Dublerka Merkel. Niezwykła kariera Polki w Niemczech
8 marca 2017Mimika, gesty, sposób w jaki poprawia perfekcyjną grzywkę á la Merkel. W szafie szpaler butów, marynarek, stos torebek i naszyjników. Wszystko to sprawia, że nie sposób nie ulec oczywistej iluzji: Ursula Wanecki, oficjalna dublerka kanclerz Merkel. Jesteśmy pierwszą ekipą, którą „Bundeskanzlerin” zaprasza do domu.
"No trudno, będę kanclerz"
Nikt nie przypuszczał, że mieszkająca w Niemczech od 1985, skromna emigrantka z Polski, specjalistka od podatków, stanie się najbardziej wziętą imitatorką kanclerz Merkel. Nic nie wskazywało, że będzie gwiazdą interaktywnego serialu „Du bist die Kanzlerin" (Galileo.tv), że będzie gościem rosyjskiego oligarchy na zamku w Elmau, i że weźmie udział w kontrowersyjnych, ale ważnych społecznie sesjach zdjęciowych.
– Wszystko zaczęło się od karnawału; miałam wystąpić w sari – wspomina pani Ula – ale w przesyłce z Indii zamiast jedwabiu był poliester. Dwa dni przed balem pomyślałam – no trudno, będę kanclerz.
Za namową koleżanek pani Ula wysyła zgłoszenie do agencji dublerów; oddycha z ulgą, gdy przychodzi odpowiedź – "podobieństwo nieznaczne".
Telefon zadzwonił podczas kampanii wyborczej w 2013. „Czy naprawdę jest pani podobna do kanclerz?” – słyszy od swojego przyszłego menadżera, Jochena Florstedta, z którym zwiąże się na lata.
Efekt stadny
– To wszystko potoczyło się zbyt szybko – mówi pani Ula, odpowiadając skinieniem na kolejne pozdrowienie przechodnia, w drodze do ulubionej kawiarni Waneckich. Tu w regionie Olpe wszyscy znają “Angie”. Do Berlina pani Ula jeździ już tylko pierwszą klasą. – Nie dlatego, że lubię luksus. Hasło “o patrzcie, Merkel” działa w takich sytuacjach jak samozapłon, mówi. Wkrótce Berlin okazuje się równie "swojski”, jak rodzinne strony. Pewnego dnia wracając z planu, z resztkami spływającego makijażu, w centrum Berlina dublerka zatrzymuje taksówkę: „Dokąd panią zawieźć, pani kanclerz?” – słyszy pytanie kierowcy.
Dojrzewanie do roli
– Musiałam dojrzeć intelektualnie i politycznie; byłam konfrontowana z sytuacjami, które mnie przerastały – ocenia po latach. Chociaż polityka zawsze była obecna w jej życiu (od lat pracuje na rzecz integracji Polaków w Niemczech), z czasem musiała się nauczyć "żyć z kanclerz”. W 2015 roku, kiedy przez Niemcy przetaczała się fala uchodźcza, rezygnowała z wielu propozycji. Ze strachu. – Odmawiałam udziału w targach, festynach; bałam się tłumu. Dobrze, że był wtedy ze mną mąż – mówi.
Pani Ula starannie selekcjonuje wydarzenia, w których weźmie udział – by nie zepsuć wizerunku kanclerz. Kilka razy odstąpiła od żelaznej zasady złego „pierwszego wrażenia”. Tak było w przypadku sesji dla magazynu dla lesbijek "Straight”.
– Nie jestem pruderyjna, ale uznałam tę sesję za wręcz absurdalną. I bałam się, autentycznie, co powie nie tyle mój mąż, ale kanclerz? Zaczęłam czytać o problemach homoseksualistów, o kilkunastu tysiącach zamordowanych w Auschwitz, za orientację seksualną. Wtedy coś we mnie pękło – mówi pani Ula. Czarno-biała sesja okazała się strzałem w dziesiątkę. W mediach zawrzało.
Kolejna sesja dla prestiżowego, francuskiego dziennika "Le Monde” i niemieckiego „Die Zeit”, realizowana przez Alison Jackson, w której “Kanclerz” występuje w zmysłowych pozach z "prezydentem Hollandem”, to kolejny sukces. Dzienniki rozchodzą się na pniu.
– Uderzające podobieństwo, samorodny talent i to, że naprawdę przyjemnie się z nią pracuje – mówi Florstedt o powodach popularności pani Uli. Jedynie silny, polski akcent nie pozwala ogłosić ją "kopią doskonałą”. Ale pani Ula nawet tę niedoskonałość potrafi przekuć w atut: podczas pewnego rautu wyznała, że z racji swoich polskich korzeni, niemiecki z polskim akcentem, to ten, którym posługuje się prywatnie. W końcu dziadek Merkel nazywał się Kaźmierczak.
"Słuchają nieudacznicy, słuchają bogacze”
Pani Ula każdego roku jest w Polsce, gdzie jest jurorką konkursu „Być Polakiem”, wspiera dom dziecka w Stargardzie. Mówią, że w kwestii porozumienia polsko-niemieckiego robi więcej, niż niejeden polityk.
– Jeszcze nigdy nie spotkałam się z negatywnym odbiorem pani Merkel w Polsce. Wręcz przeciwnie, mówi pani Ula. – A Polacy powinni kibicować kanclerz, bo nie ma dziś lepszego kandydata – dodaje.
– A wie pani co, najbardziej fascynuje mnie to, jak ona sobie radzi w tym męskim świecie? Słuchają jej i unijni nieudacznicy, i bogacze, a nawet sam Putin – wylicza pani Ula, spoglądając na swoje krótko przystrzyżone paznokcie. À la Merkel.
– Chciałabym móc o nie bardziej zadbać, pomalować – wzdycha.
Agnieszka Rycicka