Losy emigracyjne osób, które w 1968 wyjechały z Polski są podobne - przerwane studia, miłości, przyjaźnie. - Każdy z nas ma swoją Polskę i swój Izrael - mówi Sophia Braun. Dla niej Tel Awiw jest kontynuacją Polski.
Jawna kampania przeciwko Żydom sprawiła, że poczuli się wyobcowani, wypchnięci ze swojego kraju. Z wielu ust padały gorzkie słowa, że Polska była jedynym krajem, w którym nie mogli być Polakami. Czy się na Polskę obrazili? - Rozróżniam między reżimem, a ludźmi, kulturą, a aktualną polityką. Myśmy byli głębokimi patriotami, choć oczywiście nie w sensie Polak-katolik. Nie mieliśmy ani chanuki ani choinki - opowiada Ringer. Kiedy obserwuje, jak odradzają się antysemickie nastroje, jest spokojny. - Karol Marks pisał, że „historia rozgrywa się dwukrotnie - pierwszy raz jako tragedia, drugi jako farsa”. Różnica między 1968 a dziś polega na tym, że wtedy nie istniała przestrzeń, gdzie można było być wolnym i mówić, co się dzieje. Wtedy ten but, który kopał był olbrzymi, był wojskowy, a dziś kopią kapciami. Według Ringera Polska jest dziś prawie tak podzielona jak Izrael. - Obok siebie, w jednym kraju, żyją dwa narody. Dziś, jak mówi, jego ojczyzną jest Europa.
Ze spokojem do antysemickich nastrojów podchodzi też Adam Gryniewicz. - Te nastroje dziś mnie nie dotyczą, nie dotyczą Żydów. To jest wewnętrzna polska sprawa, bo tu nie ma Żydów - zaznacza. Na pytanie, skąd się one biorą i dlaczego trafiają na podatny grunt w niektórych środowiskach odpowiada bez wahania: - W Polsce są trzy ideologie, które doskonale jednoczą naród: antyniemieckość, antyrosyjskość i antysemityzm. Te dwie pierwsze są koniunkturalne. Antysemityzm jest dobry na każdy kolor polityczny.
Sophia Braun z bólem spogląda na przejawy antysemityzmu. - To jest jakaś choroba części społeczeństwa, nie wszystkich, że jeszcze się z tego nie wyleczyli... – dziwi się i pewnym głosem stwierdza -. bo już można się było wyleczyć.
Tylko w jednym momencie naszej rozmowy jej zdecydowany, zdeterminowany głos się załamuje. Na pytanie, czy tęskni za Polską, odpowiada: tak, za moją Polską.
Rozmawiała Magdalena Gwóźdź-Pallokat