1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Eksport sztuki się przeżył

Rozalia Romaniec11 sierpnia 2013

Klasyczny "eksport" polskiej sztuki zagranicę się przeżył - mówi Katarzyna Wielga-Skolimowska, nowa dyrektorka Instytutu Polskiego w Berlinie. Dziś zdobywa się publiczność integrując ją, a nie serwując gotowy produkt.

https://p.dw.com/p/19NMp
Katarzyna Wielga-Skolimowska ist Direktorin des Polnischen Instituts in Berlin. Foto: Rosalia Romaniec Ort: Berlin, Polnsiches Instutut Datum: 07.08.2013
Katarzyna Wielga-SkolimowskaZdjęcie: DW/R. Romaniec
Plakat des Festivals FilmPolska 2012, 12.-18.04.2012 in Berlin; Polen, 14.04.2012; Copyright: Polnisches Institut Berlin
Coroczny festiwal "FilmPolska" należy do najpopularniejszych imprez Instytutu Polskiego
###Gallery Zak Branicka stellt die Fotos der Deutschen Welle zur Veröffentlichung frei, nur in Zusammenhang mit dem Beitrag "Joanna Rajkowska Born in Berlin"### Teil des Künstlerprojektes “Born in Berlin – A Letter to Rosa”, von der polnischen Künstlerin Joanna Rajkowska. Aufgenommen von der Künstlerin und ihr Team im Laufe des Jahres 2011 in Berlin. Die Collagen und Zeichnungen sind in der Galerie Zak/Branicka in Berlin zu sehen.
Joanna Rajkowska z wystawą "Urodzona w Berlinie"Zdjęcie: Gallery Zak Branicka
Katarzyna Wielga-Skolimowska ist Direktorin des Polnischen Instituts in Berlin. Foto: Rosalia Romaniec Ort: Berlin, Polnsiches Instutut Datum: 07.08.2013
Katarzyna Wielga-Skolimowska cieszy się na wyzwanie, jakim jest BerlinZdjęcie: DW/R. Romaniec

Róża Romaniec: Przed miesiącem przyjechała Pani do Berlina jako nowa dyrektorka Instytutu Polskiego. Co się okazuje największym wyzwaniem?

Katarzyna Wielga-Skolimowska: Bardzo się cieszę, że mogłam tu przyjechać, bo Niemcy są dla Polski najważniejszym partnerem, także w dziedzinie kultury. To jest fascynujące miejsce, stolica kulturalna Europy. Jest tu naprawdę rzesza osób i instytucji – zarówno tych wielkich z ogromną historią, jak i małych, rzutkich, wyznaczających trendy - które zajmują się kulturą. I w tym tkwi wyzwanie - aby w tej masie ofert się odnaleźć i znaleźć dobrych partnerów.

R.R.: Które są Pani bliższe - właśnie te wielkie instytucje z tradycją, czy te mniejsze "trendsetterowe"?

K.W.S.: Wszystkie robią niesamowitą robotę. Kiedy szukamy partnera, najważniejsze jest znalezienie takiego, który jest przekonany do projektu i będzie się angażował oraz uwzględniał także nasz polski komponent. Choć moim zdaniem powinniśmy promować nie tylko aspekty wyłącznie polskie, lecz pokazywać się w szerszym kontekście Europy środkowo-wschodniej.

R.R.: Są już konkretne pomysły?

K.W.S.: Do końca roku realizujemy jeszcze znakomity program, jaki przygotował mój poprzednik. Nie ujmując pozostałym kolegom w polskich instytutach, uważam, że Instytut Polski w Berlinie należy do najlepszych i był świetnie prowadzony przez ostatnie lata. Tomasz Dąbrowski bardzo wysoko postawił poprzeczkę, ale mam nadzieję, że uda mi się razem z zespołem, który tu pozostał, doskoczyć do tego poziomu i rozwinąć instytut dalej.

R.R.: A więc jakie pomysły leżą Pani na sercu? Czy ten szerszy kontekst osadzenia polskiej kultury w Europie środkowo-wschodniej to jeden z kierunków?

K.W.S.: Jeszcze pracujemy nad przyszłorocznym programem i trudno mi mówić o projektach, ale powiem o ideach. W prezentowaniu naszej kultury interesuje mnie wyjście poza kontekst bilateralny. W Berlinie jest duże nasycenie takich projektów. Myślę, że nasilimy w przyszłości współpracę z kolegami z instytutów z Węgier, Czech, Ukrainy czy Rosji.

R.R.: Dlaczego?

