Heiko Maas: "Musimy wyciągnąć wnioski z brexitu"
25 grudnia 2020DW: Sukces niemieckiej prezydencji nie ulega kwestii; mimo wielu różnic poglądowych udało się ustanowić nowy budżet UE do roku 2027 i Fundusz Odbudowy. Ale w przypadku akcji szczepień przeciwko koronawirusowi wielu Europejczyków pyta, dlaczego trwa to tak długo i mają wrażenie, że pozostają w tyle za innymi. W końcu każdy stracony dzień może kosztować ludzkie życie. Czy Pan też bierze na siebie to ryzyko?
Heiko Maas: Chodzi o jedno i drugie: szybkość i staranność. Żeby przezwyciężyć pandemię musimy mieć w 2021 roku do dyspozycji wystarczającą liczbę szczepionek. Będziemy mieli różne szczepionki o różnych właściwościach, co dotyczy także zagadnienia ich transportu i składowania. Nasze kraje związkowe zorganizowały regionalne centra szczepień, do których zostaną dostarczone preparaty. Akcję szczepień zaczniemy 27 grudnia, najpierw w domach starców i domach opieki, od ludzi, którzy ukończyli 80 lat i wśród ustalonej części personelu lekarskiego.
Dla mnie, jako ministra spraw zagranicznych, ważna jest jeszcze jedna sprawa: opowiadamy się za tym, żeby szczepionka przeciwko koronawirusowi została uznana na całym świecie za dobro publiczne. Bezpieczna szczepionka po przystępnej cenie musi być dostępna dla wszystkich ludzi na całym świecie. Temu celowi służy między innymi międzynarodowy program COVAX na rzecz sprawiedliwego dostępu do przystępnych cenowo szczepionek przeciwko COVID. Niemcy przystąpiły do programu COVAX i wspierają jego działalność poważnymi środkami finansowymi.
Uchwalenie nowego budżetu UE i Funduszu Odbudowy było możliwe tylko dlatego, że UE poszła na ustępstwa w kwestii praworządności. Czy nie ubolewa Pan, że wskutek przyjętego kompromisu w sprawie przywiązania do rządów prawa podważanie trójpodziału władzy w Polsce i na Węgrzech potrwa jeszcze miesiące, jeśli nie lata? Co uczyniła niemiecka prezydencja w Radzie Europejskiej, żeby UE była w przyszłości bardziej zdolna do działania, a mniej podatna na szantażowanie jej?
Bez porozumienia w sprawie Funduszu Odbudowy od 1 stycznia Europa wypłynęłaby na dosyć burzliwe wody. Ludzie i przedsiębiorstwa, silnie dotknięci pandemią koronawirusa, szybko potrzebują tej pomocy. Ważną sprawą była walka o nią.
Dodatkowo mamy nowy instrument w sprawie praworządności w postaci deklaracji interpretacyjnej. To silny środek, którego nie należy bagatelizować. Pomimo oporu ze strony Polski i Wegier nie naruszyliśmy tego uregulowania prawnego. Kwestią otwartą jest tylko to, jak oceni przywiązanie do rządów prawa Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jeżeli zostanie wezwany do zajęcia stanowiska w tej sprawie.
To, że w UE doszło do brexitu, na podstawie porozumienia lub bez niego, wstrząsnęło Unią. Czy w trakcie niemieckiej prezydencji miał Pan uczucie, zwłaszcza podczas rozmów w sprawie praworządności, że wkrótce dojdzie do wystąpienia innych państwa z UE? Czy mniejszy krąg państw unijnych nie powinien porozumieć się w sprawie wymocnienia integracji, żeby zapewnić przeżycie UE?
Wręcz przeciwnie: podczas debaty w sprawie brexitu zasadnicze poparcie dla UE ponownie zwiększyło się w ostatnich latach w niemal wszystkich jej państwach członkowskich, także w Niemczech. Wydaje mi sie, że w pewnej chwili zbyt wielu ludzi potraktowało korzyści związane z przynależnością do UE jako coś oczywistego, ponieważ nie znali nic innego. Brexit ponownie uświadomił nam te korzyści: swobodę podróżowania, wolny handel i możliwość mieszkania, pracowania czy studiowania w Europie tam, gdzie tego chcemy. Nigdzie w Europie nie widzę w tej chwili większości, która chciałaby z tego zrezygnować.
