Jacques Delors o eurokryzysie i UE
31 października 2011Jacques Delors nie ceni tych rządów, które targują się między sobą o rozwiązania aktualnych problemów. Po szczycie ratunkowym dla strefy euro uważa, że Europa nadal jest zagrożona, a ponadto pojawiły się nowe problemy.
DW-World: Jeszcze w sierpniu uważał Pan, że Europa znalazła się na skraju przepaści. Jak teraz ocenia Pan wyniki szczytu ratunkowego dla strefy euro?
Jacques Delors: Jeśli chodzi o banki i zadłużenie niektórych państw członkowskich UE, to wypracowane uregulowania są solidne i mogą się utrzymać. Dla ratowania Grecji banki zgodziły się ponieść większe ofiary. W obecnej sytuacji nie można było liczyć na nic lepszego. Co się natomiast tyczy decyzji na temat przyszłej instytucjonalnej organizacji strefy euro, to muszę przyznać, że jestem bardzo rozczarowany. Ten wynik przypomina pompę strażacką o tysiącu splątanych ze sobą węży. Powołuje się nowe gremia, nowych szefów, ale instrukcja działania całej tej maszynerii jest niejasna.
DW-World: Jaki wpływ będą miały wyniki szczytu na jedność i zwartość UE?
Jacques Delors: Nowe rozwiązania dla strefy euro wytargowano w pokerowej rozgrywce pomiędzy poszczególnymi krajami członkowskimi UE, co zakrawa na odrzucenie przez nie zasady jak najdalej idącej jedności w procesie podejmowania decyzji i odsuwa przez to na boczny tor Komisję Europejską. Teraz mamy w UE cztery, a może nawet pięć grup państw. Unia jest podzielona. Tymczasem zasada jednomyślności zdała egzamin w przeszłości, i jeśli tylko udało się ją uzyskać, Europa czyniła postępy. To jest jedyna, dobra metoda: prosta i skuteczna. Zmusza ona rządy do współdziałania w procesie decyzyjnym.
Dzięki zapadłym na szczycie postanowieniom udało się wprawdzie ugasić pożar w strefie euro, ale jednocześnie nastąpił regres w procesie integracji, czego sybolem stał się spadek autorytetu Komisji Europejskiej.
DW-World: W wywiadzie udzielonym w sierpniu francuskiemu dziennikowi "Le Monde" zaproponował Pan zreformowanie traktatów europejskich, mając głównie na myśli dopuszczenie przez nie do wyjścia ze strefy euro któregoś z jej członków; wyjścia dobrowolnego lub wymuszonego przez innych. Czy ta opcja po decyzjach zapadłych na szczycie ratunkowym strefy euro wydaje się Panu nadal konieczna?
Jacques Delors: Absolutnie konieczna z jednego, prostego powodu: 27 państw członkowskich UE łączy wspólny rynek, a 17 także euro. Wspólna waluta jest czymś więcej niż tylko symbolem - jest też odzwieciedleniem suwerenności danego narodu. Ludzie niepokoją się o jej los. Dlatego na członkach strefy euro spoczywa o wiele większa odpowiedzialność niż na tych państwach, które są tylko w klubie 27 państw unijnych. Uważam za skandal, że Finlandia i Słowacja za solidarność podczas kryzysu euro zażądały dla siebie gwarancji.
DW-World: W roku 1992, kiedy był Pan jeszcze przewodniczącym Komisji Europejskiej, zakończono prace nad stworzeniem wspólnego rynku wewnętrznego, a dziś prowadzimy walkę o utrzymanie euro. Czyżby Unii brakowało obecnie wielkich, wspólnych celów?
Jacques Delors: Tak, ma Pan rację. Poważnym błędem jest to, że w tej chwili kryzys euro przesłania wszystkie inne problemy Unii Europejskiej, które się zabiedbuje. Niemcy, na przykład, dokonały bardzo ważnego zwrotu w polityce energetycznej. Czy europejska polityka energetyczna wyciągnęła z tego jakieś konsekwencje? Nie. Albo weźmy pod uwagę groźbę recesji w Europie. UE nie ma ani środków, ani metod żeby w takim przypadku wesprzeć gospodarkę. Wydaje się, że Europą rządzi coś, co można nazwać dyktaturą chwili bieżącej. Tymczasem u podstaw projektu europejskiego leżała wizja wspólnego życia w różnorodności. W tej chwili jej nie dostrzegam.
Z Jacquesem Delorsem rozmawiał Richard A. Fuchs
Przekład: Andrzej Pawlak
Red. odp.: Barbara Coellen