K.W.S.: Bo jeżeli chcemy zdobyć szerszą publiczność, to potrzebujemy w tym natłoku własnego klucza. Myślę, że nie jest nim dziś pokazywanie konktestu narodowego, lecz europejskiego. W 2014 będziemy obchodzić dziesięciolecie członkowstwa Polski w UE, co jest okazją do zaprezentowania polskiej kultury właśnie jako immanentnej części europejskiego dziedzictwa. Wydaje mi się to ciekawsze, niż podkreślanie własnej odmienności i specyfiki relacji polsko-niemieckich. Chcielibyśmy zapalać iskrę i jeszcze bardziej zainteresować Polską.

R.R.: Jaki wizerunek Polski może, Pani zdaniem, wywołać tą iskrę?

K.W.S.: Tematem, który chcemy podjąć jest wolność. Mamy wkrótce 25 lat Okrągłego Stołu i upadku muru berlińskiego, podobnie jak 10 lecie w UE. Nie ma sensu traktować tych dat okolicznościowo i robić imprez związanych z rocznicą. Dużo bardziej interesuje mnie zajęcie się pytaniem, czym jest wolność? Ten temat świetnie się nadaje, by go przełożyć na projekty artystyczne.

R.R.: Czyli czasy, kiedy sprzedawano daną dziedzinę sztuki, jako wybitną, polską domenę, jak film, czy plakat to już historia?

K.W.S.: Dziś stawiamy sobie pytanie, czy powinniśmy sztukę w ogóle "sprzedawać"? Pracowałam kiedyś w Instytucie im. A. Mickiewicza w Warszawie i wyniosłam stamtąd bardzo ważne doświadczenia - właśnie szersze spojrzenie na sztukę i odejście od myślenia w kategoriach jej importu i eksportu. Kiedy się przyglądamy dokładniej, jak sztuka funkcjonuje, to dostrzegamy, że nie ma sensu przywożenie gotowego produktu, bo dużo lepiej trafia się do danej publiczności gdy przygotowuje się projekt wspólnie z partnerami na miejscu. Oni znają publiczność i wiedzą, co zaciekawi. Sztuka powinna docierać do publiczności, ale tego dziś się już nie robi przez "eksport".

R.R.: Jak więc łatwiej dotrzeć do publiczności?

K.W.S.: Właśnie w Berlinie mamy sporo do zaoferowania, bo jest tu zarówno niemieckie, jak i bardzo międzynarodowe środowisko artystyczne. To odpowiada naszej koncepcji, gdyż umożliwia interakcję i współpracę, a mniej "eksport" sztuki w jedną stronę, który jest tutaj mało atrakcyjny. Oczywiście, że pokazujemy głównie naszą twórczość, ale równie ważny jak "produkt" jest dziś kontekst prezentacji. Berlin uchodzi za kreatywną soczewkę świata sztuki i dlatego jest podatnym gruntem, gdzie nasi artyści dobrze się odnajdą. Ich atutami są niesamowita energia i kreatywność. Z perspektywy Katowic, Lublina, czy Białegostoku, tutejszy krajobraz kulturalny wydaje się już w pewnym sensie bardzo ustabilizowany, choć właściwie Berlin uchodzi w Niemczech i na świecie za wyjątkowo kreatywny i energiczny. Ale właśnie dlatego nowe, oddolne projekty, pasja i kreatywność polskich twórców napotykają tutaj na podatny grunt. Oni przypominają wręcz berlińczykom o ich własnej kreatywności.

R.R.: Zanim trafiła Pani do Berlina, zajmowała się Pani przygotowywaniem polskiego roku m.in. w Austrii, Hiszpanii, Niemczech, a ostatnio była Pani w Izraelu. Czy ostatnie dyskusje wokół filmu telewizji ZDF "Nasze matki, nasi ojcowie", który pokazał Polaków w antysemickim świetle, postrzega Pani jako okazję do działania czy raczej nie będzie to interesowało Instytutu?

K.W.S.: Uważam, że powinniśmy ten temat poruszyć, tym bardziej, że w Polsce toczy się od lat żywa debata na temat antysemityzmu. Widzę tu dwa wątki: nasze wewnętrzne rozliczanie się z przeszłością, o której Niemcy powinni się dowiedzieć, jeżeli już dotykają tematu polskiego antysemityzmu. Ale równie ważnym tematem jest wymiar "trzeciego pokolenia" czyli odkrywanie przez młodych Polaków żydowskich korzeni, czy w ich rodzinach, czy też w miejscu, z którego pochodzą. O tym się przez wiele lat nie mówiło, a teraz przeradza się to w nową fascynację kulturą żydowską w Polsce. I o tym też chcemy opowiadać, bo powstaje teraz sporo sztuki, która tematyzuje spuściznę kultury żydowskiej w Polsce. Ten temat ma wymiar uniwersalny i spotykają się w nim przeszłość i przyszłość. Dlatego naturalnie, że zasługuje on, aby znalazł się także w Instytucie.

R.R.: Dziękuję za rozmowę.

[No title]

red.odp.: Małgorzata Matzke