Ekspert: Bez uchodźców rosłoby bezrobocie
10 września 2015DW: Według danych Federalnego Urzędu Statystycznego prawie jedna trzecia osób cudzoziemskiego pochodzenia mieszkających w Niemczech ma maturę albo uprawnienie do podjęcia nauki na wyższej uczelni. Jest to wyższy wskaźnik niż wśród ludności rdzennie niemieckiej. Jak pan to wytłumaczy?
Ulf Rinne*: Jest to dość zaskakujące. Trzeba sobie bowiem uzmysłowić, że jak dotąd imigranci mają dość mało legalnych dróg przedostania się do Niemiec, i jeżeli już, to te kanały otwarte są raczej dla osób dobrze wykształconych. Chyba, że są to obywatele jednego z państw UE, bo te mają pełny dostęp do niemieckiego rynku pracy.
Czy to oznacza, że dla rynku pracy w RFN nie jest to żadnym problemem czy jest w tym zakresie jakaś konkurencja?
Generalnie zawsze jest konkurencja, jeżeli chodzi o pracę. Dotyczy to zarówno imigrantów jak i samych Niemców. Ale nie można naukowo potwierdzić, że tubylcy są bezrobotni, bo jest tak dużo imigrantów. Wręcz przeciwnie, bezrobocie byłoby o wiele wyższe, gdyby nie było napływu ludności. Za tezą o wypieraniu tubylców przez migrantów z rynku pracy zdaje się jakby kryć założenie, że jest pewna stała liczba miejsc pracy, a to jest błędne myślenie. Szczególnie w przypadku osób o wysokich kwalifikacjach nie ma mowy o żadnym wypieraniu kogokolwiek.
Są też inne dane wskazujące w jeszcze innym kierunku: szef berlińskiego MSW Thomas de Maiziere stwierdził w rozmowie z tygodnikiem "Die Zeit", że do 20 proc. trafiających do RFN dorosłych uchodźców to analfabeci. To może być ogromnym problemem, prawda?
Ta kwestia wymaga bardzo zróżnicowanego spojrzenia. W przypadku uchodźców chodzi przeważnie o osoby, które występują o azyl polityczny. W moim przekonaniu, nie ma żadnych podstaw, by w pierwszej kolejności przykładać do nich miarkę ekonomiczną lub rozpatrywać, czy będą w Niemczech przydatni. To jest zupełnie inna sprawa i należałoby pomyśleć jeszcze o innym kroku. Do Niemiec chce przyjechać cała masa imigrantów, czyli należałoby pomyśleć o tym, jak otworzyć im inną, legalną drogę do Niemiec, nie przez azyl.
Wracając do tematu konkurowania o miejsca pracy przez osoby o wysokich kwalifikacjach. Czy należy się spodziewać konkurencji w sektorze najniższych płac?
Sądzę, że w pojedynczych przypadkach może do tego dochodzić. Ale jeżeli spojrzy się na to, co było w przeszłości, widać, że w procesie rozszerzenia UE zjawisko takie w szerszym zakresie nie miało miejsca. Oznacza to, że także obecnie należy się temu dokładnie przyglądać. Z reguły jednak jest tak, że imigrantami nie są osoby z sektora najniższych płac, tylko raczej ludzie z dobrym wykształceniem, a ci z kolei stymulują tworzenie nowych miejsc pracy. Kiedy spojrzeć na to z pewnego dystansu widać, że nie powoduje to jakichś istotnych problemów.
Jakie widzi Pan rozwiązania?
Należałoby jak najszybciej pomyśleć o ustawie imigracyjnej. Chodzi bowiem o to, by otworzyć drogi do Niemiec osobom o średnich kwalifikacjach zawodowych, których coraz więcej potrzeba na niemieckim rynku pracy. Czyli nie tylko dla osób z wysokim wykształceniem.
* Dr Ulf Rinne jest ekspertem ds. migracji w bońskim Instytutcie Badań nad Przyszłością Pracy.
Rozmawiał Christoph Hasselbach