Ale musimy oczywiście wyciągnąć nasze własne wnioski z brexitu. Mamy już możliwość w UE wprowadzania przez grupę jej państw członkowskich własnych uregulowań, bez włączania do nich innych państw – tak zwaną wzmocnioną współpracę. Ale decydujące jest to, żebyśmy w polityce narodowej stale nie stawiali Brukseli pod pręgierzem, gdy coś pójdzie w niewłaściwą stronę. Musimy też szczerzej i w bardziej zrozumiały sposób wyjaśniać, jakie decyzje podejmujemy w Brukseli, w której zawsze za stołem obrad siedzą przecież przedstawiciele wszystkich państw unijnych.
Do UE chcą nadal przystąpić nowe państwa, ale rozmowy w sprawie przyjęcia Macedonii Północnej i Albanii utknęły w miejscu, podobnie jak sprawa ulg wizowych dla Kosowian. Załatwienie tych dwóch spraw było jednym z celów niemieckiej prezydencji w Radzie Europejskiej. Na Bałkanach Zachodnich mówi się, że Niemcy tu zawiodły. Jak chce Pan uratować wiarygodność UE w tym regionie?
Jesteśmy ostatnimi, którzy w tych sprawach hamowali UE. W istocie rzeczy chodzi tu o blokadę w stosunkach między Bułgarią i Macedonią Północną. Staraliśmy się ją zmienić proponując mediację, niestety, bez powodzenia.
Nasi partnerzy na Bałkanach Zachodnich poczynili w ostatnich latach duże postępy, także Macedonia Północna. Mieszkańcy tego regionu widzą swoją przyszłość w UE. Dlatego muszą polegać na naszych przyrzeczeniach, bo inaczej się od nas odwrócą. Perspektywa wstąpienia do UE jest tam ważną zachętą do reform politycznych i państwowych, które leżą także w naszym interesie. W dalszym ciągu opowiadamy się za takim rozwiązaniem, także po zakończeniu naszej prezydencji.
Były także nadzieje, że niemiecka prezydencja posunie naprzód dialog między Grecją i Turcją we wschodniej części Morza Śródziemnego. Do tej pory to się nie udało. Czy Niemcy zawiodły jako pośrednik?
Są już sankcje, które Rada Europejska rozszerzyła ponownie w grudniu. Sankcje te są wymierzone w ludzi i firmy, które uczestniczą w nielegalnych odwiertach w poszukiwaniu podmorskich złóż gazu ziemnego.
Turcja musi teraz uczynić wiarygodne kroki dla deeskalacji. Dostrzegaliśmy z jej strony także sygnały świadczące o woli odprężenia w ostatnich tygodniach i miesiącach, ale niestety towarzyszyły im także nowe, celowe prowokacje. Ta gra musi dobiec końca. Z naszej strony stale aktualna jest oferta poprawy stosunków.
Niemiecka prezydencja miała dotyczyć także praw czyłowieka. W tym samym czasie UE zabiegała o zawarcie umowy inwestycyjnej z Chinami. Czy to Pana osobiście nie boli?
W rokowaniach na temat umowy inwestycyjnej między UE i Chinami chodzi przede wszystkim o zagwarantowanie uczciwych warunków dostępu do chińskiego rynku. Chcemy, żeby niemieckie i unijne firmy miały taki sam dostęp do chińskiego rynku, jak chińskie do naszego i unijnego. To musi być oparte o zasadę równouprawnienia. Chodzi tu także o ochronę praw pracowniczych i utrzymywanie standardów zrównoważonego rozwoju. To są nasze warunki zawarcia takiej umowy. Poza tym rozmawiamy o naruszaniu praw człowieka w rozmowach dwustronnych. Czynimy to regularnie i z całą otwartością w rozmowach z Chinami na wszystkich szczeblach.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>
* Na pytania DW minister Heiko Maas odpowiedział pisemnie.