Ebola w Hiszpanii. Skandaliczne niedbalstwo w szpitalu
9 października 2014W trzy dni po tym, jak świat obiegła wiadomość, że w Madrycie hospitalizowana została kobieta zarażona wirusem eboli, opinia publiczna oburzona jest warunkami, w jakich chorą przyjmowano do szpitala.
"Die Welt" ujawnia szczegóły tej procedury, która zdaje się być serią błędów i zaniedbań personelu medycznego szpitala w Alcorcon na przedmieściach Madrytu i władz odpowiedzialnych za służbę zdrowia.
Kombinezon ochronny z krótkimi rękawami
Lekarz na izbie przyjęć, 41-letni Juan Manuel Parra, był od godziny 8 rano przez 16 godzin sam z pacjentką, 44-letnią hiszpańską pielęgniarką Teresą Romero, która zaraziła się wirusem eboli pielęgnując dwóch chorych na gorączkę krwotoczną hiszpańskich misjonarzy. Jak poinformował w czwartek (09.10) jej brat, chora jest w bardzo złym stanie.
W trakcie przyjęcia pacjentki do szpitala jej stan pogarszał się w bardzo szybkim tempie: miała kaszel i biegunkę i wymiotowała.
Lekarz, który był przy niej, musiał 13 razy zmieniać ochronny kombinezon; ubranie to nie dawało mu jednak pełnej ochrony: miało krótkie rękawy. Doktor Parra, jak się podkreśla, postępował jednak w poczuciu odpowiedzialności: tego samego dnia wieczorem udał się na kwarantannę, gdzie już przebywała jego pacjentka i jej mąż.
Lekarz oraz dwoje pacjentów będzie teraz na kilkudniowej obserwacji, podobnie jak lekarka, u której 30 września była Teresa Romero, nie informując jej jednak, że pielęgnowała dwóch chorych na ebolę misjonarzy.
Karetka bez dezynfekcji
Prasa podaje, że równie dyletancko zorganizowany był transport medyczny chorej kobiety do kliniki Alcorcon w poniedziałek rano. Transport chorej zlecono prywatnej firmie Eurolimp, z którą ma umowę hiszpańskie ministerstwo zdrowia. W myśl przepisów bezpieczeństwa tylko jeden z dwóch sanitariuszy poszedł odebrać kobietę z mieszkania, ale miał on na sobie jedynie papierowy kombinezon ochronny. Tego samego dnia tą samą karetką przewożono jeszcze siedem innych osób, przy czym pojazd nie został ani razu zdezynfekowany.
Teresa Romero starała się zrekonstruować przebieg swoich czynności, by dojść do tego, w którym momencie mogło nastąpić zarażenie śmiercionośnym wirusem. Jak powiedziała w rozmowie z hiszpańskimi dziennikami "El Mundo" i "El Pais", podejrzewa, że ściągając ochronny kombinezon niechcący dotknęła twarzy lateksową rękawiczką.
25 września jej zadaniem było sprzątnięcie pokoju zmarłego na ebolę misjonarza Manuela Garcii Viejo. Przebiegu czynności nie można odtworzyć na podstawie monitoringu, ponieważ są tam tylko aparaty robiące zdjęcia, a nie ma kamer wideo.
Beztroskie podejście do środków ostrożności
Rząd Hiszpanii przyznał wobec władz unijnych w Brukseli, że personel medyczny nie przestrzegał środków ostrożności. Hiszpańskie władze zgłosiły już pięć przypadków podwyższonego ryzyka z podejrzeniem o zarażenie wirusem eboli.
W Madrycie coraz głośniej krytykuje się to, że misjonarzy w ogóle sprowadzono do Hiszpanii na leczenie. Jose Ramon Repullo, profesor w dziedzinie planowania w Narodowej Szkole Zdrowia uważa, że był to brak ostrożności.
- Gdybyśmy wysłali do Afryki zespół lekarzy, którzy na miejscu leczyliby misjonarzy w namiotach, koszty byłyby równie wysokie - powiedział w rozmowie z "El Pais".
opr. Małgorzata Matzke