Drony to nie gra komputerowa
31 marca 2013Tylko na pozór obsługa drona nie różni się od wymagań stawianych miłośnikom komputerowych gier typu "strzelanka", w których chodzi o "wyeliminowanie" jak największej liczby przeciwników. Choć jego operator czesto siedzi w klimatyzowanym baraku, odległym o parę tysięcy kilometrów od pola bitwy, ma do czynienia z prawdziwą śmiercią, co stwarza mu poważne problemy psychiczne.
Ważne dylematy moralne i prawne
Porucznik Carsten Endemann był przez trzy lata operatorem izraeskiego drona zwiadowczego typu Heron. Bundewehra dzierżawi trzy takie aparaty i od 2009 roku wykorzystuje je do celów patrolowych w Afganistanie. Endemann odbył stosowne przeszkolenie w Izraelu. Podczas służby w Afganistanie jego stanowisko robocze mieści się w odległości niecałych 50 metrów od miejsca, z którego pilotowany przez niego dron odrywa się od ziemi.
To nietypowa sytuacja. Na ogół drony, zwłaszcza bojowe, sterowane są z dystansu mierzonego w tysiącach kilometrów lub mil. Ciekawe, że wydłużenie dystansu między żołnierzem a celem, a do tego sprowadzają się zadania operatorów dronów, często przynosi skutek odwrotny od zamierzonego. Obsługa dronów bojowych nie jest grą komputerową. One zabijają naprawdę, a nie w wirtualnej pseudorzeczywistości.
Obraz dostarczany z optyki drona jest doskonały. Na ekranie na stanowisku dowodzenia widać jak na dłoni przesuwające się pod bezzałogowym aparatem latającym domy i ulice, jeśli leci on akurat nad obszarem zabudowanym. - Na tym terenie spodziewamy się obecności talibów - wyjaśnia porucznik Endemann. - Zadarza się, że mamy ich na monitorze i widzimy, że są uzbrojeni.
Tym razem pilotowany przez niego dron czuwał nad bezpieczeństwem patrolu Bundeswehry. Kiedy doszło do kontaktu z talibami, niemieccy żołnierze wystrzelili w ich kierunku amunicję sygnałową, co znaczy "widzimy was i wiemy, co zamierzacie". Talibowie zrozumieli ostrzeżenie i od razu się wycofali.
Chociaż Heron 1 jest nieuzbrojonym dronem rozpoznawczym, jego pilot wcale nie ma wrażenia, że bawi się w grę kompterową. - Często widzę na monitorze kolegów, z którymi wczoraj wieczorem rozmawiałem w bazie. Zdarza się, że mogę obserwować ich potyczkę z talibami, a kiedy któryś z nich zostaje ranny związane z tym obciążenie psychiczne jest zawsze bardzo duże - przyznaje.
Profesor Jutta Weber z Uniwersytetu Padeborn specjalizuje się w filozofii techniki, badającej jej naturę i skutki społeczne, jaki przynosi jej rozwój. W wywiadzie dla Deutsche Welle zwraca uwagę, że "dziś nie tylko wojsko, ale także służby specjalne wysyłają drony bojowe w przestrzeń powietrzną państw uznanych porzez nie za wrogie w misji wyeliminowania przeciwników podejrzewanych o działalność terrorystyczną. W praktyce równa się to ich zabijaniu bez sądowego wyroku skazującego, co stwarza sytuację prawną pilnie wymagającą uregulowania - twierdzi.
Jej opinię potwierdzają dane pozarządowej organizacji pokojowej Medact z siedzibą w Londynie. Od roku 2001 amerykańskie drony bojowe zabiły w Pakistanie. Somalii i Jemenie od 3.000 do 4.500 ludzi, z których bardzo wielu było cywilami zachowującymi się w sposób, które program drona uznał za "wrogie" i nakazujące mu odpalenie rakiet lub zrzucenie bomb.
Czy Bundeswehra zakupi drony bojowe?
-Użycie dronów przy zachowaniu obecnie obowiązujących uregulowań prawnych uważam za sytuację nie budzącą wątpliwości natury etycznej - oświadczył w styczniu w Bundestagu minister obrony RFN Thomas de Maiziére. Wyposażenie niemieckich sił zbronych w drony bojowe jest decyzją uzasadnioną "ze względów polityki bezpieczeństwa, polityki sojuszniczej i z powodów technologicznych" - dodał.
W tej chwlii Bundeswehra używa trzech izraelskich dronów rozpoznawczych typu Heron 1. Umowa o ich wynajęciu, zawarta z producentem - firmą IAI - wygasa na jesieni 2014 roku. Wiele wskazuje na to, że zostaną one zastąpione "odchudzoną" wersją sprawdzonego w działaniu amerykańskiego drona bojowego Predator.
Dyskusja w tej sprawie jest wciąż w toku. Alternatywą byłoby zakupienie europejskich dronów zwiadowczych Eurohawk, ale koszt czterech aparatów tego typu wraz z naziemną stacją naprowadzania, wynoszący ponad miliard euro, wydaje się barierą nie do pokonania. Tym bardziej, że eksperci są zdania, że ich ostateczna cena byłaby znacznie wyższa.
Sven Ahnert / Andrzej Pawlak
red.odp.: Barbara Cöllen